Szkoły zbierają od rodziców deklaracje dotyczące dodatkowych zajęć powtórkowych w przyszłym roku szkolnym. Jednak nadrabianie zaległości może być utrudnione, ponieważ uczniowie muszą zwrócić tegoroczne podręczniki.

Od 31 maja do 22 grudnia 2021 r. w publicznych i niepublicznych szkołach podstawowych oraz średnich mogą być organizowane zajęcia wspomagające uczniów – zgodnie z par. 10f nowelizacji rozporządzenia ministra edukacji i nauki z 28 maja 2021 r. w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 (Dz.U. poz. 983). Na klasę co do zasady ma przypadać 10 godzin. Dodatkowe lekcje mają pomóc w opanowaniu i utrwaleniu wiadomości z wybranych obowiązkowych zajęć, czyli de facto w nadrobieniu zaległości powstałych w czasie nauki zdalnej. W budżecie państwa zarezerwowano na ten cel dodatkowe 187 mln zł.
Dopiero po wakacjach
Większość placówek zdecydowała jednak, że nie będą organizować zajęć dodatkowych w tym roku szkolnym – w wielu oceny roczne zostały już wystawione i panuje przedwakacyjne rozprężenie. Zbierane są natomiast deklaracje o udziale w nich, a część szkół pyta uczniów i rodziców, z jakich przedmiotów chcieliby mieć dodatkowe lekcje.
W przepisach jest zastrzeżenie, że zajęcia te nie mogą się odbywać w formie zdalnej. Jeśli zatem pojawiłaby się czwarta fala, skutkująca zamknięciem szkół, musiałyby one zostać zawieszone. Co do zasady dodatkowe lekcje mają się odbywać w oddziałach klasowych, jeśli liczba chętnych wyniesie co najmniej 10 uczniów. Jeżeli chętnych będzie mniej, klasy będą łączone.
Na razie dyrektorzy szkół wspólnie z nauczycielami decydują się najczęściej na zajęcia z języka polskiego i matematyki. – Powiadomiliśmy organ prowadzący, że chcemy wykorzystać maksymalną liczbę zajęć wspomagających. Te 10 godzin na oddział to jest dla mnie liczba przeliczeniowa, ale zakładamy, że po wakacjach głównie skorzystają z nich uczniowie z klas VII i VIII. Obawiamy się tylko, czy udźwigną tyle materiału, bo ten i bez wyrównawczych lekcji jest przeładowany – mówi Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu.
Jeśli okaże się, że chętnych uczniów nie ma zbyt wielu, organ prowadzący, który otrzymał na ten cel pieniądze, nie musi ich wydawać ani zwracać do budżetu. Może się więc okazać, że odpowiednia polityka szefa placówki przysporzy oszczędności. – Dyrektorzy zameldują wójtom i burmistrzom, że nie ma zbyt dużo chętnych, szkoły otrzymają część środków, a pozostałe trafią na drogi i może nagrodę dla dyrektora, że zaoszczędził pieniądze dla gminy. Wszystko przez to, że przepisy specustawy covidowej nie precyzują, na co dokładnie mają trafić te dodatkowe środki – mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Zapowiada, że po wakacjach ZNP będzie sprawdzał w poszczególnych placówkach, w jakich sposób pieniądze zostały rozdysponowane i czy trafiły rzeczywiście na zajęcia wyrównawcze.
Prawnicy, którzy reprezentują prywatne placówki, nie kwestionują obaw związkowców. – Pieniądze, które zostaną przekazane do niepublicznych placówek, mogą, ale nie muszą być wykorzystane na konkretne zajęcia wyrównawcze. Wystarczy, że trafią na bieżącą działalność w zakresie kształcenia wychowania, opieki i profilaktyki. Właścicielom takich szkół zależy na wysokim poziomie kształcenia, a nie tylko na zapewnieniu nauczycielom dodatkowych, płatnych godzin lekcyjnych – potwierdza Beata Patoleta, adwokat, ekspertka ds. prawa oświatowego.
Bez podręczników
Nadrabianie zaległości wiąże się jednak z dodatkowym problemem. Wraz z powrotem uczniów do nauki stacjonarnej, czyli już pod koniec maja, biblioteki rozpoczęły zbieranie podręczników, które w szkołach podstawowych są wypożyczane na rok szkolny. Nie ma możliwości zachowania ich na kilka miesięcy, bo od września muszą trafić do młodszych roczników.
– Rzeczywiście uczniowie zwracają już teraz podręczniki i to może być trudność przy powtarzaniu materiału na początku nowego roku szkolnego. Nauczycielom pozostaje robienie kserówek i korzystanie z e-podręczników – mówi Izabela Leśniewska.
Uczniowie, którzy ich nie zwrócą lub częściowo zniszczą, muszą wnieść stosowną opłatę. Niemniej jednak, jak przekonuje resort edukacji, wydanie świadectwa nie może być uzależnione od zwrócenia wszystkich książek wypożyczonych ze szkolnej biblioteki. ©℗