Zajęcia o godzinie 7 rano, brak sal i niewystarczająca liczba nauczycieli, a także przeładowana podstawa programowa sprawiają, że nadrabianie zaległości po pandemii jest mocno utrudnione.

Zajęcia wspomagające są formą pomocy uczniom klas IV-VIII szkół podstawowych, a także ponadpodstawowych w powrocie do nauki stacjonarnej. Wprowadzono je nowelizacją rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 20 marca 2020 r. w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (Dz.U. z 2020 r. poz. 493 ze zm.). Mają potrwać do 22 grudnia 2021 r. Średnio na jedną klasę przypada 15 godzin, grupy mogą być międzyoddziałowe i liczyć co najmniej 10 uczniów. Ustawowo przeznaczono na nie odrębną pulę pieniędzy.
Nauczyciele wspólnie z dyrektorem ustalili, że te dodatkowe godziny przeznaczą głównie na zajęcia z języka polskiego, matematyki i angielskiego, ale w niektórych szkołach organizowane są też lekcje wychowania fizycznego lub informatyki.
Zdaniem ekspertów każde dodatkowe zajęcia wspomagające mają sens, jeśli są poważnie traktowane zarówno przez uczniów, jak i nauczycieli. Jednak w tym przypadku dla tych pierwszych nie zawsze jest to priorytet, a dla tych drugich często to sposób na dorobienie do pensji.

W soboty, o świcie lub po zmroku

Realizacja zajęć wspomagających napotyka wiele trudności. - U nas mają je głównie maturzyści. Uczniowie dojeżdżają z pobliskich miejscowości i część przychodzi wcześniej do szkoły, a część po południu. Dobrowolne zajęcia dla chętnych prowadzone są nawet w soboty - relacjonuje Anna Sala, dyrektor liceum ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej. Jak dodaje, najczęściej sprowadzają się one do przygotowywania do egzaminów zewnętrznych. Nieco inaczej jest w młodszych klasach. - Lekcje mają luźniejszą formę np. quizów i zabaw. Uczniowie nie otrzymują ocen ani nie piszą sprawdzianów - mówi nauczycielka matematyki z Małopolski.
Dyrektorzy chcieliby, aby te lekcje były organizowane przez cały rok szkolny, a nie tylko przez pierwszy semestr. Rząd jednak twierdzi, że nie ma możliwości, aby przyznać kolejną pulę pieniędzy na ten cel. Jednak już teraz jest problem z wpisaniem tych godzin w plan lekcji. Tym bardziej, że pierwszy nabór ogłoszony był jeszcze przed wakacjami, szkoły więc najpierw deklarowały zapotrzebowanie na pełen pakiet lekcji, a dopiero później zastanawiano się, jak je zorganizować. W praktyce zajęcia te, określane przez nauczycieli czarnkowymi, wciskane są do i tak bardzo napiętego grafiku (wiele szkół zdecydowało się na organizowanie ich na tzw. zerówkach albo późnym popołudniem), często odbywają się co dwa tygodnie, po godzinie z danego przedmiotu, a uczniowie powtarzają materiał i jednocześnie pracują nad bieżącymi lekcjami. Sami przyznają, że takie niesystematyczne powtórki są mało skuteczne.
Wszystko o zajęciach wspomagających / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Niektóre samorządy miały również problem ze znalezieniem nauczycieli do realizacji dodatkowych zajęć. Powód? Już obecnie duża część z nich pracuje na półtora etatu, a przepisy nie zezwalają na więcej. - Trudności dotyczą m.in. ograniczonej liczby sal lekcyjnych, godzin odbywania zajęć, a także wymiaru czasu pracy nauczyciela, który razem z zajęciami wspomagającymi nie może przekroczyć półtora etatu, co blokuje realizację innych zajęć, np. z pomocy psychologiczno-pedagogicznej - potwierdza Zbigniew Bury, dyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Rzeszowa.
Na podobne problemy wskazują inne duże miasta. - Należy pamiętać, że są to lekcje dodatkowe, czyli odbywają się po zrealizowaniu planu zajęć danej klasy, w najbardziej dogodnym dla uczniów i nauczycieli terminie. Trzeba wziąć również pod uwagę, że wydłużenie czasu spędzanego w szkole może wpływać negatywnie na wydolność zarówno nauczycieli, jak i uczniów - podkreśla Hanna Janowicz, kierowniczka I Oddziału Organizacji Szkół i Placówek Oświatowych Wydziału Oświaty Urzędu Miasta w Poznaniu.

Zagrożenie pandemią

Przepisy cytowanego rozporządzenia stawiają też warunek, że lekcje wspomagające mogą się odbywać tylko w formie stacjonarnej. Przy wzroście zakażeń koronawirsem coraz więcej szkół przechodzi na tryb pracy zdalnej lub hybrydowej - według resortu edukacji obecnie około 11 proc. placówek oświatowych pracuje w trybie mieszanym. A to blokuje realizację „godzin czarnkowych”. - Z informacji otrzymywanych od dyrektorów szkół wynika, że prowadzenie zajęć wspomagających utrudnia rosnąca liczba uczniów realizujących obowiązek szkolny i naukę w formie zdalnej - potwierdza Mariusz Banach, zastępca prezydenta Lublina ds. Oświaty i Wychowania. Dodaje przy tym, że przeładowana podstawa programowa utrudnia uczniom nie tylko nadrabianie zaległości powstałych podczas nauki zdalnej, ale także opanowanie bieżącego materiału.
Minister Przemysław Czarnek zapewnia, że póki co nie zakłada zamykania szkół i powszechnego przejścia na tryb zdalny. Wtedy zajęcia wspomagające byłyby zawieszone bez możliwości ich wznowienia. Chyba że resort wydłużyłby termin na ich realizację. Jednak pieniądze na ten cel są z tegorocznego budżetu, a w kolejnym nie ma zaplanowanych na to środków. ©℗