Słaby internet, nauczyciele pracujący na prywatnym sprzęcie, brak odpowiednich warunków na terenie szkoły – nauka zdalna wróciła wraz z kolejną falą pandemii, a problemy są te same, co na samym jej początku. Samorządowcy przestali się już tym przejmować

Od wczoraj wszystkie szkoły (poza niewielkimi wyjątkami) ponownie pracują w trybie zdalnym. Ma to potrwać do 9 stycznia 2022 r., ale niewykluczone, że ten okres może zostać wydłużony do ferii zimowych. I choć nauka zdalna z przerwami trwa w polskich szkołach już prawie dwa lata, a na ich doposażenie poszły miliony złotych (patrz infografika), problemy są prawie takie same jak na początku pandemii. Nauczyciele coraz bardziej się buntują i chcą, aby to szkoła im zapewniała sprzęt do pracy, jednak nadal większość z nich pracuje na prywatnych komputerach. Poza tym nie zawsze można prowadzić lekcje na terenie placówki, choćby ze względu na wciąż niewydolny internet, a nie każdy ma w domu warunki do pracy.
Teoria sobie, praktyka sobie
Formalnie większość szkół dysponuje szybkim internetem, ale w praktyce często działa on tylko w niektórych miejscach. Jeśli w placówce pojawiliby się wszyscy nauczyciele, doszłoby niemal do paraliżu łącza. - W miarę szybki internet mamy w bibliotece, bo komputer można podłączyć do sieci za pomocą przewodu. W pozostałych klasach co prawda jest wi-fi, ale często się wiesza i wyrzuca mnie z lekcji - relacjonuje jedna z nauczycielek z Małopolski.
Jej koleżanka z województwa pomorskiego przyznaje, że woli pracować z domu, bo szkolny internet słabo działa i przerywa. Wielu nauczycieli w zamian za pracę z domu godzi się na wykorzystywanie własnego sprzętu. Dla dyrektorów jest to układ idealny.
Związkowcy jednak namawiają nauczycieli, aby dłużej się na to nie godzili. - Gdybym był czynnym nauczycielem, meldowałbym się o 7.10 w placówce, a jeśli szkolny sprzęt i internet nie działałyby, zgłaszałbym tę informację dyrektorowi i czekał na rozwiązanie problemu. Od razu dyrektor zadbałby o więcej punktów wi-fi. Pracownik ma mieć zapewnione odpowiednie stanowisko do wykonywania pracy - mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum - Oświata”.
- Z ustawy o systemie oświaty wynika, że pracodawca ma zapewnić odpowiednie warunki pracy na terenie szkoły - wtóruje mu Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Chcieliśmy, aby nauczyciele mogli odliczyć od podatku zużycie własnej energii elektrycznej i internetu, ale resort finansów nie zgodził się na naszą propozycję. A wciąż są gminy, który nie dysponują sprzętem dla szkół i nauczycieli. Jest odrobinę lepiej, ale wciąż jest duży problem z nauką zdalną. Są też uczniowie, którzy nie są w stanie się połączyć z nauczycielem, bo sieć jest po prostu słaba - dodaje.
Dyrektorzy wytykają też resortowi, że wszystkie szkoły miały korzystać z jednej platformy, a w praktyce w każdej placówce działają odrębne komercyjne programy.
Wciąż bez sieci
Choć na doposażenie szkół, a także nauczycieli i samych uczniów, poszło sporo pieniędzy, w wielu gminach sprawne łącze to wciąż marzenie. - Udało się nam do ostatniej szkoły dociągnąć przewód z szybkim internetem. Nauczyciele jednak mówią, że on jest szybki tylko z nazwy - przyznaje Krzysztof Iwaniuk, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP i wójt gminy Terespol. - Nauka zdalna w dalszym ciągu jest wielką fikcją, bo uczniowie często mają za słabe łącza lub sprzęt. Nauczyciele ograniczają się więc do pisania do nich w dzienniku elektronicznym, co mają przerobić - dodaje.
Eksperci podkreślają też, że wciąż nie ma regulacji dotyczących sposobu i trybu oraz wynagradzania nauczycieli podczas nauki zdalnej. Orzeczenia sądów potwierdzają, że nauczyciele, którzy otrzymują dodatek za trudne warunki pracy, zachowują go również podczas trybu online. Jednak w praktyce dyrektorzy i samorządy są innego zdania. Podobnie jest z zastępstwami, które powinny być organizowane dla uczniów, ale podczas nauki w domu dyrektorzy ich nie organizują, w ten sposób oszczędzając.
Samorządy tłumaczą, że robią wszystko, aby nauka zdalna była na wyższym poziomie niż na początku pandemii, jednak wciąż przysparza im to wiele problemów natury prawnej i interpretacyjnej. - Rozporządzenie obliguje dyrektorów szkół podstawowych do zapewnienia opieki dzieciom z klas I-III, którymi nie mogą się w tym okresie zająć rodzice. Stwarza to pewne problemy, bo jednocześnie nauczyciel prowadzi naukę zdalną dla części klasy i (teoretycznie) zajęcia dla tych dzieci, które zgłosiły się do szkoły - zauważa Małgorzata Leśniewska, zastępca dyrektora Gminnego Zarządu Oświaty w Nysie. Jak wyjaśnia, najczęściej rozwiązuje się to w ten sposób, że dzieci, które są w szkole, kieruje się pod opiekę nauczycieli świetlicy lub biblioteki, zapewniając stanowisko komputerowe (i słuchawki) do korzystania z zajęć prowadzonych przez wychowawcę w formie zdalnej.
- Te wszystkie kwestie są uregulowane w projekcie nowelizacji prawa oświatowego i innych ustaw określanej jako „lex Czarnek”. Zmiany te są pożądane i powinny dawno być uchwalone, ale bez tych kontrowersyjnych rozwiązań związanych ze zwiększeniem uprawnień kuratorów - podsumowuje Krzysztof Baszczyński. ©℗
ikona lupy />
Programy wsparcia prowadzone przez resort edukacji dla uczniów po okresie nauki zdalnej / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe