W województwie opolskim działa jedynie 10 prywatnych gimnazjów. To 13 razy mniej niż na Mazowszu, gdzie funkcjonuje 129 takich placówek. Analiza sieci szkół, którą przeprowadził DGP, pokazuje ogromne rozwarstwienie – oświata niepubliczna jest przede wszystkim dla wielkomiejskich dzieci, których rodzice są gotowi słono zapłacić.
W województwie opolskim działa jedynie 10 prywatnych gimnazjów. To 13 razy mniej niż na Mazowszu, gdzie funkcjonuje 129 takich placówek. Analiza sieci szkół, którą przeprowadził DGP, pokazuje ogromne rozwarstwienie – oświata niepubliczna jest przede wszystkim dla wielkomiejskich dzieci, których rodzice są gotowi słono zapłacić.
/>
Dziś 340 tys. dzieci przystąpi do pierwszego poważnego egzaminu w swoim życiu. Sprawdzian szóstoklasisty pokaże, czego nastolatki nauczyły się w ciągu ostatnich sześciu lat. Dla większości dzieci nie będzie on miał większego znaczenia – rejonowe gimnazjum będzie musiało przyjąć je niezależnie od wyniku. Test nabiera jednak znaczenia w przypadku, gdy dziecko zdecyduje się kandydować do prywatnej placówki – te, w odróżnieniu od publicznych, mogą wprowadzić dodatkowe kryteria rekrutacji. Między innymi wynik ze sprawdzianu.
Jeśli spojrzeć na mapę Polski, dostęp do 702 placówek rozkłada się bardzo nierównomiernie. Największy wybór jest na Mazowszu, gdzie aż 14 proc. wszystkich szkół to gimnazja niepubliczne. Najmniejszy – na Podkarpaciu, gdzie szkoły prywatne to 4,74 proc., i w województwie opolskim, gdzie wskaźnik ten wynosi 6,49 proc.
Szkoły niepubliczne najczęściej dominują w stolicach województw. Wyjątkowe są pod tym względem dwa z nich. W aglomeracji śląskiej niepubliczne gimnazja w miarę równomiernie rozkładają się między Katowice, Bielsko-Białą, Sosnowiec, Częstochowę czy Gliwice. Podobnie jest na Pomorzu, gdzie do niepublicznych szkół jest w miarę równy dostęp w Gdańsku, Słupsku, Gdyni, Sopocie, a pojedyncze placówki występują także w mniejszych miejscowościach – Kościerzynie czy Kartuzach. Katolickie gimnazjum w tym mieście jest zresztą jedną z najlepszych niepublicznych placówek tego typu w kraju. Im dalej od centrum, tym szkół niepublicznych mniej. W słabo zurbanizowanym województwie podlaskim jest ich 21, w lubuskim – 19.
Rodzice wybierają szkoły niepubliczne z różnych powodów. Między innymi dlatego, że obawiają się przepełnionych szkół rejonowych, uważają, że niepubliczne gimnazjum będzie bezpieczniejsze, i wierzą, że płatna edukacja przyniesie lepsze efekty. Nie bez przyczyny. Wśród stu szkół o najwyższych średnich wynikach z egzaminów gimnazjalnych i najwyższych wskaźnikach EWD (miernik tego, o ile wzrosła wiedza ucznia) połowa to placówki niepubliczne. Z danych Centralnej Komisji Egzaminacyjnej wynika, że szkoły niepubliczne miały nieco lepsze średnie wyniki w testach. Eksperci przekonują, że jeżeli dla ucznia liczą się dobre wyniki, placówki publiczne osiągają podobne.
