Dyrektorzy gminnych przedszkoli coraz częściej otrzymują pytania od rodziców w sprawie zatrudnienia. Ci ostatni chcą się dowiedzieć, dlaczego nie przyjmuje się młodych pań opiekunek. Nie wiem, skąd pojawia się oczekiwanie, by w przedszkolu pracowały wyłącznie młode nauczycielki, skoro dobrze sobie radzą starsze, ale pewnie socjologowie mieliby ciekawe refleksje.
Jako największy sukces rządzącej koalicji wskazuje się zmiany w systemie ubezpieczeń społecznych i wydłużenie wieku emerytalnego. W efekcie tej ostatniej zmiany wiele Polek po przekroczeniu 60 lat będzie pracowało kilka lat dłużej, a wielu mężczyznom czas pracy zostanie wydłużony o dwa lata. Ale największą ofiarą tej reformy stali się nauczyciele. Wcześniej do uzyskania przywileju wcześniejszej emerytury wystarczyło 30 lat pracy, w tym 20 lat nauczycielskiej. Od 2009 r. okres pracy nauczyciela wydłuża się o kilkanaście (sic!) lat. Nie wiem, czym nauczyciele zawinili społeczeństwu, że zostali potraktowani tak bezwzględnie. Objęło ich bezlitosne cięcie. Osoba, która do momentu zmian nabyła uprawnienia, przejdzie na wcześniejszą emeryturę, a ta, która nie zdążyła, bo urodziła się kilka miesięcy później, będzie pracować kilkanaście lat dłużej.
Nauczyciele to jedyna grupa zawodowa, która została pozbawiona praw nabytych. W przypadku policjantów czy strażaków zmiany emerytalne dotykają wyłącznie obecnie zatrudnianych. Ci, którzy już pracują, zachowują przywileje emerytalne. Dla rolników i górników ustawodawca też jest litościwy.
Wyłącznie tysiącom nauczycieli odebrano w świetle reflektorów prawa nabyte. I nic się nie stało. Nauczycielskie związki w tej najważniejszej dla grupy zawodowej sprawie zachowują się jak mysz pod miotłą, a szabelką pobrzękują w jakichś zastępczych tematach, jak zmiana organu rozpatrującego postępowanie dyscyplinarne wobec bardzo nielicznych nauczycieli, dodatek wiejski czy inne drobiazgi.
Politycy z troską pochylają się nad policjantem, strażakiem, górnikiem czy rolnikiem, bo jak w wieku 60 lat mógłby gonić przestępcę, gasić pożar czy unieść kilof. Racja. Dlaczego jednak szanowni jajogłowi na pasku elektoratu nie pomyślą, jak wypalony sześćdziesięcioletni matematyk czy polonista opanuje dyscyplinę rozbrykanej klasy gimnazjalnej i jeszcze znajdzie siłę intelektu, by merytorycznie i zajmująco wyłożyć lekcję? To może łatwiej wyobrazić sobie staruszka wuefistę pokazowo skaczącego przez skrzynię czy kozła? Statystyczna babcia po sześćdziesiątce ma często kłopot z podniesieniem wnuka. Ale przedszkolanki będą musiały kilkadziesiąt razy dziennie, przez co najmniej pięć godzin, schylać się do przedszkolaków, wiązać im buty czy zapinać kurtki.
Niepostrzeżenie stał się nauczyciel pochyłym drzewem, na które skaczą rozmaici politycy, dziennikarze czy populistyczni celebryci. Krytykują zbyt krótki ponoć czas pracy, przywileje i w ogóle nauczyciela jako takiego. Pojawiają się analizy sięgające korzeni sylogizmu prostackiego, dowodzące, że nauczyciel zarabia na godzinę więcej niż inżynier czy urzędnik. O czas pracy nauczyciela można zapytać męża polonistki z liceum, który domowy rosół z makaronem i placek ze śliwkami zna z poezji Szymborskiej, bo w weekend cała rodzina obchodzi na paluszkach panią od polskiego ślęczącą nad stertą klasówek.
Nie ulega wątpliwości, że należy zmodyfikować ustawę o systemie oświaty oraz Kartę nauczyciela. Ale czas najwyższy, by potraktować osoby uczące jako pełnoprawnych obywateli Rzeczpospolitej. Czekam na obudzenie instynktu samozachowawczego tej grupy zawodowej. Na związki i polityków nie ma ona co liczyć. Sami nauczyciele muszą się upomnieć o swoje prawa. W moim przekonaniu została naruszona konstytucyjna zasada zaufania do państwa, więc wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w omawianej sprawie byłby uzasadniony. Ale muszą go wnieść sami zainteresowani. Bo skoro policjant, który 15 lat temu rozpoczął służbę, nabywa prawo do częściowej emerytury, a górnik przechodzi przed pięćdziesiątką na pełne świadczenie, to tak samo nauczycielka, która 30 lat temu zaczęła prace w szkole, powinna właśnie osiągnąć prawo do emerytury. Tak przecież stanowiły przepisy, gdy podejmowała decyzję o zatrudnieniu. Zmiany niech dotykają, jak w innych zawodach, dopiero rozpoczynających karierę zawodową. Zresztą niż demograficzny i konieczność realizacji zapisów nieszczęsnego art. 30 KN, zmuszającego samorządy do zwiększenia liczby godzin ponadwymiarowych, spowodowały, że przez następne lata nowi nauczyciele nie będą w oświacie zatrudniani.
Rodzice muszą się zatem pogodzić, że i dziś, i w następnych latach opiekunki w przedszkolach będą coraz bardziej w wieku babć, a nie mam. I nie chcę już słyszeć, że jako pracownik samorządu, czyli organu prowadzącego, który nadzoruje pracę szkół, mam być wobec nauczycieli wyłącznie wymagający i krytyczny. Bo co innego motywować, dyscyplinować i rozliczać, piętnować anomalie i paradoksy anachronicznych przepisów, a co innego bezwolnie godzić się na uznanie nauczycieli za dzieci gorszego Boga.

Tadeusz Kołacz, naczelnik wydziału edukacji w Urzędzie Miasta Chrzanowa