Nauczyciele, którym nie odpowiadają warunki zatrudnienia, potrafią nawet w trakcie roku porzucić pracę bez względu na konsekwencje. Dyrektorzy rozkładają ręce i najczęściej pozwalają, aby nieodpowiedzialnych podwładnych nie spotykały z tego powodu żadne konsekwencje.
W większych miastach migracja nauczycieli jest bardzo duża. Dochodzi do takich sytuacji, że szefowie sąsiadujących ze sobą placówek wzajemnie podbierają sobie nauczycieli. Roszady i odejścia są dokonywane nawet na początku roku szkolnego. Formalnie nauczyciel, który jest już mianowany i ma stałe zatrudnienie, może się uwolnić od pracy w samorządowej szkole lub przedszkolu do końca maja. Wielu młodych nauczycieli jednak bez wahania potrafi odejść z pracy z dnia na dzień do innego zawodu lub innej placówki. Często dyrektorzy podstawieni pod ścianą nie chcą się konfliktować i walczyć z takim nagle rezygnującym pracownikiem. W rezultacie podejmują decyzję o rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron. I zostają z problemem – muszą zadbać o zastępstwa i możliwość realizowania przez uczniów podstawy programowej.
Związani prawem
Ponad 90 proc. nauczycieli ma zatrudnienie na czas nieokreślony. Dlatego, jeśli któraś z tych osób chciałaby odejść z pracy do innej szkoły lub zawodu, powinna do 31 maja danego roku złożyć wypowiedzenie. Termin ten dotyczy też dyrektora, jeżeli chce zwolnić nauczyciela z uwagi na to, że nie ma dla niego wystarczającej liczby godzin. W praktyce jest możliwość odejścia z pracy ze szkoły lub z przedszkola w innym terminie, ale raczej się tego nie powinno praktykować, bo takie decyzje prowadzą do dezorganizacji pracy placówki. Nie brakuje osób zatrudnionych w oświacie, dla których tego typu przeszkody nie są problemem.
– Na początku września w trybie natychmiastowym złożył wypowiedzenie jeden z nauczycieli. Tylko dlatego, że nie mogliśmy spełnić wszystkich jego oczekiwań dotyczących planu lekcji. A ten miał uwzględniać jego pracę w innej szkole. Oczywiście wpisaliśmy tej osobie do świadectwa pracy, że dopuściła się bezpodstawnego natychmiastowego zwolnienia. Przypuszczam, że dla nowego pracodawcy taka informacja nie ma znaczenia, jeśli zależało mu na pozyskaniu nauczyciela. Nie zamierzam się jednak procesować czy też wszczynać postępowania dyscyplinarnego, bo ten czas wolę poświęcić na pracę z uczniami – mówi Beata Aranowska, dyrektor Zespołu Szkół nr 127 w Warszawie. – Powody odejść nauczycieli są różne, zaczynając od nieodpowiadającego im planu lekcji, na zbyt niskim dodatku motywacyjnym kończąc. Niestety placówka nie dysponuje odpowiednio wysokimi środkami, aby wszyscy nauczyciele mogli liczyć na zwiększone świadczenia z tego tytułu. Nauczyciele odpowiedzialni za dobro dziecka nie odchodzą ze szkoły z dnia na dzień. Mam też nauczycieli, którzy zdecydowali się na założenie firm szkoleniowych i chcieli pracować dalej tylko na pół etatu. Taką informację otrzymałam już w momencie planowania nowego roku szkolnego, czyli w trakcie zatwierdzania arkuszy organizacyjnych. I taka postawa jest dojrzała i odpowiedzialna – dodaje.
Próbują się dogadać
Problemy z porzucaniem pracy przez nauczycieli mają również szefowie innych placówek. Część nauczycieli próbuje się jednak dogadać z przełożonym i podpisać umowę o rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron.
