Liczba specjalistów w szkołach ma wzrosnąć. Samorządy dostaną pieniądze na dodatkowe etaty. Dyrektorzy obawiają się jednak, że za obecne stawki trudno będzie pozyskać do pracy logopedów, psychologów i pedagogów

Resort edukacji zapowiedział, że wkrótce do wykazu prac legislacyjnych zostanie skierowany projekt ustawy o wsparciu dziecka i ucznia. Jak udało się nam ustalić, poza zwiększeniem środków na pomoc psychologiczno-pedagogiczną, zmienią się też zasady wsparcia dzieci uczęszczających do szkół i przedszkoli. Do samorządów ma popłynąć strumień pieniędzy na zatrudnienie m.in. psychologów, pedagogów i logopedów. Organy prowadzące tego typu placówki obawiają się jednak, że stanie się to kolejnym zadaniem, które będzie skutkowało dokładaniem do edukacji z lokalnych budżetów. Tym bardziej, że wiele gmin już teraz nawet 60 proc. własnych pieniędzy przeznacza na uzupełnienie subwencji oświatowej otrzymywanej z budżetu centralnego. A biorąc pod uwagę, że planowane są podwyżki dla nauczycieli, samorządy rzeczywiście mogą znaleźć się w trudnej sytuacji.
Więcej pieniędzy
W systemie edukacji mamy m.in. nauczycieli, którzy uczą dzieci, a także takich, którzy są określani specjalistami. Rolą tych drugich jest wspieranie uczniów w nauce, a także rozwiązanie problemów wychowawczych związanych z ewentualnymi dysfunkcjami. Zatrudnienie ich w dużej mierze zależy od sytuacji finansowej gminy i decyzji lokalnego włodarza. Muszą być w szkole tylko wtedy, jeśli jest w niej uczeń, który ma orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego.
Pandemia i nauka zdalna przyczyniły się do tego, że różnego rodzaju problemów, w tym psychicznych, jest więcej. Dlatego, jak zapewnia Marzena Machałek, wiceminister edukacji, w projekcie budżetu na 2022 r. znajdzie się dodatkowo 700 mln zł na wsparcie tych dzieci, z tego 520 mln zł - na zatrudnienie nauczycieli specjalistów w szkołach i przedszkolach. W ramach tzw. krajowego systemu wsparcia dla uczniów, w przyszłym roku szkolnym, czyli od 1 września 2022 r. liczba specjalistów w szkołach i przedszkolach ma wzrosnąć do 29 tys., a docelowo ma być 53 tys. psychologów i pedagogów. Takie rozwiązania znalazły się w Polskim Ładzie.
Jak na lekarstwo
Dyrektorzy obawiają się jednak, że trudno będzie znaleźć takich specjalistów, jeśli na początku kariery psychologowi będzie można zaproponować wynagrodzenie nauczyciela stażysty, czyli na poziomie płacy minimalnej. Już obecnie jest z tym ogromny problem. Zdarza się np., że w dużych szkołach logopeda musi wybrać tylko najtrudniejsze przypadki i z konieczności pomija wiele dzieci, które też potrzebują wsparcia. Z kolei w małych miejscowościach specjalistów jest jak na lekarstwo - o ile jeszcze można znaleźć pedagoga, to z psychologami i logopedami jest prawdziwy kłopot.
- Na blisko 900 uczniów mamy dwóch pedagogów na całych etatach, dwóch psychologów po pół etatu i logopedę na jednym etacie, a zapotrzebowanie jest bardzo duże - potwierdza Jacek Rudnik, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach.
Jak dodaje, w jego szkole przydałby się jeszcze minimum jeden etat. - Pedagogów rzeczywiście nie brakuje, bo wielu z nich ma ukończone roczne studia podyplomowe, ale w przypadku psychologów jest ogromny problem. Nie wiem, w jaki sposób rząd nagle chce zwiększyć ich liczbę. Taka specjalność wymaga ukończenia pięcioletnich jednolitych studiów, a nie zwykłego kursu - dodaje.
Tym bardziej, że - jak podkreślają szefowie placówek - kuratoria kwestionują kompetencje nauczycieli, którzy nie mają odpowiednich kwalifikacji, aby pomagać uczniom z określonymi dysfunkcjami. - We wrześniu musieliśmy na szybko szukać nauczyciela ze specjalnością surdopedagoga i tyflopedagoga. A tacy specjaliści nie chcą pracować za tak niskie wynagrodzenie - mówi dyrektor szkoły podstawowej z woj. mazowieckiego.
Ministerstwo zdaje sobie sprawę, że potrzeby są olbrzymie, bo - jak samo wskazuje -około jedna trzecia uczniów potrzebuje różnego rodzaju wsparcia.
- Cele są szczytne, ale mimo dobrej woli, samorządy i dyrektorzy nie znajdą tych specjalistów, nawet jeśli pojawią się na to pieniądze z Polskiego Ładu - mówi Ewa Tatarczak, przewodnicząca Związku Zawodowego „Rada Poradnictwa”. Zwraca uwagę, że w tej chwili psycholog musi minimum przez 10 lat pracować w szkole, aby dojść do poziomu nauczyciela dyplomowanego, którego płaca i tak jest poniżej średniej krajowej. A w prywatnym sektorze zarobi znacznie więcej.
Standaryzacja zapewni efektywność
Jak zapewnia nas anonimowo jeden z autorów projektu, samorządy nie dołożą ani złotówki do dodatkowych etatów. - Wsparcie ma być rozłożone na kilka lat - od września przyszłego roku. Pojawi się też standaryzacja, czyli minimalna liczba etatów na określoną liczbę uczniów w danej szkole, ale nie chcę jeszcze mówić o szczegółach - wylicza nasz rozmówca.
Jak dodaje, samo orzeczenie, np. o potrzebie kształcenia specjalnego, nie będzie wystarczającym powodem do zatrudnienia nauczyciela. Pracownicy poradni psychologiczno-pedagogicznej będą musieli bardziej szczegółowo określić w opinii, ile godzin wsparcia potrzebuje badany uczeń. Na tej podstawie do samorządów mają trafić dodatkowe pieniądze z tzw. subwencji oświatowej celowanej (czyli nie będą z tego rozliczane).
- I tu pojawia się pierwsza wątpliwość: jeśli u ucznia nastąpi poprawa, albo, co gorsze, regres, to poradnia po roku będzie musiała sporządzać kolejną opinię, w której doda, albo ujmie liczbę godzin. Ponad 30 lat temu też była standaryzacja i przyjmowano wskaźnik, że na 440 uczniów powinien przypadać jeden specjalista. Obecnie w przeciętnej szkole liczącej 1000 uczniów nawet 10 psychologów miałoby pełne ręce roboty - wskazuje Ewa Tatarczak.
Również samorządowcy sceptycznie podchodzą do tych założeń. - Wiele opinii powstanie na zasadzie przepisywania i zmieniania tylko nazwisk uczniów. Później samorządy muszą się martwić, skąd na to wszystko znaleźć pieniądze - mówi Mariusz Krystian, wójt gminy Spytkowice.
ikona lupy />
Obecne wsparcie dla uczniów / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe