Chodzi o to, by dzieci mogły skończyć klasy w znanym systemie, zamiast zostać wtłoczone w polską edukację na kilka tygodni – mówią inicjatorzy akcji otwierania ukraińskich szkół dla uchodźców
Chodzi o to, by dzieci mogły skończyć klasy w znanym systemie, zamiast zostać wtłoczone w polską edukację na kilka tygodni – mówią inicjatorzy akcji otwierania ukraińskich szkół dla uchodźców
Miejsce? Centrum warszawskiego Mordoru. Jeszcze niedawno 1200 mkw. surowej przestrzeni biurowej. W połowie kwietnia ruszy tu szkoła dla ok. 170 dzieci, które z rodzinami uciekły przed wojną.
Magda Garncarek, która jest pomysłodawczynią inicjatywy „Otwieramy szkoły”, opowiada, że pierwotnie akcja była przewidziana na czas po pandemii. Po miesiącach nauki zdalnej miała ułatwić dzieciom powrót do szkół. Przyszła jednak wojna, która zmieniła priorytety.
– Połączyłam wątki. Rosnącą liczbę ukraińskich dzieci, podobnie jak ukraińskich nauczycieli, przy brakach kadrowych w polskich szkołach. Do tego wielki biznes, który szuka pomysłu, jak pomóc – opisuje.
W szkole będą uczyć ukraińscy nauczyciele, wśród których są także uchodźcy. Szkoła zatrudni 15 osób. Będzie tu też miejsce dla psychologów. – Nie chcemy, by pracowali pro bono, lecz żeby mogli utrzymać się w nowym miejscu. Ich wynagrodzenie będzie pochodziło z budżetu fundacji – dodaje Magda Garcarek, nie ukrywając, że trwa szukanie darczyńców.
Szkoła na razie ma działać do końca czerwca tak, by dzieci pokończyły klasy, dostały świadectwa w systemie, który znają. – To jest buforowy czas dla ich rodziców, by zastanowili się, co dalej. Czy zostają w Polsce i posyłają dzieci do polskiej szkoły, wracają do Ukrainy, czy chcą uczyć się tu dalej – tłumaczy Magda Garncarek.
Placówka będzie filią istniejącej w Warszawie ukraińskiej szkoły Materynka prowadzonej przez Fundację Ukraińskie Centrum Edukacji. Przed wojną uczyło się w niej ok. 250 uczniów. Dziś jest ich już blisko 900, we wszystkich oddziałach, od zerówki do klasy 11 (według ukraińskiego systemu edukacji). I stale przybywa.
– Uczniów udało się porozmieszczać w kilku innych lokalizacjach. Ta, która teraz powstaje, daje szansę na szkołę z prawdziwego zdarzenia – mówi dyrektorka Nataliya Kravets. Opisuje, że chodzi o to, by dzieci jak najszybciej wróciły do znanej sobie rutyny. – Bo różnice edukacyjne między naszymi krajami to nie tylko kwestia języka, ale np. to, że w Polsce w czwartej klasie jest już kilku nauczycieli, dochodzą nowe przedmioty. W Ukrainie to jeszcze nauczanie wczesnoszkolne. Inny jest też program przedmiotów, np. biologii, gdzie jest więcej elementów geografii, czy historii, różny jest także czas zdawania egzaminów końcowych – dodaje.
DGP dowiedział się, że powstanie oddziału podobnego do tego w Warszawie jest też zaplanowane w innym mieście Polski. Poza tym inicjatywa „Otwieramy szkoły” rozmawia z firmami, w tym deweloperami, o udostępnieniu lokalizacji pod kolejne.
– Największą barierę stanowią koszty. Szukamy darczyńców. Bywa jednak, że ci, co wcześniej obiecali wsparcie, dziś się z niego wycofują, bo pomogli już komuś innemu – dodaje Garncarek.
W przypadku startującej w połowie kwietnia szkoły dla dzieci uchodźców w Warszawie pomogła firma Immofinanz. – Ze swojej strony udostępniliśmy bezpłatnie powierzchnię oraz project managera, który koordynuje prace wykończeniowe. A tych jest wiele, od wyburzania ścian i stawiania nowych po instalowanie wentylacji – tłumaczy Jarosław Retmaniak, szef Immofinanz na Polskę.
Dorota Sibińska, architektka XY studio, wzięła na siebie z kolei dostosowanie powierzchni do potrzeb szkoły. – Idea jest taka, że jak wojna się skończy, pakujemy, co się z tego miejsca da na TIR-y i wieziemy do Ukrainy. Do pierwszej szkoły, jaka będzie podnosiła się z ruin – mówi. Opisuje, że placówkę dla dzieci, które przeszły traumę, projektuje się inaczej. – Będzie tu 11 klas z ławkami, ale obok nich także dużo miejsc, w których można na chwilę się skryć, wyciszyć. Używamy materiałów tłumiących dźwięki, bo te dzieci źle reagują na hałas.
Od aktywistek słyszymy, że wystąpiły też z apelami do samorządów, by udostępniły część placówek publicznych właśnie na potrzeby ukraińskich szkół. Na jakich zasadach? – Tak by szkoła mogła działać w trybie zmianowym i by na popołudnie przychodzili uczniowie z Ukrainy, a także by mogli to robić w wakacje. W ten sposób można by dać szansę większej liczbie dzieci skończyć szkołę w ich systemie – mówią. Twierdzą, że tylko ok. 10 proc. dzieci uchodźców zapisało się dziś do polskich placówek. – Gdyby dostali możliwość nauki po ukraińsku, więcej ich siedziałoby dziś w szkolnych ławkach – przekonują.
Jak dowiedział się DGP, organizacje ukraińskie poprosiły o wsparcie swój resort edukacji, by prowadził rozmowy na ten temat w Polsce. Z naszych informacji wynika też, że otwarcie szkół dla dzieci ukraińskich uchodźców planują też inne organizacje. Przykładem jest Klub Inteligencji Katolickiej, który ma już nauczycieli, a teraz szuka miejsca. – Potwierdzam, inicjatywa jest na etapie opracowywania – słyszymy od przedstawiciela KIK, który dodaje, że szkoła ma przyjąć 300 uczniów.
Plany w tym zakresie ma też Fundacja Unbreakable UKR. Szkoły, w których nauczać będą ukraińscy nauczyciele i na koniec roku wystawione zostanie ukraińskie świadectwo, zaplanowano w Warszawie, Krakowie i we Wrocławiu. W tych dwóch ostatnich miastach już udzielają lekcji online. W Warszawie zdalne nauczanie ma ruszyć w tym tygodniu. Fundacja szuka pieniędzy na dalszy rozwój działalności.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama