Skrócenie liczby stopni awansu zawodowego nie przyciągnie do szkół młodych nauczycieli – przekonują dyrektorzy samorządowych placówek oświatowych. Dodatkowe miesiące pracy bez stałej umowy również nie będą dla nich zachętą
Skrócenie liczby stopni awansu zawodowego nie przyciągnie do szkół młodych nauczycieli – przekonują dyrektorzy samorządowych placówek oświatowych. Dodatkowe miesiące pracy bez stałej umowy również nie będą dla nich zachętą
Związkowcom nie podoba się propozycja resortu edukacji, aby pod pretekstem odbiurokratyzowania awansu zawodowego zrezygnować z jednego z czterech funkcjonujących obecnie stopni. W praktyce oznaczałoby to, że za dwie dodatkowe godziny w ramach pensum, czyli 20 godzin tygodniowo, młodzi nauczyciele zarabialiby na poziomie 125 proc. płacy minimalnej. Teraz wynagrodzenie osoby rozpoczynającej karierę zawodową w szkole samorządowej (nauczyciela stażysty) jest wyższe od płacy minimalnej o 150 zł brutto (w tym roku wynosi ona 2,8 tys. zł).
Wczoraj w resorcie edukacji odbyły się kolejne rozmowy na temat zmiany warunków pracy nauczycieli, tym razem w ramach podzespołu ds. wynagradzania. W ubiegłym tygodniu inna grupa ekspertów rozmawiała o awansie zawodowym, jednak na razie nie wypracowano porozumienia.
Reanimacja systemu
Obecny awans zawodowy został wprowadzony w 2000 r. Przy tej okazji wielu nauczycieli z doświadczeniem z automatu otrzymywało akt mianowania. Najwyższa Izba Kontroli już w 2008 r. alarmowała, że ten system się wyczerpał, bowiem ponad 80 proc. nauczycieli ma najwyższe stopnie awansu (mianowani i dyplomowani).
Obecnie absolwent studiów pedagogicznych może otrzymać najwyższy stopień awansu zawodowego w ciągu 10 lat pracy w szkole lub przedszkolu – przy odpowiedniej determinacji. – Część nauczycieli nie ma po tym okresie motywacji do dalszej pracy, bo jest już świadoma, że i tak nie może liczyć na wyższe wynagrodzenie – mówi Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Przypomina, że o konieczności zmian w tym systemie mówi się co najmniej od 13 lat, ale nie pojawiają się żadne konkretne rozwiązania. – Trzeba zastanowić się nad awansem poziomym, np. funkcją lidera wśród polonistów lub matematyków, mentorami dla osób wchodzących do zawodu, ale oczywiście za dodatkowe wynagrodzenie – proponuje.
Ministerstwo chce umożliwić nauczycielom dyplomowanym zdobycie dodatkowo dwóch specjalizacji zawodowych. Jeśli będą chcieli się rozwijać i osiągać określone stopnie specjalizacji, będą mogli liczyć na dodatkowe wynagrodzenie.
– To są teoretyczne rozwiązania, które znów mogą się sprowadzić do gromadzenia dokumentów do teczki, a nie o to nam chodzi. Poza tym na to trzeba dodatkowych pieniędzy, a tych również nie widzimy. Nie ma wątpliwości, że nauczycieli trzeba motywować, a zwłaszcza jak już osiągną najwyższy stopień awansu zawodowego, ale do tego potrzebujemy odpowiednich i skutecznych narzędzi – mówi Anna Sala, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej.
Rozmowy od końca
Resort edukacji chce również zmniejszenia liczby stopni awansu zawodowego. Chodzi oczywiście o stopień nauczyciela kontraktowego, który otrzymuje stażysta już po dziewięciu miesiącach pracy na czas określony. Po zmianach okres wprowadzenia do zawodu trwałby aż cztery lata.
– Na takie rozwiązanie nie ma naszej zgody, nawet jeśli stażysta zarabiałby 125 proc. płacy minimalnej – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”. Jak dodaje, mało satysfakcjonująca jest też zgoda ministerstwa, aby stażysta po dwóch latach pracy mógł liczyć na umowę na czas nieokreślony, a nie czterech czy dopiero na kolejnym stopniu awansu. – To jest absurd, bo w budżetówce czy w administracji rządowej, albo samorządowej, maksymalnie po roku można liczyć na stały kontrakt. Obecny czas jest wystarczający, aby dyrektor szkoły mógł sobie wyrobić zdanie, czy nauczyciel nadaje się do pracy w zawodzie – dodaje.
Takiego rozwiązania obawiają się również dyrektorzy szkół, bo będą mieć jeszcze większe trudności z pozyskaniem pracowników – skoro mieliby oni na umowie terminowej pracować dwa, a może nawet cztery lata. Dopiero po tym okresie, po przystąpieniu do egzaminu mogliby ubiegać się o akt mianowania. – Młodych do pracy mogą przyciągnąć tylko lepsze zarobki i gwarancja stałego zatrudnienia, a nie perspektywa zatrudnienia na najniższej pensji przez cztery lata, a nie niespełna rok, jak obecnie – mówi Marek Pleśniar.
Podobnego zdania są związkowcy. – Nauczyciele muszą zarabiać znacznie więcej. Dodatkowo na oświatę muszą zostać zwiększone nakłady finansowe. Jeśli ten warunek zostanie spełniony, to możemy zastanowić się nad zmianą systemu awansu zawodowego – podkreśla Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Anna Sala dodaje, że stażyści potrzebują dodatkowych pieniędzy na szkolenia i zachęt finansowych do dodatkowej pracy. – Osoba rozpoczynająca karierę zawodową w szkole ma duże braki, bo wiele uczelni słabo przygotowuje do tego zawodu.
Ministerstwo stara się być nieugięte. Chce też wprowadzić ustandaryzowany egzamin zewnętrzny po okresie wprowadzenia do zawodu, obejmujący część praktyczną i teoretyczną, warunkujący uzyskanie mianowania. Nauczyciele mają też nie odbywać staży, ale skupić się na zdobywaniu umiejętności praktycznych. Resort pociesza, że wciąż pozostanie tytuł profesora oświaty, ale na ten awans może liczyć ok. 20 osób rocznie, a gratyfikacja jest jednorazowa i wynosi 18 tys. zł brutto. Wszystko wskazuje na to, że projekt nowelizacji ustawy – Karta nauczyciela jeszcze przed wakacjami trafi do Sejmu.
Ile płacimy nauczycielom
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama