Studenci oraz posłowie uważają, że ceny za przeprowadzenie naboru na studia wymagają weryfikacji. Domagają się zmiany prawa.

Obecnie osoby, które chcą aplikować na uczelnie, powinny uiścić opłatę rekrutacyjną. Wynosi ona co do zasady 85 zł. Jeśli jednak nabór wymaga egzaminu wstępnego polegającego na przeprowadzeniu sprawdzianu sprawności fizycznej, rośnie do 100 zł. W przypadku konieczności sprawdzenia uzdolnień artystycznych wynosi aż 150 zł. Stawki te określa rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 27 września 2018 r. w sprawie studiów (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 661).
Posłowie Lewicy mają jednak wątpliwości, czy opłaty te są faktycznie konieczne. Skierowali więc do Ministerstwa Edukacji i Nauki (MEiN) pismo w tej sprawie.
– Opłata rekrutacyjna jest wymagana do potwierdzenia każdego zgłoszenia chęci wzięcia udziału w procesie rekrutacji, a rejestracje nieopłacone nie są w nim uwzględniane. Co więcej, jeśli maturzysta chce uczestniczyć w naborze na więcej niż jeden kierunek, musi zapłacić kwotę będącą wielokrotnością wysokości tej stawki – wskazuje Anita Kucharska-Dziedzic, posłanka Lewicy.
Dodaje, że według maturzystów oraz środowisk parlamentów studenckich istnienie opłat za nabór przy obecnym poziomie cyfryzacji systemów rekrutacyjnych jest nieuzasadnione. Co więcej, ich wysokość w żaden sposób nie odnosi się do kosztów, które ponoszą uczelnie. W znakomitej większości nie muszą bowiem wymagać egzaminów wstępnych, ponieważ nabór odbywa się na podstawie wyniku matury. Tymczasem opłaty te są niemal identyczne jak w latach, kiedy szkoły wyższe były obarczone kosztami związanymi z organizacją naboru.
– Opłata rekrutacyjna może być barierą dla niektórych kandydatów na studia – przyznaje Krzysztof Białas, były przewodniczący Niezależnego Zrzeszenia Studentów. – Szczególnie gdy chcą aplikować do kilku uczelni, aby zwiększyć swoje szanse w rekrutacji. Wówczas suma robi się pokaźna. Jest to przeszkoda zwłaszcza dla ubogich osób – dodaje.
Niektóre uczelnie zastrzegają, że w przypadku niepomyślnego wyniku rekrutacji nie ma co liczyć na zwrot. Tak jest przykładowo na Politechnice Białostockiej, gdzie kandydat może otrzymać z powrotem swoje pieniądze jedynie w przypadku nieuruchomienia kierunku studiów, na który aplikował, niezdania egzaminu dojrzałości, gdy wniósł opłatę przed ogłoszeniem wyników maturalnych, oraz nieobjęcia go postępowaniem kwalifikacyjnym z powodu wniesienia opłaty po terminie. Na ulgi w opłacie rekrutacyjnej (lub zwolnienie z niej) na białostockiej uczelni mogą liczyć jedynie m.in. ubiegający się o przyjęcie na studia z pominięciem konkursu świadectw laureaci olimpiad stopnia centralnego, konkursów międzynarodowych i ogólnopolskich oraz uczestnicy i medaliści zawodów sportowych, a także wychowankowie domów dziecka i pełne sieroty.
Posłowie zwrócili się resortu edukacji o zajęcie stanowiska w sprawie zasadności poboru opłat. Pytają także m.in. o to, jakie wskaźniki brane są przez ministerstwo pod uwagę przy ustalaniu tej kwoty. Chcą dowiedzieć się, jakie koszty pokrywane są z pieniędzy otrzymanych za przeprowadzenie naboru i czy uczelnie raportują do ministerstwa sposób ich wydatkowania. Na razie MEiN nie udzieliło odpowiedzi na te pytania. ©℗