Miało być sprawiedliwie i dla rodziców uczniów dowożących dzieci do szkoły, i dla gmin. Nowe rozwiązania, które obowiązują od 3 grudnia, obu stronom przysporzą jednak problemów.
Miało być sprawiedliwie i dla rodziców uczniów dowożących dzieci do szkoły, i dla gmin. Nowe rozwiązania, które obowiązują od 3 grudnia, obu stronom przysporzą jednak problemów.
Samorządy mają obowiązek dowożenia do szkół dzieci niepełnosprawnych, uczniów z klas 0–III, którzy mają do placówki więcej niż 3 km, i tych z klas IV–VIII, którzy mieszkają dalej niż 4 km. Rodzic może jednak zdecydować, czy skorzysta z dowozu, czy woli robić to we własnym zakresie i otrzymywać z tego tytułu rekompensatę od gminy. Do tej pory taki opiekun podpisywał z wójtem umowę, która arbitralnie ustalała jej wysokość (najczęściej w formie ryczałtu). W efekcie w różnych gminach rekompensaty za dowóz były różne.
/>
Kres tej dowolności dał wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 17 października 2017 r. (sygn. akt S 1/17). Nakazał on uregulowanie kwestii zwrotu kosztów przejazdu niepełnosprawnego ucznia i opiekuna do placówek oświatowych.
Regulująca tę kwestię nowelizacja ustawy z 16 października 2019 r. o zmianie ustawy – Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. poz. 2248) weszła w życie 3 grudnia br. Zgodnie z jej art. 39a ust. 1 obowiązki dowożenia gmina spełnia przez zorganizowanie bezpłatnego transportu i opieki w czasie przewozu dzieci, młodzieży i uczniów we własnym zakresie albo przez zwrot rodzicom kosztów tego przewozu. Obecnie koszty te muszą być jednak określone według ustawowego wzoru (patrz infografika).
Samorządy ubolewają, że niepotrzebnie komplikuje on sposób określania kosztów poniesionych przez rodzica. Ustawa nakazuje na przykład radnym określenie na każdy rok szkolny (w drodze uchwały) średniej ceny jednostki paliwa w gminie.
– To bardzo trudne, bo stacje benzynowe wcale nie muszą podawać nam takich danych – przekonuje Aneta Ferencz z Urzędu Miasta w Skarżysku-Kamiennej.
Podkreśla przy tym, że gminy mają zbyt mało czasu na podjęcie uchwał. Tymczasem powinny podjąć je jak najszybciej, bo jako akt prawa miejscowego wchodzą one w życie po upływie 14 dni od ich ogłoszenia w wojewódzkim dzienniku urzędowym.
– Trzeba się spieszyć tym bardziej, że art. 39a ust. 5 prawa oświatowego nakłada na wójta (burmistrza, prezydenta miasta) obowiązek zawarcia umowy w sprawie zwrotu rodzicom kosztów dowożenia dziecka do szkoły w terminie 14 dni od uzyskania informacji, że dowożenie i opiekę zapewniają rodzice – mówi Agata Latacz z Urzędu Miasta w Częstochowie.
Dodaje, że projektem uchwały w sprawie ustalenia średniej ceny jednostki paliwa w roku szkolnym 2019/2020 rada miasta zajmie się 19 grudnia. Również tego dnia podobnym projektem zajmie się Rada Miasta Lublin. Część samorządów jednak nie przygotowała jeszcze nawet projektów uchwał w tej sprawie.
Nowe przepisy przewidują też, że w ciągu 30 dni od wejścia w życie ustawy (czyli od 3 grudnia) rodzic może wypowiedzieć dotychczasowe umowy na rok szkolny 2019/2020 i zawrzeć nowe. Często są one bardziej korzystne finansowo, ale niestety wymagają przedstawienia przez opiekunów wielu dodatkowych informacji. Część samorządów liczy po cichu, że nie zdecydują się oni na taki krok.
– Nikt nie wykazał na razie zainteresowania wypowiedzeniem starej i zawarciem nowej umowy w obecnym roku szkolnym. Na cały rok szkolny 2019/2020 obowiązują umowy zawarte przed 3 grudnia br. – wskazuje Agnieszka Piszczek z Miejskiego Centrum Oświaty w Tychach.
Nie tylko zdobycie średnich cen paliw na terenie gminy może sprawić gminom trudność. Jolanta Kurtyka z Urzędu Miasta Opole, przewiduje też problemy z ustaleniem średniego zużycia paliwa na 100 km dla pojazdu, którym rodzic dowozi dziecko. Urzędnicy muszą to ustalić na podstawie informacji producenta.
Samorządowcy wskazują również, że wskutek nowego wzoru gminni urzędnicy będą musieli gromadzić informacje wrażliwe.
– Nowe zasady wprowadzają konieczność odliczania liczby kilometrów z miejsca zamieszkania rodzica do miejsca jego pracy. Będziemy więc musieli uzyskać od rodziców informacje o miejscu ich zatrudnienia (adresie) i godzinach pracy w odniesieniu do planu lekcji ucznia – mówi Marta Stachowiak z Urzędu Miasta Bydgoszczy.
Włodarze przyznają, że nowe rozwiązanie skomplikuje im życie.
– Do tej pory określaliśmy w umowie z rodzicem ucznia na zasadzie ryczałtu, ile będzie otrzymywał za samodzielny dowóz dziecka do szkoły. A po zmianach nie dość, że trzeba będzie jeździć po stacjach benzynowych i sprawdzać ceny paliw, a później średnie spalanie samochodu rodzica, to jeszcze będziemy musieli kontrolować, czy dziecko było dowożone w każdym dniu, czy tylko w niektóre, bo to też trzeba uwzględnić przy rozliczeniu – denerwuje się Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz miasta Kowal.
Uważa, że obowiązek dowożenia powinien spoczywać na rodzicach, którzy otrzymują przecież 500+, a nie obciążać dodatkowo samorządy.
Monika Głazik z Urzędu Miasta w Lublinie przyznaje, że nowe regulacje mogą spowodować wzrost kosztów.
W Poznaniu mają to już nawet policzone. W tym roku wydadzą tam na rekompensatę kosztów dowozu 129 tys. zł, a w przyszłym ok. 50 tys. zł więcej. Bydgoszcz w tym roku wyda na ten cel 25 tys., a na kolejny zarezerwowała już 45 tys. zł. Rzeszów kosztowało to w tym roku 618 tys. zł, a w kolejnym będzie to o 50 tys. zł więcej.
Eksperci zastanawiają się, czy nowe regulacje znów nie znajdą finału w sądach lub nawet w Trybunale Konstytucyjnym.
– Zmiany wzięły się stąd, że niektóre samorządy nie chciały płacić za dowóz, a inne, np. Kraków, płaciły nie tylko za dowóz do szkoły, ale też za powroty do domu. A według nowego wzoru gmina płaci tylko za dojazd. Jeśli rodzic zabiera dziecko do domu, już nie otrzymuje rekompensaty – tłumaczy prof. Antoni Jeżowski z Instytutu Badań w Oświacie, były nauczyciel, dyrektor szkoły i samorządowiec.
I konstatuje: – Mamy teraz do czynienia z kompletnym cyrkiem i bałaganem. Tylko czekać, aż znajdzie się rodzic, który zakwestionuje wysokość ustalonej w uchwale przez radnych średniej ceny paliwa, bo według niego nie uwzględnili oni wszystkich stacji benzynowych w gminie.
Profesor Jeżowski uważa, że lepsze byłoby zastosowanie rozwiązania przewidzianego dla delegacji służbowych, gdzie bierze się pod uwagę pojemność silnika i ustala kwotę za kilometr.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama