Tylko co trzeci student realizuje się zawodowo w wyuczonej branży. Tymczasem dobrze wybrana uczelnia może zwiększyć szanse, aby znaleźć zatrudnienie zgodne z wykształceniem i nie martwić się o przyszłość.
Dwie trzecie polskich absolwentów musiała się po studiach przekwalifikować. Tak przynajmniej wynika z najnowszej publikacji Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) „Skills Outlook 2015”. Nieco lepiej do dorosłego życia przygotowują uczelnie techniczne – ponad połowa ich studentów pracuje w wyuczonym zawodzie. Polska znalazła się pod tym względem w połowie stawki krajów badanych przez OECD.
Gorzej – zarówno jeśli chodzi o uniwersytety, jak i uczelnie zawodowe – jest w Irlandii, Korei Południowej czy Stanach Zjednoczonych. Jako wzór możemy sobie zaś postawić Holandię i Niemcy. Zgodnie z wykształceniem pracuje połowa holenderskich absolwentów uniwersytetów, z kolei w Niemczech w zawodzie realizuje się aż 90 proc. młodych ludzi, który skończyli uczelnię zawodową. Wpływ na takie wskaźniki może mieć nie tylko sposób, w jaki uczelnia przekazuje studentom wiedzę, ale też to, czy zachęca ich do odbywania praktyk zawodowych.
W Holandii studiuje aż 60 proc. młodzieży. Taki sam odsetek żaków łączy pracę i naukę. „Niemal wszyscy kończący wyższe szkoły zawodowe w Niemczech i we Francji znajdują potem zatrudnienie bezpośrednio związane z tym, czego się uczyli” – zauważają eksperci OECD. Prowadzone na Uniwersytecie Warszawskim badania udowodniły jednak, że jest również druga strona medalu, a jednoczesne łączenie studiów i pracy opłaca się tylko niektórym.
– Na podstawie badań jakościowych możemy wyróżnić dwie kategorie studentów. Jedna to wysoko wykwalifikowani specjaliści, dobrzy studenci z szeroką wiedzą, którzy spokojnie czekają na koniec studiów, bo wiedzą, że bez problemu znajdą pracę. Z wywiadów jakościowych wśród pracodawców wiemy, że mają rację, bo firmy nie chcą od uczelni gotowego produktu, lecz wykształconego, elastycznego pracownika, który z łatwością nauczy się wymaganych umiejętności – wyjaśnia w rozmowie z DGP dr Mikołaj Jasiński, który odpowiada na UW za badania jakości kształcenia.
– Drugą grupą są zaś ludzie, którzy w przyszłości zostaną pracownikami średniego szczebla. Ci są mniej spokojni – już na studiach próbują gorączkowo budować CV przez staże i praktyki – dodaje nasz rozmówca.
Z badań UW wynika, że po dobrych uczelniach praca raczej czeka na absolwentów. Spośród przedstawicieli roczników, które skończyły stołeczny uniwersytet w latach 2007–2008, aż 90 proc. znalazło pracę, a 70 proc. – pracę na etat. Podobnie może być w przypadku innych prestiżowych uczelni. Tym istotniejsza dla studenta staje się więc wiedza, skończenie której uczelni może w przyszłości zaprocentować. Jednym z pomocnych narzędzi jest ranking uczelni akademickich, opracowywany corocznie przez Fundację Perspektywy.
Ranking jest tworzony na podstawie kilkunastu kryteriów. Autorzy biorą pod uwagę, jak daną szkołę oceniają pracodawcy, na ile umiędzynarodowione jest jej środowisko i w jakim stopniu jest ona innowacyjna. Do oceny liczą się patenty, publikacje, sprzedane licencje czy liczba firm, które wykiełkowały na bazie prac badawczych prowadzonych na uczelni. Na czele zestawienia od lat zmieniają się uniwersytety Jagielloński i Warszawski. Jak będzie tym razem, dowiemy się w wydaniu DGP z 9 czerwca, w którym opublikujemy najświeższe rezultaty. W 2014 r. pierwsze miejsce zajęła uczelnia ze stolicy. Wcześniej przez dwa lata królowała Jagiellonka. To jedyne dwie szkoły wyższe, które zakwalifikowały się do rankingu szanghajskiego. W ubiegłorocznym wydaniu znalazły się one w światowej pięćsetce.
ROZMOWA

Waldemar Siwiński, prezes Fundacji Perspektywy: Nasz ranking składa się z 77 minirankingów

Zestawienie Perspektyw to 31 różnych parametrów. Dlaczego tak wiele?
Rankingi narodowe mogą mieć więcej kryteriów niż międzynarodowe, bo między krajami występuje mniej wspólnych kategorii, które można porównywać. Nasze zestawienie to najbardziej rozbudowany narodowy ranking uczelni na świecie. Staramy się brać pod uwagę wszystkie kryteria, które mogą decydować o jakości szkół wyższych. Bierzemy pod uwagę jakość naukową, dydaktyczną, umiędzynarodowienie. Podchodzimy do tego poważnie, bo ma to pomóc młodzieży wybrać uczelnię.
Jednak ogólny ranking nieco spłaszcza obraz. Perspektywy wyrokują: ten jest na pierwszym, ten na siódmym, ten na 20. miejscu.
Jak w każdej rywalizacji ten, kto jest na górze, zyskuje najwięcej. Uczelnie, które wygrywają, oczywiście cieszą się największą rozpoznawalnością. Ale my publikujemy tak naprawdę 77 różnych zestawień, bo każde kryterium można traktować jako oddzielny ranking. Tam miejsca się tasują – w innowacyjności najlepsza jest Akademia Górniczo-Hutnicza, a w rankingu umiędzynarodowienia – Akademia im. Leona Koźmińskiego. Warto się w to zagłębić, wybierając szkołę.
Jak ranking wpływa na same uczelnie?
Rektorzy mówią, że uczelnie nie pracują dla punktacji, ale bycie na górze bardzo im pomaga. Na świecie jest 20 tys. szkół wyższych. Jeśli partner biznesowy szuka kontaktu za granicą, to chce mieć informację, jak dana uczelnia się lokuje. W rankingu szanghajskim jest tylko 500 szkół wyższych, więc sięga do zestawień krajowych. To samo zresztą robią rektorzy. Klasyfikacja pozwala zrozumieć, z kim rozmawiamy.