Stolice szykują się do boju o wspólnotowy budżet. Wyjściowa pozycja Polski jest dobra, a zwolennicy zaciskania pasa – bardziej osamotnieni
Przywódcy 27 krajów członkowskich po czterech miesiącach powrócą jutro do rozmów o europejskim budżecie, którego częścią będzie opiewający na 750 mld euro Plan Naprawczy. Na tym spotkaniu Rada Europejska miała też ponownie zapytać Polskę o jej zobowiązanie do neutralności klimatycznej. W grudniu 2019 r. Warszawa jako jedyna stolica nie dołączyła do ogólnoeuropejskiego celu zeroemisyjności do 2050 r.
Zgodnie z konkluzjami grudniowego szczytu do sprawy szefowie państw i rządów mieli powrócić właśnie w czerwcu. – Zobowiązanie z grudniowej Rady będzie zrealizowane w innym terminie – mówi jednak DGP minister ds. europejskich Konrad Szymański. Unia Europejska ma jeszcze trochę czasu, bo zaplanowany na listopad szczyt klimatyczny w Glasgow, na którym Europa miała iść w awangardzie walki ze zmianami klimatu, został przeniesiony na kolejny rok. Nie oznacza to jednak, że sprawy klimatu nie będą podnoszone, ponieważ zazielenianie gospodarek ma się znaleźć razem z cyfryzacją w centrum Planu Naprawczego.
Minister klimatu Michał Kurtyka uważa, że wokół grudniowego szczytu narosły różne interpretacje. – 28 państw przyjęło wspólnie konkluzje o tym, że jako Unia będziemy dążyć do neutralności klimatycznej w 2050 r., mając świadomość, że my mamy punkt startu, który uzasadnia inne podejście – mówi. Według niego to nie znaczy, że Polska nie wpisała się w unijny cel neutralności klimatycznej w 2050 r. Nie może jednak zagwarantować w sposób odpowiedzialny, że sama będzie w stanie osiągnąć neutralność jako kraj.
Bolesne dla Polski cięcia wciąż nie są wykluczone
Jasnej odpowiedzi od rządu chcą przedsiębiorcy. W apelu do premiera Mateusza Morawieckiego Konfederacja Lewiatan prosi o poparcie celu neutralności klimatycznej. – Aby móc osiągnąć przewagę technologiczną i utrzymać konkurencyjność, przedsiębiorcy chcą dostać jasny sygnał, w którym kierunku mogą się stabilnie rozwijać. Bez jasnej wizji trudno podejmować decyzje inwestycyjne, długoletnie, które mogą być bardzo kosztowne – mówi Dorota Zawadzka-Stępniak, dyrektor Departamentu Energii i Zmian Klimatu w Lewiatanie.
Bez tego Polsce trudniej będzie też uczestniczyć w rozmowach na temat instrumentów finansowych, za pomocą których UE będzie realizowała cele klimatyczne. Pandemia koronawirusa mocno zrewidowała plany finansowe Wspólnoty. Obok siedmioletniego budżetu konieczne jest też uruchomienie dodatkowego funduszu, który pomoże podnieść europejską gospodarkę na nogi. Polska ma być trzecim pod względem wielkości wsparcia beneficjentem Planu Naprawczego. Zgodnie z wyjściową propozycją mamy otrzymać prawie 64 mld euro w formie dotacji i pożyczek.
Ostatnia rozmowa przywódców na temat budżetu na szczycie w lutym zakończyła się fiaskiem. Powodem był sprzeciw państw walczących z nadmiernymi wydatkami UE pod egidą tzw. oszczędnej czwórki: Austrii, Danii, Holandii i Szwecji. Jak podkreśla Konrad Szymański, podziały wciąż są widoczne, ale propozycja funduszu poszerzyła pole manewru negocjacyjnego. – Tym samym państwa o najbardziej negatywnym stanowisku wobec wysokiego poziomu wydatków UE są dziś bardziej osamotnione – dodaje. Na porozumienie podczas piątkowego spotkania, które odbędzie się w formie wideokonferencji, nie ma co liczyć. – Bez osobistych negocjacji liderów nie jest możliwe przyjęcie budżetu – ucina minister ds. europejskich.