Rodzice coraz częściej wypisują dzieci z zajęć wychowania do życia w rodzinie. Jednym z powodów jest przeładowany program. Rykoszetem dostało się religii i etyce
Choć w badaniu przeprowadzonym na zlecenie DGP i RMF FM większość przepytanych oceniała, że w szkole powinna być edukacja seksualna (niemal 80 proc.), w praktyce wielu rodziców nie posyła dzieci na te zajęcia. Powody? To m.in. dodatkowa godzina spędzona w szkole. A w sytuacji przeładowania szkół dzieciaki niechętnie chodzą na nieobowiązkowe lekcje.
W jednej z warszawskich podstawówek na początku roku szkolnego mniej więcej połowa rodziców zadeklarowała, że ich dzieci będą uczestniczyć w zajęciach WDŻ. Potem zaczęli się wykruszać. – Najczęściej rezygnują rodzice uczniów z wyższych klas – mówi nauczycielka.
Jedna z matek swoją decyzję tłumaczy tak: – Mój syn poszedł do siódmej klasy. To ogromy przeskok, bo doszło wiele nowych przedmiotów. Kolejny, jak uznał, to zbyt duże obciążenie. Szczególnie że po szkole chodzi jeszcze na lekcje z języków i zajęcia sportowe. Dlatego poprosił mnie o wypisanie z zajęć.
Jak dodaje, zdaniem chłopca zajęcia były też mało interesujące i prowadzone chaotycznie.
Inną przyczyną rezygnacji z WDŻ są niezbyt dogodne godziny. – W zeszłym roku kilka osób z klasy chodziło na wudeżety, ale w tym roku już nikt się nie zgłosił. Są na ostatniej lekcji i nikomu nie chce się już chodzić – mówi uczeń ósmej klasy innej stołecznej szkoły.
Są placówki, w których w tym roku w ogóle nie ma takich zajęć, bo wszystkie dzieci się z nich wypisały. W opolskim liceum nr 7 nie ma nawet nauczyciela z odpowiednimi kwalifikacjami. Powodem jest brak zainteresowania. – Już od kilku lat tak mamy – mówi dyrekcja.
Tak jest też w szkole podstawowej im. F. Kyci w Kuryłówce. – Rodzice już na początku roku zgodnie zdecydowali, że nie chcą, by w szkole były prowadzone zajęcia z wychowania w rodzinie. Dyrekcja uszanowała ich wolę i wycofała je z planu – mówi Maria Wolanin, wicedyrektor szkoły.
Podobnie jest w niepublicznym Technikum TEB w Radomiu. – Jeśli sami rodzice nie wypisują dzieci, to taką deklarację składają uczniowie, gdy tylko skończą 18 lat. W zasadzie robią to na drugi dzień po urodzinach, zjawiając się w sekretariacie z deklaracją w ręku. Po osiągnięciu pełnoletności mogą sami decydować o tym, na jakie zajęcia dodatkowe chcą chodzić – mówi Jolanta Basaj, dyrektor TEB. W związku z tym szkoła również wycofała się z organizacji zajęć.
Dane z kuratoriów potwierdzają tendencję spadkową. W woj. zachodniopomorskim, jak podaje kuratorium w Szczecinie, w roku szkolnym 2017/2018 w zajęciach WDŻ uczestniczyło prawie 75 tys. uczniów, a rok później – niemal tysiąc mniej. Dane za ten rok będą znane dopiero w czerwcu 2020 r.
Wpływ na decyzje rodziców, czy posyłać na wychowanie do życia w rodzinie, ma także brak jasności co do programu takich zajęć oraz kontrowersje światopoglądowe. – Proszę się nie niepokoić, nic o seksie nie będzie – tak jedna z nauczycielek chciała nas przekonać, żebyśmy zapisali dzieciaki na lekcje – opowiada matka jednego z uczniów z podwarszawskiej podstawówki. I dodaje, że właśnie z tego powodu zrezygnowała. – Chcieliśmy, żeby ten aspekt również był uwzględniony – podkreśla.
Inny z rodziców mówi, że z programu zajęć przesłanego przez dyrekcję wynikało, że podczas WDŻ będzie mowa głównie o tym, jak ważne są więzy rodzinne, o samej seksualności – niewiele. Też wypisał swoje dziecko. – Ale dla innych rodziców program okazał się zbyt liberalny, nie życzyli sobie, żeby w szkole rozmawiać o dojrzewaniu płciowym. W efekcie swojego dziecka też nie zapisali – opowiada jedna z matek.
Są jednak miejsca, gdzie zajęcia z wychowania do życia w rodzinie cieszą się popularnością. Dyrektor Zespołu Szkół Samorządowych nr 2 w Limanowej przekonuje, że u nich wszyscy uczniowie chodzą na WDŻ. – Mamy fajną nauczycielkę z kwalifikacjami. Uczniowie lubią i dopytują się o lekcje – mówi. Również w Radomiu w Szkole Podstawowej nr 23 frekwencja jest niemal 100-procentowa.
Eksperci dodają, że wychowaniu do życia w rodzinie, ale i religii czy etyce dostaje się zawsze, gdy jest na pierwszej lub ostatniej lekcji. – A tak jest w większości szkół – potwierdza Jolanta Fabiszewska, zastępca dyrektora Wydziału Nadzoru Pedagogicznego Kuratorium Oświaty w Łodzi.
Z obserwacji dyrektorów wynika, że liczba uczniów na religii i etyce spada. Ostatnio sprawdził to warszawski urząd miasta. Z raportu – jak podawała stołeczna „Gazeta Wyborcza” – wynikało, że w szkołach średnich większość nie chodzi na religię, a w podstawówkach na katechezy nie zapisała się ponad jedna piąta.