Uczniowie klas VIII szkół podstawowych w poniedziałek po godzinie 9. przystąpili do egzaminu ósmoklasisty z języka polskiego. We wtorek uczniowie przystąpią do egzaminu z matematyki, a w środę będą mieli egzamin z matematyki.
Poniedziałek jest jednocześnie ósmym dniem strajku nauczycieli.
Minister poinformowała, że wszystkie egzaminy we wszystkich szkołach odbyły się zgodnie z procedurami i zgodnie z prawem, bez jakichkolwiek zakłóceń. "Chcemy po pierwsze: pogratulować uczniom pierwszego dnia. (Po drugie) podziękować dyrektorom, nauczycielom, tym nauczycielom, którzy są przy swoich uczniach, wolontariuszom, kuratorom i wojewodom" - dodała.
Zalewska podała, że do egzaminu przystąpiło 377 tys. uczniów z blisko 13 tys. szkół podstawowych.
Jak mówił dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Marcin Smolik, 365 tys. 500 uczniów rozwiązywało zadania w tzw. arkuszu standardowym; 2,2 tys. uczniów rozwiązywało zadania w arkuszu dla osób z autyzmem i zespołem Aspergera; tysiąc uczniów to uczniowie słabowidzący; 18 - uczniowie niewidomi; 1,3 tys. - uczniowie słabosłyszący i niesłyszący; 5,5, tys. - uczniowie z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim; 1,8- cudzoziemcy; 100 - uczniowie z dziecięcym porażeniem mózgowym, a 117 - uczniowie rozwiązujący zadania w arkuszach sprzężonych.
"Arkusze egzaminu ósmoklasisty różnią się od arkuszy czy to sprawdzianu, który był w klasie szóstej, czy egzaminu gimnazjalnego" - stwierdził. Smolik wyjaśnił, że na przełomie 2016 i 2017 r. CKE i OKE przeprowadziły szerokie badania ankietowe wśród ponad tysiąca dyrektorów, 150 egzaminatorów i 2,5 tys. uczniów, którzy zostali zapytani, jak powinien wyglądać egzamin. Według Smolika duża część ankietowanych odpowiedziała, że powinien on zawierać więcej zadań otwartych.
"Dzisiaj w przypadku języka polskiego za rozwiązanie zadań otwartych zdający będą mogli otrzymać prawie 70 proc. punktów. To zdecydowanie więcej niż w przypadku egzaminu gimnazjalnego czy sprawdzianu" - mówił dyrektor CKE. Dodał, że wraz ze wzrostem zadań otwartych wzrosły stawki wynagrodzeń dla egzaminatorów. Obecnie egzaminator za sprawdzenie jednej pracy z języka polskiego otrzymuje 20 zł brutto, a w przypadku matematyki i języków obcych - 12 zł brutto.
Szefowa MEN pytana była m.in. o to, czy trwający strajk wpłynie na przeprowadzenie egzaminów maturalnych. Chodzi o to, że strajk może uniemożliwić przeprowadzenie rad pedagogicznych klasyfikacyjnych dla uczniów ostatnich klas liceów i techników, gdyż strajkujący nauczyciele nie mogą wystawiać ocen i uczestniczyć w radach pedagogicznych, w tym klasyfikacyjnych. Tymczasem uczniowie ostatnich klas szkół ponadgimnazjalnych kończą rok szkolny 26 kwietnia. Ukończenie przez nich szkoły jest warunkiem dopuszczenia do egzaminu maturalnego. Egzaminy maturalne powinny rozpocząć się 6 maja.
"50 proc. szkół ponadgimnazjalnych nie strajkuje. Tam nikt nie martwi się o klasyfikację czy ewentualnie przebieg matur. W pozostałych szkołach oceny zostały już zaproponowane, a rodzice poinformowani o ocenach. Przed nami rady klasyfikacyjne, dyrektorzy mają obowiązek je przeprowadzić. Głęboko ufam i proszę o to nauczycieli. Myślę, że w tym tygodniu rodzice będą rozmawiać z dyrektorami szkół, jeżeli odczuwają jakieś zaniepokojenie. To indywidualne dyskusje w każdym gronie pedagogicznym" - powiedziała Zalewska.
"W większości szkół w tym tygodniu zostały zaplanowane rady, chociaż jest duża część (szkół) gdzie mowa jest o 24, 25 kwietnia. Myślę, że wszystkie rady się odbędą, a uczniowie zostaną sklasyfikowani (...) To ogromna odpowiedzialność, która ciąży na dyrektorze, odpowiedzialność za rok życia młodego człowieka" - powiedziała. Dodała, że jest pewna, że zarówno ministerstwo, jak i dyrektorzy i nauczyciele nie wyobrażają sobie takiej sytuacji, żeby uczniowie musieli powtarzać rok, bo nie odbędą się rady klasyfikacyjne.
"Myślę, że w tym tygodniu rodzice będą rozmawiać z dyrektorami szkół, jeśli odczuwają jakieś zaniepokojenie. To indywidualne dyskusje w każdym gronie pedagogicznym" - zaznaczyła Zalewska. "Jeżeli chodzi o matury wszystkie terminy są dotrzymane, matura - mam nadzieję - przebiegnie bez zakłóceń" - dodała.
Pytana o to, czy ministerstwo, a nie rodzice, powinno wyjść z inicjatywą rozmów dotyczącą matur Zalewska powiedziała: "System edukacji jest jednym z bardziej zdecentralizowanych w Polsce. Tu każdy ma swoją kompetencję i swoją odpowiedzialność. Ministerstwo edukacji nie ingeruje wprost w życie szkoły, to samodzielna jednostka, gdzie podejmowane są decyzje. Kompetencje każdego: i dyrektora i rady pedagogicznej i nauczycieli są opisane w przepisach. Wszystko w tej chwili w rękach dyrektorów" - stwierdziła.
Szefowa MEN pytana była też o zalecenie kuratoriów oświaty, że jeżeli strajkujący nauczyciel odmówi wystawienia ocen końcowych, to dyrektor powinien wyznaczyć do tego innego nauczyciela. "To kompetencja dyrektora. Zdarzają się takie sytuacje, że nauczyciel np. zachorował, są zaproponowane oceny i dyrektor (...) wyznaczał nauczyciela do tego, żeby zaproponowane oceny po prostu wzmocnił poprzez ich wystawienie" - odpowiedziała Zalewska.
Zalewska przypomniała, że premier Mateusz Morawiecki zaprosił związki zawodowe do okrągłego stołu na temat edukacji. Jak mówiła, powołując się na poniedziałkową wypowiedz szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka "dziś, jutro" zaproszenia zostaną wysłane.
Minister edukacji odniosła się również do słów wicepremiera, ministra nauki i szkolnictwa wyższego Jarosława Gowina, który mówił, że budżet doszedł już do granic możliwości w związku z tym o wyższych niż zaproponował rząd podwyżkach dla nauczycieli mowy być nie może. "W budżecie 2019 r. nie ma pieniędzy na to by podwyżki były wyższe" - odpowiedziała Zalewska pytana o wypowiedź wicepremiera.
W miniony poniedziałek rozpoczął się zorganizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych strajk w szkołach. Przystąpiła do niego też część nauczycieli z oświatowej "Solidarności". Biorą w nim też udział nauczyciele niezrzeszeni w związkach. W piątek Prezydium Zarządu Głównego ZNP postanowiło kontynuować strajk i wystąpić do Prezesa Rady Ministrów o natychmiastowe podjęcie rozmów z udziałem mediatora zewnętrznego. Także Prezydium Zarządu Krajowego WZZ "Solidarność - Oświata", należącego do FZZ, podjęło decyzję o kontynuowaniu strajku w niezmienionej formie.
Od 25 marca do 7 kwietnia trwały negocjacje rządu ze związkami zawodowymi zrzeszającymi nauczycieli. ZNP i FZZ w trakcie negocjacji zmodyfikowały oczekiwania (początkowo upominały się o tysiąc zł podwyżki) i obecnie postulują 30 proc. podwyżki rozłożonej na dwie tury – 15 proc. od 1 stycznia i 15 proc. od 1 września br. Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" negocjowała m.in. podwyżkę wynagrodzeń w wysokości 15 proc. od stycznia 2019 r. oraz zmianę systemu wynagradzania, według którego pensje nauczycieli byłyby bezpośrednio powiązane z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej.
7 kwietnia wieczorem rozumienie z rządem zawarła tylko oświatowa "Solidarność". ZNP i FZZ odrzuciły propozycje rządu. Porozumienie zawarte przez rząd z "S" zakłada w sumie prawie 15 proc. podwyżki w 2019 r. (9,6 proc. podwyżki we wrześniu plus wypłacona już 5-procentowa podwyżka od stycznia), skrócenie stażu, ustalenie kwoty dodatku za wychowawstwo na poziomie nie mniejszym niż 300 zł, zmiana w systemie oceniania nauczycieli i zmniejszenie biurokracji.
Podczas negocjacji rząd zaproponował także związkom zawodowym kontrakt społeczny dla grupy zawodowej nauczycieli, obejmujący podwyżki i zmianę warunków pracy. Nauczyciel dyplomowany po wprowadzeniu zmian otrzymałby w kolejnych latach, w wariancie pensum 22 h w 2020 – 6128 zł, 2021 – 6653 zł, 2022 – 7179 zł, 2023 – 7704 zł. W przypadku ustalenia pensum na poziomie 24 h (poziom średniej OECD) nauczyciel dyplomowany mógłby liczyć średnio na następujący wzrost wynagrodzenia 2020 – 6335 zł, 2021 – 7434 zł, 2022 – 7800 zł, 2023 – 8100 zł. Zwiększenie pensum byłoby kroczące i obejmowało cykliczne jego podnoszenie co roku, wraz z przyznaną podwyżką, aż do osiągnięcia pułapu 22 (lub 24) godzin przy tablicy w 2023 roku. Założenia obejmują także prognozę naturalnych odejść nauczycieli z zawodu (m.in. w związku z emeryturą). Średnia odejść z lat 2010-2018 wynosi w granicach 25-30 tys. rocznie, a 80 proc. odchodzących nauczycieli nie jest zastępowana. Rząd ocenia, że szacunki sugerują, że pozwala to na wprowadzenie zmian bez jakiejkolwiek dodatkowej redukcji kadry.