MEiN skraca zdalne nauczanie, z myślą o dobru uczniów. Jednocześnie uruchamia program wsparcia psychologiczno- -pedagogicznego. Szkoły i eksperci mają zastrzeżenia
MEiN skraca zdalne nauczanie, z myślą o dobru uczniów. Jednocześnie uruchamia program wsparcia psychologiczno- -pedagogicznego. Szkoły i eksperci mają zastrzeżenia
– Podjęliśmy decyzję o przyspieszeniu powrotu do nauki stacjonarnej o tydzień w klasach V–VIII szkół podstawowych oraz w ponadpodstawowych – zapowiedział wczoraj minister edukacji. To oznacza, że dzieci, które nie będą miały ferii, wrócą do klas 21 lutego. A sam Przemysław Czarnek w ostatnich dniach podkreślał w mediach, że powrót do normalności i wspólnoty jest potrzebny, by odbudowywać kondycję psychiczną dzieci. Temu ostatniemu ma służyć też inna propozycja resortu: szkoły dostaną środki na realizację dodatkowych zajęć z zakresu pomocy psychologiczno-pedagogicznej dla uczniów. Dyrektorzy mówią: weźmiemy, co dają, ale na sukces nie liczymy.
MEiN przeznaczy 180 mln zł na realizację 3 mln dodatkowych godzin zajęć specjalistycznych. I to już od 1 marca.
Szkoły i specjaliści mówią, że to krok w dobrym kierunku, bo wsparcie psychologiczne jest potrzebne. Ale dodają, że diabeł tkwi w szczegółach i czekają na rozporządzenie. Podkreślają też, że zapowiedzi resortu rodzą niejasności. Wsparcie ma obejmować organizację zajęć korekcyjno-kompensacyjnych, logopedycznych, rozwijających kompetencje emocjonalno-społeczne oraz innych zajęć o charakterze terapeutycznym. – Tymczasem nie wymienia się konsultacji indywidualnych w gabinecie, które są najlepszą odpowiedzią na kryzys emocjonalny i psychologiczny. Owszem, mowa jest o tzw. innych zajęciach, ale na ile będą one dotyczyły właśnie bezpośrednich spotkań ze specjalistą – pyta Lucyna Kicińska, członkini Prezydium Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego oraz zespołu roboczego ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie ds. Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia.
Kolejny zarzut dotyczy zakresu programu. Na przykład duże szkoły, liczące minimum 600 uczniów, otrzymają pieniądze na zorganizowanie dodatkowych 383 godzin zajęć. W praktyce oznacza to, że w szkole z 1 tys. uczniów co trzecie dziecko będzie mogło liczyć na godzinę wsparcia. – By takie spotkania dały efekt potrzeba 5–10 godzin, albo i więcej, na osobę – ucina Kicińska.
Dyrektorzy szkół martwią się o odzew. Monika Biskup, dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Kielcach, szuka analogii z organizowaniem zajęć wspomagających z przedmiotów. – Gdy zbieraliśmy deklaracje, zainteresowanie było na poziomie 80 proc. Kiedy przyszło co do czego, połowa uczniów wypisała się, a z klas branżowych zrezygnowali wszyscy – wylicza. Dlatego w obecnej formule spodziewa się równie nikłego zainteresowania. Czy to oznacza, że młodzież nie potrzebuje wsparcia, a sygnały o złej kondycji psychicznej były przesadzone? – Nie. Ale uważam, że ta propozycja pomocy przychodzi za późno. Powinna pojawić się, gdy uczniowie wracali do szkół po pierwszej długiej przerwie. Dziś, skoro słyszymy zapowiedzi o końcu zdalnego, potrzeba przede wszystkim pracować nad motywacją. Ale nie w postaci osobnych zajęć, tylko na bieżąco. To zadanie dla wychowawcy, nauczycieli, którzy śledzą frekwencje i wyniki klas.
Krzysztof Dudek, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 19 w Gdańsku, zastanawia się, jak z tej oferty skorzystać. On również pamięta umiarkowany sukces lekcji wspomagających. – Zastanawiam się, gdzie te zajęcia z psychologiem, logopedą czy terapeutą miałbym umieścić w siatce godzin – mówi. – Czy miałbym je realizować za pomocą mojej kadry? Owszem, mam na etacie dwóch pedagogów, psychologa, trzech logopedów. Ale te osoby mają dostatecznie dużo pracy. Czy mógłbym zatrudnić kogoś dodatkowo? Poza tym, czy takie zajęcia miałyby charakter spotkań grupowych, czy indywidualnych? I na ile elastycznie można podejść do hasła „zajęcia specjalistyczne”? Czy można by je wykorzystać w ramach dodatkowych godzin dla uczniów, którzy potrzebują nauczyciela wspomagającego? – pyta.
Te pytania, powtarzane także w innych szkołach, skierowaliśmy do MEiN. Na odpowiedzi czekamy.
Wiesław Filipiak, dyrektor zespołu szkół we Wrocławiu, stawia sprawę jasno: przyjmę każdą pomoc, bo przy 1000 uczniów zapotrzebowanie na specjalistów jest duże. Ta szkoła ma na etacie dwóch psychologów i pedagoga, ale przy tej rzeszy młodzieży to kropla w morzu. – To truizm, ale widzę w uczniach zmiany. Częściej niż przed pandemią sięgają po używki, mają kłopoty z relacjami rówieśniczymi – wylicza. Jego niepokoi co innego: godziny mają być zrealizowane do 20 grudnia. A co potem? – Szkoła funkcjonuje w perspektywie roku szkolnego, a nie budżetowego.
Co zaś tyczy się standaryzacji zatrudnienia specjalistów, której pierwszy etap ma ruszyć we wrześniu i potrwać do 2024 r., to dyrektorzy oceniają: znalezienie psychologa czy terapeuty z doświadczeniem pracy w szkole nie jest łatwe. Na to potrzeba nie tylko konkretnych środków (MEiN planuje na ten cel 520 mln zł), lecz także stabilnych warunków zatrudnienia. To jednak najbardziej oczekiwana, choć jednocześnie najbardziej enigmatyczna zapowiedź MEiN. – Dziś są szkoły mające czterech specjalistów, czyli po dwóch psychologów i pedagogów, ale i takie, w których jest jeden, do tego w wymiarze dwóch godzin tygodniowo, bo jest przydzielony do czterech placówek przez organ prowadzący – tłumaczy Lucyna Kicińska. To nie do pomyślenia, jeśli mamy stale, nie doraźnie, dbać o zdrowie psychiczne dzieci. ©℗
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama