Prędzej czy później także w Polsce uświadomimy sobie, iż główny nurt światowej rywalizacji ma dzisiaj charakter walki o ludzkie umysły. Walki rozumianej jako zdolność do oferowania miejsc pracy najzdolniejszym i solidnie wykształconym ludziom, oraz tworzenia im warunków umożliwiających wykazanie się przedsiębiorczością i kreatywnością. Ogromną rolę do odegrania w tym procesie ma system szkolnictwa wyższego.
Zacznijmy od informacji pozytywnej: finansowanie polskich uczelni, mierzone odsetkiem PKB, wygląda przyzwoicie i plasuje nas w środku rankingu krajów unijnych. To jednak nie może zadowalać – ze względu na nasz dwu- czy trzykrotnie niższy niż w krajach rozwiniętych poziom PKB na mieszkańca, środki przypadające na jednego studenta w Polsce są odpowiednio niższe. W połączeniu z tym, iż niezwykle ważne w akademickim procesie edukacyjnym prowadzenie badań naukowych jest w Polsce finansowane na przysłowiowo już niskim poziomie, przesądza to o poważnym problemie jakości kształcenia.
Łączy się z tym kwestia powszechności studiów. Także tu mamy się czym pochwalić – dziś studiuje ponad połowa młodzieży w wieku 19 – 24 lat, co stawia nas pod tym względem na jednym z czołowych miejsc na świecie. Niesie to ze sobą daleko idące konsekwencje. Liczba studentów od 1990 roku zwiększyła się prawie pięciokrotnie, a liczba wyższych uczelni oscyluje wokół 460. Jednak biorąc pod uwagę, iż liczebność kadry nauczającej wzrosła w tym okresie o ok. 30 proc., oczywistą konsekwencją jest przeciążenie nauczycieli akademickich dydaktyką i tworzenie zbyt wielu możliwości studiowania na kierunkach tanich, kosztem najbardziej potrzebnych kierunków ścisłych i technicznych.
Światowa rywalizacja ma dziś także charakter walki o ludzkie umysły. To walka rozumiana jako zdolność do oferowania pracy najzdolniejszym
Niewątpliwym problemem w Polsce jest także konserwatyzm kadry, który jest naturalną konsekwencją narastającej przez lata luki generacyjnej. To młodzi ludzie są z zasady bardziej skłonni do aprobowania dynamicznych zmian w modelu kształcenia, który musi się nieustannie rozwijać. Trudno się dziwić, że jeżeli ktoś przez 40 lat pracuje w ustalonym systemie i znalazł w nim swoje miejsce, nie staje się promotorem rewolucyjnych zmian.
Innym wielkim wyzwaniem stojącym przed polskim uniwersytetem jest jego wkład w poprawę bardzo zaniedbanego kształcenia ustawicznego. To ważne nie tylko dlatego, że dzisiaj naprawdę trzeba się ciągle dokształcać czy wręcz parokrotnie w ciągu życia zmieniać zawód, ale także dlatego, że ludzie mający stały kontakt z wyzwaniami edukacyjnymi są znacznie bardziej skłonni do popierania prorozwojowej polityki państwa. Trzeba także do końca zrozumieć znaczenie kształcenia na odległość – przy dzisiejszym poziomie rozwoju technologii informacyjnych ta forma przekazywania wiedzy może już za parę lat całkowicie odmienić system szkolnictwa wyższego.
Kluczem do naszego rozwojowego sukcesu pozostaje uniwersytet. Aby jednak stał się rzeczywistą ostoja cywilizacyjnego postępu, musimy odpowiedzieć na wiele kluczowych pytań dotyczących jego funkcjonowania. Jaka ma być rola państwa w sprawach uczelni publicznych – mała jak np. w USA, średnia – jak obecnie, czy może (nie daj Boże) duża – jak u nas przed laty? Jaki powinien być zakres wsparcia ze środków publicznych dla uczelni prywatnych? Czy system wartości, które niesie ze sobą uczelnia, powinien mieć charakter usługowy, czy kulturowy, i czy wykształcenie wyższe jest dobrem bardziej prywatnym, czy bardziej publicznym? Jak wobec nadchodzącego niżu demograficznego powinien wyglądać proces konsolidacji szkół? I bardziej szczegółowo: czy jesteśmy za tym, żeby utrzymać podział na tradycyjne wydziały już od początku studiów, czy też może powinniśmy oferować studentom pierwszych lat solidną bazę ogólną i opóźnić proces specjalizacji? Czy rola starszyzny akademickiej powinna być duża (jak obecnie), czy znacznie mniejsza (jak np. w USA) i czy w związku z tym chcemy mieć naprawdę szybkie tempo kariery naukowej (rządy trzydziestoletnich profesorów!)? Jaka powinna być pozycja rektora: czy ma to być profesjonalny menedżer, wybitny uczony budujący wizerunek uczelni, czy może tylko przedstawiciel uczelnianej społeczności? I wreszcie najbardziej delikatna sprawa, czyli wieloetatowość kadry. Czy gotowi jesteśmy do postawienia sobie za cel, aby za 6 czy może choćby 10 lat każdy uczony związany był tylko z jednym miejscem pracy – co jest drogą do podniesienia jakości oferowanego wykształcenia?
Odpowiedzi na te pytania mają kluczowe znaczenie dla naszych uczelni i dla przyszłości nas wszystkich. Niedawno szeroko dyskutowane zmiany systemowe były ważnym krokiem w debacie publicznej, która powinna być kontynuowana, doprowadzając nas w nieodległej przyszłości do stworzenia pełnej koncepcji nowoczesnego modelu uniwersytetu. Wielu będzie niezadowolonych, to pewne. Trzeba jednak wierzyć, że wobec wagi problemu stać nas będzie na rozsądny konsensus.