Eksperci podkreślają, że w krótkim terminie trzeba podnieść gospodarkę na nogi, ale w dłuższym ‒ zadbać o klimat.
– Pieniądze zainwestowane w walkę z recesją muszą prowadzić nas na nowe ekonomiczne tory, do nowej gospodarki. Jeśli nam się to nie uda, jeśli odrzucimy Zielony Ład, to wyrzucimy pieniądze na utrzymanie gospodarki takiej, jaką znamy i stracimy szansę na transformację. Stracimy podwójnie – podkreślał wczoraj Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i architekt jej Zielonego Ładu, ogłoszonego przed kilkoma miesiącami.

Drugorzędna kwestia

Już 17 członków UE apeluje do Brukseli, by z Zielonego Ładu uczynić centralny mechanizm wychodzenia z kryzysu. Pod apelem nie podpisały się głównie kraje środkowoeuropejskie: Polska, Rumunia, Litwa, Estonia, Węgry, Czechy, Bułgaria i Chorwacja, a także Cypr i Belgia. Poza Polską wszystkie te państwa wyraziły jednak zgodę na podniesienie celu klimatycznego, zgodnie z którym w 2050 r. Unia Europejska ma zrównać ilość gazów cieplarnianych emitowanych do atmosfery z ilością tych pochłanianych.
Warszawa ma określić się w sprawie neutralności klimatycznej w czerwcu, ale już teraz wiadomo, że rząd PiS będzie chciał skorygować politykę klimatyczną (mówił o tym w poniedziałkowym wywiadzie dla DGP minister ds. europejskich Konrad Szymański). Co, jeśli się nie zgodzimy? Niektóre kraje oczekują od nas solidarności, a za jej brak domagają się ucięcia o połowę pieniędzy na sprawiedliwą transformację.
Chociaż UE obrała już zielony kierunek, to start może się nieco przesunąć w czasie, co rodzi z kolei pytanie, czy nie odwlecze to dotarcia do mety. Pod apelem do KE, z kilkudniowym opóźnieniem, podpisały się także Niemcy. Berlin niedługo będzie miał sporo do powiedzenia w sprawach europejskich, bo w drugim półroczu obejmie przewodnictwo w Radzie UE. Z listu, jaki niemiecki ambasador przy UE Michael Clauss wysłał do Berlina, a do którego dotarł „Der Spiegel”, wynika jednak, że zazielenianie europejskiej gospodarki niekoniecznie będzie wówczas w centrum zainteresowania. Kwestie takie jak Zielony Ład w kolejnym półroczu zostaną „nieuchronnie odłożone lub staną się drugorzędne” – napisał Clauss.
biznes i klimat
Komisja deklaruje, że Zielony Ład pozostaje w mocy, ale pandemia wymusza opóźnienia w harmonogramie prac nad niektórymi jego elementami. Jak donosiły brukselskie media, na przyszły rok odłożono pomniejsze projekty, jak uregulowanie gospodarki leśnej i „zielone zachęty” dla konsumentów. KE pozostaje jednak przy tym, by zgodnie z planem ogłosić we wrześniu zwiększenie celów klimatycznych na 2030 r. – redukcja emisji gazów cieplarnianych ma wynieść 50 lub 55 proc. w stosunku do poziomu z 1990 r. (dziś obowiązuje cel 40-proc.).

Liczy się presja

Eksperci tłumaczą, że w zielonej ścieżce wychodzenia z kryzysu nie chodzi o to, żeby dodatkowo obciążać gospodarkę w czasie recesji, ale żeby emisje znów nie wzrosły gwałtownie, gdy wróci ona na normalne tory.
‒ Kryzys gospodarczy to nie jest jedyny kryzys, jaki mamy. Globalne emisje spadną w 2020 r., ale gdy wzrost PKB powróci, miejmy nadzieję w przyszłym roku, emisje znów zaczną rosnąć. Chyba że spożytkujemy fazę odbicia na to, by postarać się ograniczyć emisje. Ideą zielonego planu naprawy jest użycie takich bodźców i środków, by odpowiedzieć na kryzys pandemiczny, ale także klimatyczny ‒ mówił w poniedziałek na telekonferencji zorganizowanej przez GSCC prof. Michael Jacobs z Instytutu Badań Ekonomicznych na Uniwersytecie w Sheffield, były doradca brytyjskiego rządu w czasie kryzysu finansowego (Londyn już wtedy w ramach fiskalnego pobudzania gospodarki zastosował wydatkowanie skoncentrowane na środowisku).
Jacobs zauważył, że w Europie są też głosy, że kryzys jest tak głęboki, że trzeba pozbyć się klimatycznych regulacji, by nic nie przeszkadzało w naprawie gospodarki, a nawet by wspierać sektory oparte na węglu i lotnictwo, które dziś mocno cierpią. Zaznaczył, że taki „prosty” plan wyjścia z kryzysu pogłębiłby kryzys klimatyczny.
Dopytywany przez DGP, od czego zależy, czy dany kraj wybierze zieloną czy brązową ścieżkę wychodzenia z kryzysu, odparł, że zależy to od „wpływów i presji na rząd”. ‒ W krajach takich jak Polska, gdzie węgiel jest ważnym sektorem, presja, by go wspierać, będzie silna. W Wielkiej Brytanii węgiel jest w zasadzie martwy. Ale jest też presja opinii publicznej ‒ powiedział Jacobs. Dodał, że na politykę kraju ma też wpływ polityka Unii, a ta powinna wspierać finansowo transformację w krajach uzależnionych od węgla.
By zapewnić „zielone” wyjście z kryzysu, rządy powinny obwarowywać plany ratunkowe dla przemysłów takich jak lotnictwo czy motoryzacja, warunkami dekarbonizacji i inwestowania w zielone technologie. Takie kontrakty z rządem mają zdaniem brytyjskiego eksperta duży potencjał, ich realizację państwo może rozłożyć w czasie. ‒ W krótkim okresie damy wam pieniądze, byście mogli dalej funkcjonować, ale w zamian w średnim i długim okresie wasze plany muszą się zmienić ‒ tłumaczył. Dodał, że państwo za pomoc może też otrzymać udziały w takiej firmie, czyli odzyska pieniądze, gdy z powrotem będzie ona zarabiać. A w ramach pobudzających wydatków państwa priorytet powinny mieć inwestycje dobre dla środowiska.

Pomysły na Polskę

Marcin Korolec, prezes Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych, zaproponował rozszerzenie programu „Mój Prąd”, by mogli z niego korzystać również przedsiębiorcy oraz by można go było wykorzystywać na magazyny energii. ‒ Innym programem mogłoby być masowe dofinansowanie zakupu autobusów elektrycznych. Z jednej strony gwarantowalibyśmy miejsca pracy w tym segmencie, a z drugiej pomoglibyśmy finansowo samorządom. Przejazd pojazdem z napędem elektrycznym jest o dwie trzecie tańsze niż z napędem spalinowym ‒ wskazał.
Z kolei Katarzyna Szwarc z Fundacji Instrat zauważyła, że zapowiedziany przez rząd antykryzysowy program inwestycji publicznych na 30 mld zł zakłada, że część środków będzie przeznaczona na transformację energetyczną i ochronę środowiska, ale nie wiadomo, ile i na co dokładnie. ‒ Wiemy natomiast, że już w ramach pierwszej części tarczy antykryzysowej pomoc trafi prawdopodobnie do takich spółek jak PGG, która zwróciła się o wsparcie wypłaty wynagrodzeń ‒ powiedziała Szwarc. Przypomniała, że zgodnie z ustawą górniczą do końca 2023 r. limit pomocy publicznej na restrukturyzację branży wynosi 7 mld zł.
Fundacja postuluje, by większość środków w ramach programu inwestycji publicznych była przeznaczana na cele związane ze sprawiedliwą transformacją energetyczną. ‒ Polska ma wiele takich instrumentów polityki publicznej od europejskiego Zielonego Ładu, po Mój Prąd, Czyste Powietrze czy elektromobilność, na których moglibyśmy oprzeć nasz zielony pakiet fiskalny ‒ powiedziała Szwarc. Dodała, że źródłem finansowania mogłyby być zielone obligacje, które Polska jako pierwszy kraj na świecie wyemitowała w 2016 r.
Pandemia wymusza opóźnienia w pracach nad Zielonym Ładem