- Na planowanych zmianach zyskają osoby pracujące w dużych miastach, tam, gdzie najbardziej brakuje kadry, szczególnie nauczyciele zawodów w technikach i branżowych szkołach. O ile będą pracowali dłużej - mówi Grzegorz Pochopień, Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN
- Na planowanych zmianach zyskają osoby pracujące w dużych miastach, tam, gdzie najbardziej brakuje kadry, szczególnie nauczyciele zawodów w technikach i branżowych szkołach. O ile będą pracowali dłużej - mówi Grzegorz Pochopień, Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN
Ile i kto zyska na ostatnich propozycjach MEiN? Czy stwierdzenie, że wyższym pensum nauczyciele samodzielnie zrekompensują sobie podwyżki, jest prawdziwe?
Propozycja resortu zakłada średnie podwyżki na poziomie ok. 23 proc., z czego nauczyciele stażyści zyskają 40 proc., a dyplomowani 21 proc. Patrząc wyłącznie na kwoty wynagrodzeń, można uznać je za imponujące. Niestety z punktu widzenia większości nauczycieli skorzystanie z takich podwyżek oznacza wzrost liczby godzin zajęć z uczniami o 22 proc. z powodu zapowiadanego wzrostu pensum z 18 do 22 godzin. Propozycja zakłada niezmienione pensum dla nauczycieli wychowania przedszkolnego. Ta grupa nauczycieli skorzysta więc najbardziej. Zostawiając nieco na boku kwestię, czy pensum powinno być wyższe, zauważmy, że najpierw trzeba mieć możliwość prowadzenia większej liczby zajęć. W wielu szkołach, szczególnie na wsi, będzie to bardzo trudne, czy wręcz niemożliwe. Typowa szkoła podstawowa na wsi ma osiem klas z jednym oddziałem w każdej klasie. Wielu nauczycieli w takich szkołach już teraz z trudem osiąga pełen wymiar czasu pracy. Wejście nowych regulacji dla tych nauczycieli skończy się zmianą wartości etatu z 18/18 na 18/22. Zobaczą oni jedynie symboliczne podwyżki rzędu kilku procent. Zyskają nauczyciele w dużych miastach, tam, gdzie najbardziej brakuje kadry pedagogicznej i będzie można zwiększoną liczbę godzin zrealizować. Zyskają też uczący w szkołach ponadpodstawowych, szczególnie nauczyciele zawodów w technikach i branżowych szkołach. Tam od dawna brakuje pedagogów. Zyskają, co podkreślmy, o ile będą pracowali dłużej, prowadząc zajęcia. Nie można jednak powiedzieć, że nauczyciele sfinansują te podwyżki sami sobie. Jest planowane znaczne zwiększenie subwencji oświatowej. Prawda w tym przypadku jest pośrodku.
A co z samorządami? Jak zmieni się ich sytuacja finansowa?
Na obecnym etapie jest ona zupełnie niejasna, nie można jednoznacznie stwierdzić, że rozwiązanie to będzie korzystne dla ich budżetów. Nie znamy kilku bardzo ważnych szczegółów propozycji MEiN. Przede wszystkim minimalnej wartości dodatków określanych w drodze rozporządzenia. Dopiero po ich poznaniu będziemy mogli dokładniej ocenić poziom zysków czy strat i nauczycieli, i samorządów. Nie wiemy też, na ile rząd będzie chciał zmienić zasady ustalania łącznej wysokości subwencji. Myślę przede wszystkim o sposobie podejścia do zmniejszenia się liczby etatów oraz drastycznego, przynajmniej na początku, zmniejszenia się liczby godzin ponadwymiarowych, które pomagają samorządom osiągać wymagane średnie poziomy wynagrodzeń nauczycieli. Zauważmy, że MEiN zapowiedział likwidację jednorazowego dodatku uzupełniającego, ale samo rozliczanie wynagrodzeń nie znika. Będzie mniej uciążliwe, ale koncepcja osiągania pewnych poziomów (teraz nazywanych przeciętnymi) pozostaje.
Czy regulacja dodatków rozporządzeniem to właściwy kierunek?
Obecnie wysokość dodatków bardzo różni się w poszczególnych samorządach. Trudno zrozumieć na przykład, dlaczego dodatek za warunki pracy dla nauczyciela uczącego w oddziale specjalnym w jednym samorządzie wynosi 10 proc. wynagrodzenia zasadniczego, a w innym 40 proc. Dobrym pomysłem byłoby też ustalenie dodatku motywacyjnego na poziomie, który mógłby być postrzegany przez nauczycieli za wysoki. Nie musi on być przyznawany każdemu i dobrze byłoby, żeby miał jakieś realne znaczenie. Widzę wiele pozytywów w tym rozwiązaniu. Boję się jednak, że ostatecznie skończy się to na wygenerowaniu problemów finansowych samorządów.
Ile potrzeba pieniędzy na zrealizowanie tych postulatów?
Jeśli pominąć nieuniknione zmniejszenie liczby etatów nauczycieli, to koszt podwyżek jest rzędu 10-11 mld zł. Skutek dla subwencji oświatowej będzie mniejszy, bo nie obejmuje ona większości nauczycieli przedszkolnych. Podwyżki dla nauczycieli przedszkolnych sfinansują samorządy z dochodów własnych, które być może będą jakoś korygowane przy okazji planowanych zmian podatkowych. Zmniejszenie liczby etatów jest jednak nieuniknione, więc ostatecznie koszt podwyżek będzie mniejszy. Po wysokości rezerwy celowej na zmiany systemowe w oświacie w projektowanym budżecie państwa można sądzić, że rząd szykuje się na skutki na poziomie 8-9 mld zł. Jedna trzecia tej kwoty potrzebna jest w 2022 r., a reszta w 2023 r. ©℗
Rozmawiał Artur Radwan
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama