Małe szkoły pozostaną, ale tylko z zerówkami i klasami I–III. Uczniowie starsi będą dowożeni do jednej dużej placówki na terenie gminy. Dla wójtów to nadzieja na oszczędności
Ministerstwo Edukacji za trudną sytuację małych szkół z niewielką liczbą uczniów obwinia poprzedników, którzy zlikwidowali gimnazja i przywrócili ośmioletnie podstawówki. Jak zapowiada Katarzyna Lubnauer, wiceminister edukacji narodowej, tę kwestię trzeba uporządkować. – Wyobraźmy sobie, że w małej szkole pozostawiamy klasy I–III, a także grupy przedszkolne z zerówką. A w większej miejscowości gmina tworzy szkołę z klasami I–VIII, do której będą chodziły dzieci z okolicznych miejscowości. W szkole tej już jest sala gimnastyczna z prawdziwego zdarzenia, komplet nauczycieli i pełna oferta zajęć poza lekcyjnych – mówiła niedawno w rozmowie z DGP.
– To nic innego jak odwracanie reformy, którą wprowadziliśmy. Pani minister nie pokazuje tu żadnych badań, które świadczyłyby o tym, że polityka, która docelowo prowadzi do likwidacji małych szkół, miałaby być lepszym rozwiązaniem niż obecnie funkcjonowanie małych szkół blisko domu uczniów – komentuje Anna Zalewska, była minister edukacji.
– Mamy obecnie około jednej trzeciej małych szkół, które za naszych rządów były skutecznie bronione przed zakusami likwidacji przez niektórych samorządowców. Proponowałabym raczej zająć się zmianą podziału subwencji oświatowej, aby w dużych miastach nie opłacało się zamiast dwóch szkół prowadzić jedną, ale na dwie zmiany – proponuje Zalewska.
Wyrównywanie szans
Ministerstwo przekonuje, że przeniesienie starszych uczniów do jednej większej szkoły na terenie gminy jest podyktowane dążeniem do tego, by niezależnie od miejsca zamieszkania dzieci miały równe szanse na dobrą edukację. Otrzymaliśmy już potwierdzenie, że kuratorzy oświaty co do zasady nie będą blokować samorządom decyzji o pozostawieniu jedynie małej szkoły z klasami I–III i oddziałem zerowym. Wszystko w ramach tzw. decentralizacji.
Jeżeli jednak wójt nie będzie chciał się narażać lokalnej społeczności, może nadal utrzymywać mniejszą szkołę z oddziałami I–VIII. Wtedy jednak ministerstwo postawi warunki co do jakości nauczania w takiej placówce.
Kwestia kosztów
W całej sprawie jest drugie dno: pieniądze. Koszt utrzymania szkoły podstawowej z klasami I–VIII jest znacznie większy (ok. 40 tys. zł na ucznia) niż przyznawana na uczniów subwencja (tzw. standard A to ok. 8900 zł). Dla szkoły z zerówką i nauczaniem początkowym, gdzie zatrudniony może być nawet tylko jeden nauczyciel, wydatki radykalnie spadają.
– Takie rozwiązanie będzie bardzo korzystne dla samorządowców, którzy borykają się z brakiem pieniędzy – stwierdza Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN. – W sytuacji, kiedy w podstawówce mamy np. 96 uczniów, czyli średnio 12 na klasę, w średnio zamożnej gminie w tym roku należy się spodziewać subwencji ok. 20 tys. zł na ucznia, łącznie prawie 2 mln zł. Z tego na wynagrodzenie nauczycieli samych tylko obowiązkowych przedmiotów trzeba wydać 1,5 mln zł. Do tego trzeba uwzględnić nauczycieli świetlicy, zerówki, a także nauczycieli specjalistów, czyli pedagoga, psychologa i logopedę – wylicza.
– W przypadku szkół liczących ok. 50 uczniów, a takich też jest wiele, na szkołę trafi około miliona subwencji, a drugi milion będzie musiała wygospodarować gmina. Ograniczenie małych szkół do klas I–III i stworzenie jednej szkoły dla starszych uczniów pod względem ekonomicznym będzie dobrym rozwiązaniem – dodaje.
Gminy chcą więcej
Przedstawiciele małych gmin chwalą propozycje resortu, ale chcieliby więcej.
– To krok w dobrym kierunku. Wyniki nauczania w małych szkołach z przedmiotów ścisłych są najgorsze. W prawie oświatowym powinno być zapisane, że jeśli szkoła podstawowa liczy poniżej 80 uczniów, bez zbędnych procedur może być zamknięta. Skoro w klasach I–III może być maksymalnie 25 uczniów, to również może być zapis, że minimalnie może być 10 uczniów. Wtedy lokalna społeczność nie będzie się sprzeciwiała takiemu rozwiązaniu, bo prawo tak stanowi – mówi DGP Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol i przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
– W klasach I–III już widzimy, że do szkół wchodzi niż demograficzny. W tym roku byłem na pasowaniu, na którym było zaledwie pięciu pierwszaków. Utrzymywanie takich placówek jest niczym innym, jak marnotrawieniem pieniędzy – przekonuje Krzysztof Iwaniuk.
Na propozycje tworzenia jednej dużej podstawówki na terenie gminy sceptycznie patrzą jednak inni specjaliści. – Dzieci spoza rejonu traktowane są przez rówieśników jako napływowi, a co za tym idzie – pojawia się problem z integracją. Nie można patrzeć na uczenie dzieci tylko przez pryzmat kosztów – wskazuje Ewa Tatarczak, psycholog, przewodnicząca Związku Zawodowego „Rada Poradnictwa”
– Dowożone dzieci często nie mają też możliwości skorzystania z dodatkowych imprez. Autobusy mają swój rozkład, a jeśli dodatkowe zajęcia są np. o 16, to część uczniów z automatu nie weźmie w nich udziału – przestrzega Ewa Tatarczak.
Samorządy mają czas do końca lutego na powiadomienie kuratorów o zamiarze likwidacji lub przekształcenia placówek. Z uwagi na zbliżające się wybory samorządowe w tym roku nie będzie jeszcze zapewne dużych ruchów w tę stronę. ©℗