– Niepubliczne gimnazjum jest nadal oznaką statusu społecznego, rodzice wybierają je przede wszystkim ze względu na poziom edukacji czy też osiąganych wyników – przyznaje prof. Krzysztof Konarzewski. Jak tłumaczy, największym powodzeniem cieszą się te placówki, które konkurują z najlepszymi szkołami publicznymi. Co ciekawe, w przypadku liceów trend się odwraca, niepubliczne placówki są raczej skierowane do uczniów, którzy szukają niestandardowej ścieżki edukacyjnej albo przyjaznego środowiska. Świadczyć może o tym statystyka: liceów niepublicznych jest prawie dwukrotnie mniej niż gimnazjów tego rodzaju – tych pierwszych jest ok. 400, tych drugich ponad 700.
Z analizy ceny gimnazjów, które znalazły się w dziesiątce z najlepiej radzącymi sobie uczniami podczas egzaminów gimnazjalnych, wynika, że rodzice, posyłając do niepublicznej szkoły, muszą się liczyć z wydatkami rzędu 600–800 zł.
Najtańsza opcja nauki w niepublicznej placówce to koszt rzędu 180 zł, i to bez opłat w czasie wakacji. Tyle kosztuje szkoła na Podkarpaciu (Gimnazjum Stowarzyszenia Absolwentów I LO w Przemyślu), w której uczniowie zdobywają najlepsze wyniki w zakresie matematyki w całym regionie. W porównaniu m.in. ze stołecznymi szkołami to bardzo niska cena. W warszawskich placówkach czesne wynosi nawet około 2 tys. zł. A często to nie koniec wydatków. Jedna z najlepszych niepublicznych placówek w Warszawie wymaga od rodziców czesnego w wysokości 1225 zł miesięcznie, a dodatkowym wymogiem jest wpisowe w wysokości 2450 zł.
Drugim najdroższym województwem jest dolnośląskie. Tam szkoła (gimnazjum Atut Fundacji Edukacji Międzynarodowej we Wrocławiu) z najlepszymi wynikami w języku polskim przy egzaminie gimnazjalnym kosztowała 980 zł przez cały rok plus wpisowe 1650 zł. Podobne opłaty są także w innych szkołach w tym regionie. Na zbliżonym poziomie kształtują się ceny niepublicznej edukacji na Pomorzu. Tu szkoła, której uczniowie uzyskali najlepszy wynik z matematyki na egzaminie gimnazjalnym (Gdańskie Autonomiczne Gimnazjum), kosztuje 920 zł przez 12 miesięcy w roku. Wpisowe 1200 zł. Dla porównania w podkarpackim gimnazjum, gdzie poziom osiąganych wyników z zakresu matematyki jest nawet lepszy – wpisowego w ogóle się nie płaci.
Obniżą pensje za kiepski wynik sprawdzianu
Sprawdzian szóstoklasisty ma być jedynie informacją o tym, w jakim stopniu uczeń opanował wymaganą przez podstawę programową wiedzę, a – w pewnych przypadkach – także podstawą rekrutacji do gimnazjów. Jego wyniki zdecydowanie większe znaczenie powinny mieć dla szkół podstawowych. Dzięki temu, że wprowadza on obiektywne kryterium oceny pracy szkoły, organ prowadzący może ocenić, czy szkoła pracuje na zadowalającym poziomie. Jeśli nie – wprowadzić zmiany. Tę ideę dość dosłownie potraktował wiceprezydent Krakowa. Jak poinformował lokalny „Dziennik Polski”, miasto uzależni wysokość nauczycielskich pensji od tego, jak ich uczniowie poradzą sobie na sprawdzianie. Jeśli szóstoklasiści uzyskają kiepskie noty, miasto obniży nauczycielom dodatek motywacyjny. W założeniu projekt ma podnieść poziom nauczania w słabszych placówkach. Problem w tym, że suchy wynik egzaminu niewiele mówi o tym, czy dobrze, czy słabo kształcą nauczyciele. – Do tak zwanych dobrych szkół przychodzą dzieci o wysokim kapitale społecznym – uważa prof. Kazimierz Przyszczypkowski z UAM.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama