Czy Berlinowi uda się obronić status lidera zielonej transformacji? Na jego drodze do realizacji celów klimatycznych stoi sporo przeszkód.
Dziś niemiecki rząd miał zaakceptować brzmienie ustawy, która ureguluje odejście RFN od spalania węgla. Jednak zamiast przyjęcia konkretnych planów Angela Merkel musiała zaprosić do urzędu kanclerskiego premierów krajów związkowych, w których wciąż wydobywa się i spala węgiel. Regionalni włodarze są niezadowoleni z prac nad dokumentem.
Według doniesień mediów powołujących się na źródła w rządzie gabinet Merkel chce zgodzić się na uruchomienie nowej elektrowni węglowej Datteln IV o mocy przeszło 1 GW, którą koncern Uniper wybudował w Nadrenii Północnej-Westfalii. W zamian spółka ma szybciej wyłączyć starsze elektrownie na wschodzie kraju. Tylko w taki sposób Niemcy zbliżą się do planów zmniejszenia ilości spalanego węgla. Ile bloków wyłączyć i do kiedy, rok temu wstępnie określiła komisja rządowa. Jej raport zawiera działania, które mają doprowadzić RFN do całkowitego odejścia od spalania węgla do 2038 r.
Premierzy wschodnich landów – Brandenburgii, Saksonii i Saksonii-Anhalt – protestują przeciwko robieniu wyjątku w sprawie Datteln IV. Argumentują, że konsekwencja tej decyzji, szybsze wyłączenie bloków działających w gorzej rozwiniętych regionach, pociągnie za sobą zbyt duże koszty społeczne. Dopiero po znalezieniu kompromisu z landami rząd zaprezentuje dokładny przepis na dekarbonizację. Znaczenie węgla stopniowo się zmniejsza. Według Fraunhofer Institut w 2019 r. udział węgla brunatnego w niemieckim miksie energetycznym stanowił 20 proc. (spadek o 1/5 w relacji do 2018 r.), a węgla kamiennego – 9 proc. (spadek o 1/3). Ale proces musi przyspieszyć, jeśli RFN chce wypełnić cele klimatyczne.
– Politycy w Niemczech chcą rozbudowywać sektor energetyki wiatrowej, przemysł zauważył potrzebę wykorzystania wodoru, żeby przestawić produkcję na klimatycznie neutralną, a producenci samochodów, jak Volkswagen, coraz częściej stawiają na samochody elektryczne – mówi Patrick Graichen, dyrektor berlińskiego think tanku Agora Energiewende. – To nie wystarczy, aby osiągnąć cele klimatyczne w 2020 r., ale o 2030 r. można myśleć z większym optymizmem – komentuje ekspert. Cel na początek następnej dekady jest zapisany w umowie koalicyjnej Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) i Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Ugrupowania chcą, aby za 10 lat zielona energia stanowiła 65 proc. miksu. W 2019 r. było to 46 proc.
Jednak budowa nowej infrastruktury OZE, która ma zastępować węgiel i atom, w ostatnich latach wyhamowała. – Musimy przyspieszyć proces planowania. Stoimy w miejscu w zbyt wielu obszarach – mówił premier Dolnej Saksonii Stephan Weil we wczorajszym wywiadzie dla dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Polityk oczekuje, że rząd federalny znajdzie rozwiązania, dzięki którym uda się odblokować potencjał Energiewende.
Obecnie plany budowy nowych farm wiatrowych lub sieci energetycznych trafiają do sądów ze względu na protesty lokalnych inicjatyw. Z tego powodu w 2019 r. postawiono tylko 276 nowych wiatraków o mocy 940 MW, gdy w 2017 r. udało wybudować się aż 1792. Krytyczny stosunek do lądowej energetyki wiatrowej pokazują sondaże. Według badania instytutu IASS jej rozwój budzi największy sprzeciw ze wszystkich aspektów koncepcji Energiewende. Negatywnie do niej nastawionych było 22 proc. respondentów, a 55 proc. oceniło, że to mieszkańcy terenów, gdzie powstają wiatraki, powinni mieć prawo do ostatecznej decyzji w ich sprawie.
Do tego roku Niemcy miały zredukować emisję gazów cieplarnianych o 40 proc. względem ich poziomu z 1990 r., zapewnić 35-proc. udział OZE w zużywanej energii elektrycznej oraz obniżyć zużycie prądu o 10 proc. względem 2008 r. Według Bartłomieja Kozka z Centrum UNEP/GRID-Warszawa cele te najprawdopodobniej nie zostaną zrealizowane. – W ostatnich latach rząd odszedł od założeń związanych z demokratyzacją i decentralizacją wytwarzania energii. Bardziej dominująca stała się perspektywa większych inwestorów, co przekłada się na zwiększenie lokalnego oporu wokół inwestycji – mówi Kozek.
Na to, że realizacja niemieckich celów klimatycznych na ten rok stoi pod znakiem zapytania, wskazywał też niedawno McKinsey. Wyjątkiem jest kryterium związane z udziałem OZE w zużywanym prądzie, jednak poza tym zaległości są bardzo duże. Świadectwem coraz większych problemów rządu jest także to, że – jak wskazują sondaże – generalnie pozytywnie nastawieni do idei Energiewende Niemcy coraz bardziej krytycznie odnoszą się do sposobu jej realizacji.
Główne zarzuty dotyczą tempa transformacji, ocenianego jako zbyt powolne, by skutecznie ochronić klimat, a także kosztów, chaotycznego przebiegu oraz niesprawiedliwego rozkładu obciążeń. Z drugiej strony we wschodnich landach, gdzie mieszczą się zagrożone przez plany Merkel ośrodki związane z wydobyciem i spalaniem węgla, narasta sprzeciw wobec dekarbonizacji.
Przed Berlinem jest też realizacja ostatniej fazy planu wygaszania elektrowni jądrowych. Ostatnie reaktory mają zostać wyłączone do 2022 r. Tymczasem jeszcze w ubiegłym roku atom odpowiadał za ok. 14 proc. wyprodukowanego prądu i ponad 6 proc. zużycia energii w Niemczech. Wygaszanie atomu jest najbardziej kontrowersyjną częścią Energiewende, ponieważ wielu specjalistów uważa, że jako niskoemisyjne źródło energii ma on do odegrania ważną rolę w zielonej transformacji. Entuzjastką denuklearyzacji nie była pierwotnie także Merkel, która jeszcze w 2010 r. chciała przedłużenia ich eksploatacji. Po katastrofie w Fukushimie jej rząd dokonał zwrotu i przyjął plan odejścia od atomu. Denuklearyzacja od lat cieszy się szerokim konsensusem w niemieckim społeczeństwie oraz na scenie politycznej.
Bartłomiej Kozek prognozuje, że w najbliższych latach – m.in. w związku z politycznym umacnianiem się Zielonych – należy się spodziewać przyspieszenia Energiewende. – Zapowiedzią tego, co będzie się działo w Niemczech, może się okazać niedawne zawiązanie koalicji Zielonych i Austriackiej Partii Ludowej u południowego sąsiada. W takim scenariuszu można sobie wyobrazić, że Zieloni pójdą z chadekami na kompromisy programowe w różnych kwestiach, ale nie w ekologicznych – ocenia.