W pierwszym roku obowiązywania przepisów szacujemy, że uprawnionych do skorzystania z kredytów na studia medyczne będzie ponad 7 tys. studentów - ocenia wiceminister zdrowia Piotr Bromber. Aktualnie trwają rozmowy z trzema dużymi bankami, które mają ich udzielać. Docelowo ma być ich więcej.
Możliwość finansowania studiów medycznych z kredytów wprowadziła nowelizacja ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce oraz o zmianie niektórych innych ustaw.
Jak zaznaczył wiceminister zdrowia Piotr Bromber w rozmowie z PAP, zgodnie z nowymi przepisami studenci kierunków medycznych na uczelniach publicznych i prywatnych będą mogli zaciągnąć kredyt na częściowe lub całkowite pokrycie kosztów czesnego. Oszacował, że w pierwszym roku obowiązywania przepisów może skorzystać z tej możliwości ponad 7 tys. studentów. Najważniejszym dokumentem, który będzie wymagany, by zaciągnąć kredyt na rok lub cały okres studiów trwający sześć lat będzie zaświadczenie z uczelni potwierdzające status studenta kierunku lekarskiego.
Wiceminister przekazał, że koszt kształcenia studenta medycyny dla państwa kształtuje się od około 190 tys. zł do około 250 tys. zł.
PAP: Czy każdy student medycyny będzie mógł zaciągnąć kredyt na swoje studia? Ilu z takiej pomocy finansowej faktycznie może skorzystać?
Piotr Bromber: Celem kredytu jest pokrycie, częściowe lub całkowite, kosztów czesnego, a zatem skorzystać z niego mogą wyłącznie studiujący odpłatnie zarówno na uczelniach publicznych, jak i prywatnych. Skorzystać z kredytu będą mogły osoby będące już trakcie studiów oraz te, które rozpoczęły naukę w bieżącym roku akademickim. Minimalnym okresem kredytowania może być jeden rok akademicki, maksymalnym całe studia, czyli 6 lat. W pierwszym roku obowiązywania przepisów szacujemy, że uprawnionych do skorzystania z kredytu będzie ponad 7 tys. studentów. Ilu skorzysta faktycznie, czas pokaże.
PAP: Jak ma wyglądać zaciągnięcie takiego kredytu z praktycznego punktu widzenia? Jakie dokumenty student musi dostarczyć, na jaką kwotę maksymalnie pozyska finansowanie?
P.B.: Bank Gospodarstwa Krajowego, który jest swego rodzaju administratorem Funduszu na Studia Medyczne, będzie miał podpisane umowy z poszczególnymi bankami, które zdecydują się otworzyć u siebie ten rodzaj kredytu. Aktualnie trwają rozmowy z trzema dużymi bankami o zasięgu ogólnokrajowym. Oczywiście docelowo zależy nam, żeby tych banków było jak najwięcej. Student będzie mógł wybrać bank, z którym podpisze umowę kredytową. Jak już mówiłem, okres kredytowania może wynosić od jednego roku akademickiego do sześciu lat. Kredyt będzie pokrywał czesne, jednakże do wysokości corocznie ustalanej przez ministra zdrowia. Najważniejszym dokumentem uprawniającym do ubiegania się o kredyt będzie zaświadczenie z uczelni potwierdzające status studenta kierunku lekarskiego.
PAP: Niektórzy twierdzą, że jest to rozwiązanie szyte głównie dla tych, którzy nie dostali się na publiczną uczelnię medyczną i stają przed dylematem: start na studia za rok, porzucenie marzeń o medycynie lub studia płatne – 30-40 tys. zł rocznie. Niewielu stać na to ostatnie rozwiązanie. Ale tutaj pojawia się dla nich możliwość pozyskania finansowania na studia, a dla polskiego państwa szansa na zapełnienia miejsc na uczelniach medycznych niepublicznych…
P.B.: To jest nieprawda. Aktualnie zdecydowanie więcej miejsc płatnych posiadają uczelnie publiczne, a nie prywatne. Przypomnę, że mamy w systemie przeddyplomowego kształcenia lekarzy tylko cztery uczelnie prywatne: po jednej w Krakowie i Katowicach oraz dwie w Warszawie. O ile dobrze wiem, żadna z nich obecnie nie planuje zwiększenia liczby studentów. Są to uczelnie, które dopiero nabierają doświadczenia i rozwijają potencjał akademicki w dziedzinie medycyny. Reasumując „odbiorcami” kredytu będą przede wszystkim jednak uczelnie publiczne. Z dostępnych danych wynika, że w ostatnich czterech latach (od roku akademickiego 2016/17 do roku akademickiego 2019/2020) limity na studiach prowadzonych w języku polskim na kierunku lekarskim na warunkach odpłatności nie były wypełniane - wskaźnik niewykorzystania limitu wahał się od 13 proc. do 17 proc w roku akademickim. To oznacza, że młodych ludzi i ich rodzin nie było stać na studia medyczne, które w każdym kraju należą przecież do najdroższych. Mam nadzieję, że dzięki uruchomieniu kredytu będą mieli szansę spełnić swoje marzenie o studiach na kierunku lekarskim.
