Wbrew pierwotnym założeniom szefowa MEN Barbara Nowacka postanowiła, że edukacja zdrowotna nie będzie obowiązkowa. Lekcje zastąpią wychowanie do życia w rodzinie (WDŻ) i rozpoczną się we wrześniu. Zdaniem ekspertów i nauczycieli decyzja została zmieniona w wyniku nacisków środowisk konserwatywnych oraz z powodu kampanii wyborczej.
– Pani minister i cały projekt edukacji zdrowotnej padły ofiarą wyborów prezydenckich. Edukacja znów nie została potraktowana poważnie – mówi DGP dr Karol Dudek-Różycki, nauczyciel chemii i przewodniczący Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych (PSNPP).
Dobrowolność edukacji zdrowotnej to cios
– Od ponad roku obserwujemy wiele nieprzemyślanych zmian w szkołach. Najpierw burzę wywołała dyskusja o pracach domowych – to podważyło autonomię szkół, nauczycieli. Później pojawił się temat lekcji religii (przed weekendem Nowacka podpisała rozporządzenie, że ma być jedna godzina w tygodniu – red.). Decyzja dotycząca edukacji zdrowotnej, jej dobrowolność, to kolejny cios – trzeci gwóźdź do trumny edukacyjnej – ocenia Agnieszka Ciesielska, polonistka i przedstawicielka organizacji SOS dla Edukacji.
Nauczycielka dodaje, że sprawa edukacji zdrowotnej zniechęca do rządzących osoby związane z oświatą . – Z obecnej sytuacji wynikają dwie rzeczy. Po pierwsze, narastają społeczny niepokój i frustracja. Słyszę od wielu osób związanych z edukacją, że mają dość i tracą zaufanie do nowych władz – mówi. – Po drugie, szkoły tracą energię. Bo już nie wiadomo, jaka reforma wejdzie w życie w 2026 r., co stanowi jej trzon. Brakuje jasności co do przyszłych zmian, a ostatnie działania MEN tylko pogłębiają dezorientację – dodaje.
Uczniowie nie pójdą na nieobowiązkowe zajęcia
Czy edukacja zdrowotna jako przedmiot nieobowiązkowy ma szansę się sprawdzić? – Podobnie jak w przypadku wychowania do życia w rodzinie, większość dzieci prawdopodobnie nie będzie uczestniczyć w nieobowiązkowych zajęciach. To tylko zmiana nazwy, a ogromna energia włożona w ten ważny projekt poszła na marne. Młodzi są przeciążeni lekcjami, więc trudno się dziwić, że jeśli mogą, to będą z czegoś rezygnować – wskazuje Ciesielska.
W podobnym tonie sprawę komentuje dr Dudek-Różycki, który uważa, że fakultatywna edukacja zdrowotna stanie się substytutem WDŻ. – Tylko z dodatkowymi problemami organizacyjnymi – podkreśla. Zwraca przy tym uwagę na brak nauczycieli odpowiednio przygotowanych do realizacji zajęć zgodnie z nową podstawą programową.
Minister Nowacka zapowiedziała roczną ewaluację. Czy MEN rozważa, by przedmiot stał się obowiązkowy w kolejnych latach? – Przeanalizujemy każdą opcję – mówi DGP wiceminister Katarzyna Lubnauer. – Chciałabym jednak podkreślić coś bardzo ważnego – nawet jeśli edukacja zdrowotna pozostaje przedmiotem nieobowiązkowym, naszym priorytetem jest, aby uczestniczyło w niej jak najwięcej dzieci. Dlatego teraz kluczowym zadaniem jest zachęcenie rodziców, by posyłali swoje dzieci na te zajęcia, ponieważ są one naprawdę potrzebne – dodaje.
Rozczarowani decyzją MEN
Ciesielska uważa jednak, że ewaluacja nie będzie miarodajna, bo nawyki rodziców, uczniów i nauczycieli wypracowane przy WDŻ automatycznie przeniosą się na edukację zdrowotną. – Gdyby przedmiot był obowiązkowy (najlepiej nie od września 2025 r., tylko później), szkoły miałyby szansę na jego sensowne wprowadzenie. Ewaluacja ma sens, gdy dotyczy wersji pełnej, całościowej. To pozwoliłoby na jego rzetelną ocenę – wskazuje.
Profesor dr hab. Zbigniew Izdebski, pedagog, seksuolog i specjalista zdrowia publicznego z UW i Uniwersytetu Zielonogórskiego, który stał na czele prac nad podstawą programową edukacji zdrowotnej, nie kryje rozczarowania ostateczną decyzją MEN w sprawie przedmiotu.
– Od wielu lat zajmuję się edukacją zdrowotną i seksualną, więc niestety przyzwyczaiłem się do tego, że te tematy są często upolityczniane. Doceniam determinację MEN, MZ i MSiT, które podjęły inicjatywę wprowadzenia tego przedmiotu – początkowo jako obowiązkowego. Gdyby politycy nie ingerowali w ten proces, sytuacja wyglądałaby znacznie lepiej – mówi.
– Mimo to w obecnych realiach uważam, że samo wprowadzenie edukacji zdrowotnej jako przedmiotu fakultatywnego to już pewien postęp – dodaje.
Zwrot MEN w kwestii edukacji zdrowotnej wywołał wiele pytań. Nauczyciele zastanawiają się, czy zajęcia będą realizowane zgodnie z pełną podstawą programową, czy jedynie jako WDŻ wzbogacone o elementy nowego przedmiotu. Niejasne jest również, czy uczniowie będą oceniani za uczestnictwo w zajęciach i czy stopnie będą wliczane do średniej.
Katarzyna Lubnauer precyzuje, że na zajęciach będzie obowiązywała podstawa programowa edukacji zdrowotnej. A co ze stopniami? – Ostateczne decyzje w tej sprawie znajdą się w rozporządzeniu. Musimy dostosować szczegóły dotyczące przedmiotu od strony prawnej – mówi. ©℗