Wstępne szacunki samorządów pokazują, że rodzice niechętnie wysyłają młodsze dzieci do I klasy. W ławkach zasiądzie 10–30 proc. rocznika 2010.
Wstępne szacunki samorządów pokazują, że rodzice niechętnie wysyłają młodsze dzieci do I klasy. W ławkach zasiądzie 10–30 proc. rocznika 2010.
Do końca marca rodzice sześciolatków powinni zdecydować, gdzie od przyszłego roku będą uczyć się ich dzieci. Jak wynika z sondażu, który DGP przeprowadził wśród samorządów, większość będzie chciała zostawić dzieci w przedszkolach. Do szkół pójdzie nie więcej niż co trzeci sześciolatek: tyle samo, co przed wprowadzeniem obowiązku, kiedy rodzice sami decydowali, czy ich dziecko jest gotowe na naukę.
W Katowicach jest 2797 sześciolatków. Na razie do szkół publicznych zgłosiło się 186 dzieci. Miasto szacuje, że 1862 zostanie w przedszkolach, a 50 pójdzie do szkolnych zerówek. Podobnie w Gdańsku. Tam mieszka ponad 4,3 tys. dzieci z rocznika 2010. Do połowy marca do samorządowych szkół podstawowych zgłosiły się 134 osoby. Deklarację kontynuacji w zakresie realizacji obowiązkowego rocznego wychowania przedszkolnego złożyli rodzice 767 dzieci w przedszkolach i 942 dzieci w zerówkach szkolnych. Ta sama sytuacja jest w innych dużych miastach – w Białymstoku do szkoły pójdzie 16 proc. sześciolatków, we Wrocławiu – 30 proc., w Lublinie – 10 proc., w Opolu – 30 proc. Także mniejsze gminy nie wróżą wysokiej frekwencji w szkołach. W Rybniku na 1,5 tys. dzieci pójdzie tam 244. W Nowym Dworze Gdańskim na 117 – tylko 15.
– To na razie wstępne deklaracje. Rodzice są zdezorientowani, czekają na to, co zrobią inni – uważa Katarzyna Krzyżykowska, dyrektor Miejsko-Gminnego Zespołu Oświaty w Sztumie. Na 177 sześciolatków do lokalnej podstawówki ma pójść 42 dzieci.
Podobnie mówią w Lubartowie (woj. lubelskie). – Jest kompletny bałagan informacyjny i rodzice nie umieją podjąć decyzji. Może być tak, że jak kilka osób zdecyduje o posłaniu 6-latków do pierwszej klasy, reszta zrobi to samo. Ale może być odwrotnie – mówi jeden z pracowników urzędu gminy. Dla nich to problem, bo jeśli 6-latki nie pójdą do szkoły, nie będzie można otworzyć pierwszej klasy i trzeba będzie zorganizować dowóz do innej szkoły. Na razie jest deklaracja rodziców 9 z 71 sześciolatków.
Widać, że może to wyglądać podobnie jak w roku, kiedy rodzice podejmowali decyzję o wysłaniu dzieci do szkoły. W Białymstoku w przeprowadzonej w grudniu sondzie 16 proc. rodziców deklarowało, że chcą, by ich dzieci zaczęły edukację – w 2014/2015 było ich 18 proc. W Lublinie włodarze szacują, że do szkół pójdzie 10–15 proc. populacji – w 2014 roku było to ok. 18 proc. W Łodzi jest mowa o 26 proc. wobec ok. 20 proc. w 2014 roku. W Toruniu niewiele ponad 10 proc. (w 2014 roku – 11 proc.), w Opolu urzędnicy szacują, że 30 proc. (24 proc. w 2014 roku).
/>
Warszawa jeszcze liczy, mając nadzieję, że uda się przekonać jak najwięcej rodziców. W ostatnim roku, gdy oni decydowali, było to około 33 proc.
W 2016 roku do szkół miał pójść cały rocznik sześciolatków. W grudniu Sejm zniósł jednak obowiązek szkolny. Ta sama nowelizacja prawa oświatowego pozwoliła także rodzicom ponownie posłać do pierwszej klasy siedmiolatka, który chodził tam już w ubiegłym roku. Tu widać ogromne różnice. Gdańsk szacuje, że z tej możliwości skorzysta połowa dzieci sześcioletnich. Podobnie w Lublinie – według rzecznika miasta wydano już 1115 decyzji w sprawie odroczenia spełniania obowiązku szkolnego od 1 września 2015 r. przez dzieci urodzone w roku 2009. W Lubartowie z 79 dzieci nawet jedna piąta może powtarzać pierwszą klasę.
Są jednak miasta, w których te wielkości są o wiele niższe. Ze wstępnych sondaży przeprowadzonych wśród rodziców w Toruniu wynika, że z 2182 dzieci ponownie w pierwszej klasie będzie 101 siedmiolatków. – Cały czas trwa nabór do przedszkoli i szkół, w związku z tym liczba ta może ulec zmianie – zaznacza rzeczniczka miasta Katarzyna Dębczyńska-Wróblewska.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama