Spowolnienie zmian klimatycznych wymaga ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, tymczasem ta wciąż rośnie.
Tysiące delegatów z całego świata do końca tygodnia negocjują na szczycie klimatycznym w Madrycie utworzenie globalnego systemu handlu emisjami. Przewiduje to art. 6 zawartego w 2015 r. porozumienia paryskiego. W założeniu system taki miałby stanowić zachętę do ograniczania emisji.
To ważny krok, ale niewystarczająco ambitny, jak przekonują autorzy corocznego raportu ONZ. Ich zdaniem nawet gdyby sygnatariusze porozumienia paryskiego wypełnili swoje obecne zobowiązania, średnia temperatura na świecie i tak pod koniec wieku wzrośnie o 3,2 st. C. Aby osiągnąć ustalony w Paryżu cel 1,5 st., świat musiałby do końca przyszłej dekady zredukować ilość gazów cieplarnianych o ponad połowę.
Tymczasem na razie emisje rosną; raport ONZ szacuje, że ok. 1,5 proc. rocznie. Eksperci Global Carbon Project ocenili zaś, że w 2019 r. świat wyemitował do atmosfery o 0,6 proc. gazów cieplarnianych więcej niż rok wcześniej i to pomimo spadków w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych (po 1,7 proc. w każdym z tych regionów). Wina spada na Azję, w tym głównie na Chiny, które emitują więcej niż UE i USA razem wzięte (wzrost o 2,6 proc.).
Chiny publicznie mówią o konieczności walki ze zmianami klimatu, ale deklaracje często wyprzedzają działania. Weźmy chociażby energetykę: Państwo Środka dysponuje największymi na świecie mocami węglowymi, na poziomie blisko 1000 GW, choć jeszcze na początku stulecia miało ok. 200 GW, mniej więcej tyle samo, co Unia Europejska, która od tego czasu zredukowała je o 1/4. Podobny trend był w ostatnim 20-leciu udziałem USA, które ograniczyły swoje moce z węgla z ponad 320 GW do 260 GW.
Tymczasem Chiny nie zamierzają odchodzić od węglówek. Według danych zebranych w ramach projektu Global Energy Monitor od początku 2018 r. do połowy 2019 r. zbudowano blisko 43 GW nowych mocy węglowych, a w budowie są już kolejne bloki o mocy ponad 120 GW.
Plany Pekinu to część szerszego regionalnego trendu. Nowe brudne elektrownie budują się w całej Azji. Jeśli zrealizowane zostaną obecne zapowiedzi, azjatyckie moce węglowe, które i tak są największe na świecie i w największym stopniu przyczyniają się do globalnych emisji CO2, powiększą się o ponad 30 proc. Zgodnie z prognozami Międzynarodowej Agencji Energetycznej w perspektywie 2040 r. w regionie Azji i Pacyfiku o 1/3 ma także wzrosnąć zużycie gazu ziemnego.
Chiny dotychczas chełpiły się koszulką lidera pod względem inwestycji w odnawialne źródła energii i zwiększania ich udziału w miksie. To w znacznej mierze nieaktualne. Wraz z wygaśnięciem hojnych dotacji na budowę OZE w Państwie Środka skończył się bowiem boom na czystą energetykę, co widać w kwotach przeznaczonych na takie inwestycje – z 76 mld dol. w I poł. 2017 r. do 29 mld dol. w I poł. 2019 r. Warto przy okazji wspomnieć, że w ramach porozumienia paryskiego chińskie zobowiązanie nie jest bardzo ambitne. Pekin obiecuje, że po 2030 r. nie będzie już zwiększał swoich emisji oraz że pod koniec przyszłej dekady 20 proc. energii będzie wytwarzać z czystych źródeł.
Nie oznacza to, że mamy do czynienia z prostym schematem, w którym Azjaci są szwarccharakterami, a UE i Ameryka mogą umyć ręce od rosnących emisji. Skokowej rozbudowy azjatyckiej energetyki nie byłoby, gdyby nie trwający przez wiele dekad proces przenoszenia energochłonnego przemysłu ze świata zachodniego tam, gdzie możliwe jest obniżanie kosztów. Oznacza to, że choć w sensie terytorialnym za emisje odpowiada Azja, znaczny ich odsetek jest częścią śladu węglowego produktów, które konsumują Europejczycy czy Amerykanie.
Obraz odpowiedzialności poszczególnych regionów za zmiany klimatyczne jest też zupełnie inny, jeśli spojrzy się na emisje w perspektywie wykraczającej poza ostatnie dekady. Od początku rewolucji przemysłowej kraje obecnej UE i USA odpowiadają za blisko połowę uwolnionego do atmosfery CO2. Inną perspektywę przynosi też uwzględnienie czynnika ludnościowego – na jednego Chińczyka przypada ponaddwukrotnie mniej wyemitowanego CO2 (7 t rocznie) niż na Amerykanina (16,6 t).
Panujące na Dalekim Wschodzie tendencje muszą jednak budzić niepokój, bo biorąc pod uwagę potencjał gospodarczy i ludnościowy, Azja jest w stanie z łatwością zniwelować skutki nawet najbardziej ambitnych postanowień polityki klimatycznej UE i Ameryki. Tym bardziej że Chiny, oprócz inwestowania w gaz i węgiel u siebie, mogą też wspierać rozwój konwencjonalnej energetyki w innych krajach rozwijających się, np. w Afryce.