Fundacja Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości od początku miała wsparcie biznesu.

Krzysztof Gulda ze spółki UW wspierającej firmy założone przez studentów / Materiały prasowe / fot. materiały prasowe
Kilka dni temu opisaliśmy w DGP fundację Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości, która odwołując się do tradycji podmiotów działających przy uczelniach, oferuje optymalizację kosztów podatkowych dla wszystkich.
W kraju mamy inkubatory przedsiębiorczości, technologiczne. Część z nich przy uczelniach, część kompletnie bez związku z uczelniami. Kiedy jednak wspieramy projekty osób, które dopiero planują działalność gospodarczą, chcą ją przetestować, zanim podejmą decyzję o jej założeniu, korzystają z mentoringu, coachingu itp., mówimy o preinkubacji. Na początku lat 2000. kilku osobom zaiskrzyło w głowie, by do tego celu powołać fundację. Mogła liczyć na mocne wsparcie środowiska biznesowego, w tym BCC.
Skąd taka nazwa fundacji?
Nazwa od początku wprowadzała w błąd. Sugerowała, że ta inicjatywa jest w jakiś sposób wspierana przez uczelnie czy im poświęcona. W rzeczywistości jej współpraca z uczelniami, na którą dziś się powołuje, opisując korzenie, ograniczała się do tego, że uczelnie wynajmowały jej powierzchnie na działalność. Współpracowała też częściej z samorządami studenckimi niż z władzami akademii. Ale faktem jest, że zmiany w ustawie o szkolnictwie wyższym wprowadzające możliwość otwierania AIP przy uczelniach weszły w życie później.
Kiedy?
Ta idea rozwijała się w europejskich środowiskach akademickich w latach 90. Do Polski przyszła wraz z udziałem naszych uczelni w międzynarodowych naukowych projektach, jeszcze przed przystąpieniem do UE. Wypracowano model spółek celowych, które pozwalały studentom, pracownikom naukowym testować komercjalizację ich osiągnięć bez ponoszenia ryzyka związanego z działalnością gospodarczą.
Dekadę temu w ustawie o szkolnictwie wyższym wprowadzono zapisy, że jeśli uczelnia chce obejmować udziały w spółkach typu spin-off (powstały po wydzieleniu się z jednostki macierzystej), może to robić jedynie za pośrednictwem stworzonych w tym celu spółek celowych, które w 100 proc. są własnością uczelni. Ustawa pozwala też tym spółkom prowadzić zadania związane z komercjalizacją. W tym zarządzanie własnością intelektualną czy zarządzanie infrastrukturą badawczą. Mogą to być też zadania związane ze wspieraniem przedsiębiorczości.
Z fundacji słyszeliśmy, że z jej strony była wola współpracy z uczelniami, ale te ostatnie ją ograniczały.
Faktem jest, że uczelnie przez lata były powolne w podejmowaniu działań, długo nie potrafiły się odnaleźć w realiach rynkowych. Ośrodek Transferu Technologii na Uniwersytecie Warszawskim powstał, jako jeden z pierwszych w kraju, w 1999 r. Ale na wielu innych uczelniach konserwatywnie podchodzono do tematu komercjalizacji nauki, uważając, że bez ustawy temat nie istnieje. Będzie ustawa, pojawią się działania. A nawet gdy ten ostatni warunek został spełniony, i tak trzeba było czasu, by zaczęły powstawać kolejne takie podmioty.
Zgłasza się więc do spółki przy UW pracownik uczelni i mówi: „Mam wyniki naukowe. Jak się uda, zacznę na nich zarabiać. Pomożecie?”.
Jeśli spółka uzna, że pomysł rokuje, wynika z działalności naukowej danej osoby, to użycza jej swojej podmiotowości prawnej, podpisuje za nią umowy, bierze za nie odpowiedzialność. Daje subkonto, na którym ta osoba gromadzi środki. Nie zakłada działalności.
A gdyby taką propozycję złożyła osoba spoza uczelni?
To jest fundamentalna różnica dziś między fundacją a tym, co my robimy. Każda spółka celowa jest powoływana, by wspierać przedsiębiorczość środowiska danej uczelni. A nie po to, by wspierać każdego, kto ma jakiś pomysł na biznes, ale chce oszczędzić na kosztach. Stąd też różnica w skali.
Fundacja mówi, że pomogła ok. 18 tys. osób.
Ja mam w tej chwili 30 aktywnych umów o preinkubację. Ale nie idziemy w masowy dostęp, tylko w selektywność. Na przykład dwóch studentów geologii stworzyło oferty zajęć dodatkowych dla uczniów. Opracowali scenariusze lekcji, zielonych szkół z uwzględnieniem specyfiki terenu, gleb, minerałów, jakie można tam znaleźć. Popyt na te usługi okazał się olbrzymi. Po etapie preinkubacji, spółka celowa UW założyła z nimi spółkę, w której ma 10 proc. udziału. Reszta należy do studentów.
Wsparcie uczelni jest bezterminowe?
Nie, podpisujemy umowę na maksymalnie dwa lata, bo nie można próbować jakiejś działalności w nieskończoność. To też nas różni od oferty fundacji, która jest dla każdego, na każdy pomysł i nieograniczona czasowo. Dlatego w moim odczuciu to jest nadużycie tej formuły. Fundacja ze wsparcia dla edukacji i nauki uczyniła model biznesu sam w sobie. Wyczuła i wykorzystała niszę. ©℗
Rozmawiały Paulina Nowosielska, Patrycja Otto