– U mnie jedna z nauczycielek matematyki odeszła w trakcie roku szkolnego do innej placówki. Musiałem się tłumaczyć przed rodzicami z jej decyzji. Z kolei inna otrzymała posadę kierownika ds. oświaty w starostwie i też w trakcie roku szkolnego i nawet w połowie miesiąca chciała odejść z pracy na zasadzie porozumienia stron. Zgodziłem się, ale z końcem miesiąca, bo przecież pensje nauczycielom są wypłacane z góry – wylicza Jacek Rudnik, wicedyrektor w Szkole Podstawowej nr 11 im. Henryka Sienkiewicza w Puławach, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO). – W naszym stowarzyszeniu jeden z dyrektorów miał związane ręce, kiedy nagle nauczyciel mianowany przestał przychodzić do pracy. W porozumieniu z organem prowadzącym przestał mu wypłacać wynagrodzenie i skierował sprawę do rzecznika dyscyplinarnego nauczycieli. Nawet jeśli nie byłby on obecny, sprawa mogłaby się skończyć całkowitym zakazem wykonywania zawodu. Bez porozumienia lub wypowiedzenia z końcem roku szkolnego szef placówki nie mógł tej osoby zwolnić – zauważa Rudnik.
Dyrektorzy szkół starają się zrozumieć tych nauczycieli, którzy zwłaszcza w dużych miastach mają nagle możliwość lepszych zarobków poza wykonywaniem pracy nauczyciela w szkole.
– Rzeczywiście istnieje takie zjawisko, że starsi nauczyciele czują się bardziej od młodszych kolegów odpowiedzialni za uczniów i placówkę, w której są zatrudnieni. U nich też jednak zdarzają się odejścia pod koniec wakacji. Zawód stał się bardzo trudny, a oczekiwania rodziców są niesłychanie wygórowane. Porzucenia pracy występują, a jeśli nawet taka informacja jest w świadectwie, to u nowego pracodawcy spotyka się ze zrozumieniem tego, że ktoś odszedł z pracy, w której mało zarabiał – mówi Marek Pleśniar, dyrektor biura OSKKO.
Według niego odejść jest niemal tyle samo ile w latach 90. ub.w. Zaznacza, że w zawodzie nie ma nawet selekcji negatywnej, bo nie chcą przychodzić do pracy w szkole nawet ci, którzy są najsłabsi.
Brak porozumienia w sprawie rozwiązania umowy o pracę może oznaczać kłopoty dla obu stron umowy – zarówno nauczyciela, jak i dyrektora placówki.
– Formalnie porzucenie pracy i tym samym wygaśnięcie stosunku pracy obowiązywało w kodeksie pracy do 1996 r. Obecnie, jeśli pracownik nie przychodzi do pracy, jego stosunek pracy trwa i mamy do czynienia z nieusprawiedliwioną nieobecnością. Dopiero zwolnienie dyscyplinarne ze strony pracodawcy kończy współpracę dyrektora z nauczycielem, ale po drodze może dojść jeszcze do wypłaty ekwiwalentu za niewykorzystany urlop – mówi dr Jakub Szmit, ekspert ds. prawa pracy z Uniwersytetu Gdańskiego. – Jeśli nauczyciel przynosi pismo z natychmiastowym wypowiedzeniem, które w tym przypadku jest wskazywane jako wynikające z winy pracodawcy, chociaż nie ma ku temu podstaw, to do świadectwa pracy trzeba wpisać, że rozwiązanie umowy nastąpiło z winy dyrektora szkoły. A ten dopiero musi pójść do sądu i udowadniać, że doszło do niesłusznego rozwiązania umowy, bo np. niewłaściwy plan lekcji nie jest podstawą do natychmiastowego odejścia. Po dwóch latach dyrektor taką sprawę wygra, o ile ma środki na prawnika, i dodatkowo musi przy tej okazji wystąpić o sprostowanie świadectwa, aby nie wynikało z tego dokumentu, że to była wina przełożonego – dodaje.
Prawnicy podkreślają, że najlepszym rozwiązaniem jest więc porozumienie między dyrektorem a nauczycielem. Inaczej bez procesu szef placówki może zostać bezpodstawnie oskarżony o to, że z jego winy nagle odchodzi potrzebny pracownik.©℗