Już w pierwszych dniach po inauguracji demokrata zarządził całą wstecz w amerykańskiej polityce klimatycznej. Ale na razie emisje dalej będą rosnąć.

Pokora i ambicja – te dwie cechy, jak zapowiedział specjalny pełnomocnik ds. dyplomacji klimatycznej John Kerry, mają cechować postawę Waszyngtonu po powrocie do porozumienia paryskiego. Kerry poddał krytyce „nieodpowiedzialną” postawę Donalda Trumpa w odniesieniu do klimatu i obiecał nadrobienie zaległości. Akcentował w tym kontekście znaczenie nadchodzącego szczytu w Glasgow, dodając, że jego fiasko „nie jest opcją”. Najważniejszy polityk jeśli chodzi o zewnętrzny wymiar polityki klimatycznej Stanów Zjednoczonych rozmawiał już o współpracy z prezydentem COP26 Alokiem Sharmą. Na ponad pół roku przed listopadową konferencją USA planują własny szczyt, który ma zmobilizować liderów do podnoszenia ambicji w zakresie redukcji emisji.
Oprócz zapowiadanego od dawna powrotu do porozumienia paryskiego – formalnie USA staną się znów jego stroną 19 lutego – w pierwszych dniach nowy prezydent podjął decyzje o zablokowaniu flagowej inwestycji związanej z paliwami kopalnymi, ropociągu Keystone XL. Jego budowie sprzeciwiała się z przyczyn środowiskowych także administracja Baracka Obamy, ale jego decyzje odwrócił Trump. Rezygnacja z wartej 8 mld dol. inwestycji, która miała połączyć rafinerie Zatoki Meksykańskiej z kanadyjskimi złożami ropy, napędzając wydobycie z wysokoemisyjnych piasków roponośnych na wiele dekad wprzód, potwierdza wysoką pozycję polityki klimatycznej w hierarchii priorytetów nowej administracji. Tym bardziej że stanowi ona cios w stosunki Waszyngtonu z sąsiadem z północy, który uważał projekt za kluczowy i zdążył zrealizować już część budowy na swoim terytorium.
Biden wprowadził już także, zgodnie z przedwyborczymi zapowiedziami, ograniczenia dotyczące nowych projektów wydobycia gazu, ropy i węgla na terenach będących własnością rządu federalnego. Decyzja ta będzie obowiązywać przez 60 dni, po analizach prawnych ma jednak przyjąć formę trwałego moratorium. Według doniesień Bloomberga kolejne konkrety mają zostać przedstawione przez administrację już w przyszłym tygodniu. Prezydent zablokował też kontrowersyjne plany rozwoju wydobycia na terenie rezerwatu przyrody na Alasce. Informacja o zahamowaniu wydawania nowych zezwoleń spowodowała spadki notowań kluczowych spółek sektora. Odwierty na gruntach i wodach należących do państwa odpowiadają za blisko jedną czwartą całej amerykańskiej produkcji ropy naftowej i ponad 10 proc. produkcji gazu. Jednocześnie surowce kopalne wydobyte na tych terenach odpowiadają za ok. 24 proc. amerykańskich emisji dwutlenku węgla.
Biały Dom rozpoczął również przegląd standardów środowiskowych. To gigantyczne przedsięwzięcie, bo w czasie rządów Trumpa poluzowanych lub zniesionych zostało ponad 100 regulacji w tej dziedzinie. Odwrócenie tych decyzji ma ułatwić Białemu Domowi realizację części celów programowych Bidena, w tym wejście na ścieżkę do bezemisyjnego wytwarzania prądu w perspektywie 2035 r.
USA wdrożyć mają bardziej wyśrubowane standardy emisyjności dla aut oraz nowe limity dotyczące metanu. Co ciekawe, plany w tej ostatniej dziedzinie spotkały się z pozytywną reakcją największych organizacji lobbingowych, w tym paliwowego American Petroleum Institute. To kolejny z ostatnich sygnałów, że biznes jest gotowy warunkowo poprzeć realizowany przez Biały Dom „zielony zwrot”. Lobbyści skrytykowali jednak decyzje o wstrzymaniu budowy Keystone XL i zahamowaniu wydobycia na państwowych gruntach. Szczególnie ta ostatnia decyzja negatywnie odbije się – według nich – na niezależności energetycznej kraju i miejscach pracy, oddając przestrzeń na rynku producentom z Rosji i Bliskiego Wschodu, gdzie podobnych ograniczeń nie ma.
Wspólnym mianownikiem niemal wszystkich pierwszych elementów zielonego zwrotu jest powrót do status quo ante – sprzed rządów Trumpa. Powrót „ładu Obamy” widoczny jest też w polityce kadrowej. Pierwsze miesiące przyniosą najprawdopodobniej pokryzysowe odbicie emisji. Co najmniej kilka miesięcy potrwa – według ekspertów – przyjęcie podniesionych celów klimatycznych na 2030 r. Według ekspertów wprowadzenie USA na ścieżkę do neutralności klimatycznej wymagałoby w najbliższej dekadzie zredukowania emisji o 45–50 proc. względem ich poziomu z 2005 r.
Większość w Senacie zwiększa możliwości forsowania prezydenckich inicjatyw, ale wciąż bardziej rosną oczekiwania wobec Bidena niż szanse ich zaspokojenia. Jednak przewaga jednego głosu (demokraci i republikanie mają po 50 senatorów, ale w przypadku remisu rozstrzygający głos uzyskuje wiceprezydent) zależy od wielu senatorów o konserwatywnym usposobieniu, związanych z regionami zależnymi od przemysłu paliwowego.