PAP: Ile kosztuje budżet państwa wykształcenie medyka w Polsce?
P.B.: Wysokość subwencji, jaką minister zdrowia w tym roku przekazał dziewięciu uczelniom medycznym, których działalność nadzoruje, wynosi prawie 2 mld zł. Przeciętnie koszt kształcenia studenta medycyny, uzależniony od uczelni, wynosi od ok. 190 tys. zł do ok. 250 tys. zł za pełen cykl studiów.
PAP: To koszt, który pokrywa państwo kształcąc na publicznych uczelniach. Często jednak nie zwraca mu się - mówiąc językiem ekonomicznym - taka inwestycja, bo wielu lekarzy wyjeżdża zaraz po zakończeniu studiów za granicę, stąd też zrodził się pomysł związania na kilka lat młodej kadry z publiczną ochroną zdrowia. Jeśli zaciągną kredyt, będą mogli go umorzyć, ale… Są pewne warunki, które państwo stawia przed nimi.
P.B.: Nie mogę się zgodzić z tezą, że wielu lekarzy ucieka z Polski po zakończeniu studiów. Nawet dane samorządu zawodowego wskazują, że od kilku lat liczba wydawanych zaświadczeń o posiadaniu kwalifikacji do wykonywania zawodu lekarza spada. A to znaczy, że coraz mniej lekarzy rozważa wyjazd poza granice Polski. W odpracowaniu kredytu bardziej chodzi o to, żeby lekarze, którzy zdecydują się na to rozwiązanie, pracowali w podmiotach leczniczych, które udzielają świadczeń w oparciu o kontrakty z NFZ, a zatem nieodpłatnie dla pacjenta i wybierali szkolenie specjalizacyjne w dziedzinach, w których identyfikujemy największe braki, a jednocześnie największe zapotrzebowanie społeczne na opiekę medyczną.
PAP: Czy te warunki, taka marchewka, - perspektywa odrabiania dziesięciu lat w publicznej ochronie zdrowia i wybór priorytetowej specjalizacji - potrzebne do tego, by umorzyć kredyt, zachęcą studentów do jego zaciągania?
P.B.: Proszę zwrócić uwagę, że całkowite umorzenie kredytu jest tylko jedną z opcji. Należy pamiętać, że kredyt jest niskooprocentowany, ma bardzo długi okres karencji, w którym to państwo spłaca odsetki. Zatem lekarz, który zdecyduje się na specjalizację niepriorytetową lub będzie pracował w sektorze prywatnym, wciąż ma oferowane bardzo preferencyjne warunki finansowe, niedostępne powszechnie na rynku. A dziesięć lat, o których pani wspomniała, to przecież głównie staż podyplomowy i specjalizacja – 6-7 lat łącznie, po odbyciu których już nie zostaje tak wiele do odpracowania.
PAP: Dlaczego zdecydowano się na takie regulacje dopiero teraz, gdy ochrona zdrowia boryka się z problemem niedofinansowania, brakiem kadr, często wypaleniem zawodowym, a pandemia z pewnością nie ułatwia młodym ludziom podjęcia decyzji o rozpoczęciu tak wymagających, pod każdym względem, studiów?
P.B.: Od samego początku inwestujemy w kierunek lekarski, zwiększyliśmy limity i liczbę szkół wyższych prowadzących kształcenie przyszłych lekarzy. Z roku na rok zwiększamy środki finansowe dla uczelni publicznych oraz inwestujemy w infrastrukturę edukacyjną i kliniczną, tworząc coraz lepsze warunki nauki. Kredyt to po prostu kolejny krok i na pewno nie ostatni.
PAP: Wielu studentów kierunków medycznych, z którymi rozmawiałam boi się zaciągania zobowiązań, a liczni eksperci wskazują na to, że po prostu wyższe uczelnie kształcące odpłatnie studentów na kierunkach lekarskich podniosą czesne. Czy podziela pan taką obawę?
P.B.: Nie, nie podzielam. Kredyt będzie finansował czesne, jednakże w kwocie nie wyższej niż corocznie ustalana przez ministra zdrowia. To oznacza, że uczelnie nie będą skłonne podnosić opłat za studia istotnie ponad tę kwotę, bo wtedy studenci wybierać będą te uczelnie, które najmniej „odstają” od kredytowanej kwoty. Zresztą współpracujemy z uczelniami w zakresie tego instrumentu finansowego i jestem przekonany, że mamy wspólny cel, którym jest zachęcenie jak największej liczby jak najzdolniejszej młodzieży do podjęcia studiów, a nie stawianie barier.
PAP: Na koniec pojęcie ukute już przez samych studentów na tych, którzy wezmą kredyt studencki. Czy wie pan jak ich nazwano? Fleischmani. Od młodego lekarza dra Joela Fleischmana z popularnego niegdyś serialu "Przystanek Alaska". Przybywa do tej odległej części USA, by odpracować studia medyczne...
P.B.: O ile dobrze pamiętam, ostatecznie Fleischman był zadowolony z Alaski – znalazł tam przyjaciół i miłość swego życia… i realizował się zawodowo.(PAP)
Autorka: Klaudia Torchała