Resort edukacji przypomniał we wtorek, że "rodzic dziecka siedmioletniego ma obowiązek, a sześcioletniego – ma prawo – do zapisania dziecka do klasy pierwszej szkoły podstawowej". "Od 1 września 2016 roku obowiązkiem szkolnym będą objęte tylko dzieci siedmioletnie, a sześciolatki – jeśli taka będzie decyzja rodziców. Zatem rodzic sześciolatka nie ma obowiązku zapisania dziecka do klasy pierwszej szkoły podstawowej" - napisano w stanowisku dostępnym na stronach internetowych MEN.
Resort zwrócił ponadto uwagę, że to rodzic, a nie gmina w jego imieniu, zgłasza dziecko do szkoły. "Dzieci siedmioletnie i sześcioletnie (jeśli chcą) przyjmowane są do klasy pierwszej szkoły obwodowej z urzędu – na podstawie zgłoszenia rodziców. Nie ma tu mowy o żadnej rekrutacji. Rekrutacja obejmuje tylko te dzieci, których rodzice wybiorą szkołę dla dziecka poza obwodem. Terminy takiej rekrutacji ustala gmina. Zatem w obowiązujących przepisach oświatowych nie ma luki. Nie ma też potrzeby wprowadzania przepisów przejściowych" - podkreślał resort oświaty.
Innego zdania jest b. minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska (PO). Jej zdaniem rodzice dzieci sześcioletnich powinny jednak posłać swe dzieci do szkoły.
"W naszym odczuciu problem istnieje, dlatego że nowa ustawa cofająca obowiązek sześciolatków zaczyna obowiązywać 1 września 2016 r., a to oznacza że do 31 sierpnia 2016 r. obowiązuje stara ustawa, która bardzo jasno określa sposób rekrutacji, w związku z tym my dzisiaj w sensie prawnym jesteśmy w rygorze starej ustawy, a stara ustawa narzuca obowiązek szkolny dzieci sześcioletnim ze wszystkimi tego konsekwencjami" - podkreśliła posłanka Platformy.
Jej zdaniem oznacza to, że rodzic powinien zapisać dziecko do szkoły albo wystąpić do poradni psychologiczno-pedagogicznej o opinię, która byłaby podstawą do odroczenia obowiązku szkolnego.
Kluzik-Rostkowska oceniła, że brak przepisów przejściowych to efekt "pośpiechu" PiS przy uchwalaniu nowelizacji ustawy o oświacie. "Gdyby ta ustawa, cofająca obowiązek szkolny dzieci sześcioletnich "szła po bożemu", czyli była rządowym projektem solidnie przygotowanym, to nie sądzę, żeby miała miejsce sytuacja, w której nagle 1 marca dziennikarze odkrywają, że jest wielka dziura, która spowoduje jeszcze większy chaos" - powiedziała b. szefowa MEN.