Z powodu strajku szkoły rezygnują z wycieczek, lekcji w muzeach i nie zamawiają posiłków.

Rodzice mogą stracić zaliczki wpłacone na zielone szkoły. – Wychowawca wciąż nie deklaruje, czy po majówce protest zostanie zawieszony – mówi mama ucznia jednej z warszawskich podstawówek. I liczy się z tym, że nie odzyska 500 zł.

Jeśli potwierdzi się czarny scenariusz i nauczyciele zaczną rezygnować z wycieczek, to stracą również biura podróży specjalizujące się w wyjazdach szkolnych. – Jak na razie wszystkie imprezy realizujemy. Te zaplanowane na kwiecień zostały opłacone w 100 proc. Z naszych rozmów z nauczycielami wynika, że są tego świadomi i nie chcą narażać rodziców na straty. Obawiają się też roszczeń z ich strony – wyjaśnia przedstawiciel Polonia Travel. Dodaje jednak, że z każdym dniem przybywa telefonów w sprawie możliwości przełożenia wycieczek majowych, które zostały zaliczkowane. – Owszem, można je odłożyć, ale najwcześniej na jesień. Nie wszystkim to pasuje – dodaje.

Zapytania o zmianę terminu imprezy napływają też do innych biur, m.in. do Index Polska czy Ośrodka Rozwoju Turystyki i Rekreacji. – Rezygnacja bez konsekwencji finansowych nie wchodzi w grę. Jako organizator ponieśliśmy wydatki w związku z zaplanowaną przez placówkę imprezą – mówi Eugenia Krzystała z Index Polska.

Biura nie chcą na razie szacować swoich strat w związku ze strajkiem. – Podsumowanie planuję na koniec czerwca. Dopiero wówczas przekonam się o wpływie protestu na biznes – mówi Maksymilian Kwiatkowski z ORTiR.

Za to straty już liczą firmy wynajmujące autokary na wycieczki szkolne. Ich właściciele tłumaczą, że w tej branży nie obowiązują przedpłaty. Za wynajem płaci się dopiero w dniu imprezy, więc szkoła może łatwo wycofać się z umowy.

– Od czasu strajku liczba organizowanych przeze mnie kursów spadła o połowę. W sumie nie odbyło się ich już 30. Mam zapowiedzi, że nie dojdzie do kolejnych. Z powodu protestu straciłem już około 20 tys. zł – wyjaśnia Przemysław Stępniak z Autokar4u.pl, który pomocy w tej sprawie szukał u prawników. Dowiedział się jednak, że jest na straconej pozycji.

W podobnej sytuacji są inni przewoźnicy. – Straciłem 20 proc. kursów. Głównie z tego powodu, że odwoływane są jednodniowe wycieczki. Staram się odrabiać straty, organizując więcej wyjazdów dla seniorów czy weselnych. Te jednak odbywają się głównie w weekendy, co oznacza, że moje pojazdy stoją bezczynnie przez pozostałe dni tygodnia – dodaje przedstawiciel jednej z firm przewozowych z Mazowsza.

Spadek przychodów notują też muzea. Zwłaszcza te, do których wejściówki należy rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Muzeum Powstania Warszawskiego przyznaje, że szkoły masowo rezygnują z przyjścia – w sumie wycofało się ich już 20. W skali tygodnia muzeum organizuje około 30 zajęć dla placówek oświatowych. Ze względu na to, że opłata jest pobierana w dniu zwiedzania, placówka nie zarabia. Podobnie sprawa wygląda na Zamku Królewskim w Warszawie.

– Normalnie o tej porze organizujemy 30 lekcji muzealnych dziennie. Obecnie najwyżej kilka – mówi Paweł Tyszka z Zamku Królewskiego. I dodaje, że koszt jednej takiej lekcji to 160 zł. A to oznacza, że dziennie placówka traci ponad 3 tys. zł. A w tygodniu 15 tys. zł.

– Brak lekcji oznacza nie tylko mniejsze wpływy do kasy muzeum, ale też do kieszeni edukatorów prowadzących zajęcia. Są zatrudniani na umowę o dzieło. Ich pensja zależy od liczby lekcji, a za jedną dostają od 65 do 75 zł brutto – wyjaśnia Paweł Tyszka.

Strajk nauczycieli może też odbić się na biznesie cateringowym. Poturbuje głównie firmy, które skupiły się na współpracy z publicznymi szkołami, przedszkolami i żłobkami (prywatne nie strajkują). Są takie, które w kwietniu przygotowują posiłki dla jednej–dwóch placówek z pięciu czy sześciu, z którymi współpracują na co dzień. I już wiedzą, że dla nich ten miesiąc może skończyć się na minusie.

Straty podlicza już spółka Horyzonty Smaku czy Betty Food. Notuje je też rodzinna firma cateringowa z Krakowa, która zamiast dla ok. 1,1 tys. dzieci posiłki przygotowuje obecnie tylko dla ok. 500. Od początku strajku jej przychody spadły w związku z tym o ok. 18 tys. zł.

– W naszym przypadku też są mniejsze o kilkanaście tysięcy złotych. Rachunki do zapłacenia natomiast pozostały. W dalszym ciągu obowiązuje nas umowa wynajmu powierzchni w szkołach, w których obsługujemy stołówki. Musimy też wypłacić pensje zatrudnionym pracownikom – wyjaśnia Sylwia Tomczyk, właścicielka Betty Food.