W szkolnictwie niepublicznym wielu nauczycieli to emeryci, którzy mogą dorabiać na zlecenie, ale w przypadku zatrudnienia na etat mogą stracić świadczenia - mówi w wywiadzie dla DGP mec. Robert Kamionowski, ekspert zajmujący się prawem oświatowym.
Od września wszyscy nauczyciele zatrudnieni w placówkach oświatowych, które nie podlegają samorządom, muszą być zatrudniani na podstawie umowy o pracę. O takie rozwiązanie walczyły związki zawodowe...
Jak to zwykle czynią związki. W uzasadnieniu projektu tłumaczono to zapewnieniem odpowiedniej jakości procesu nauczania. Autor projektu, czyli ministerstwo, uzależniał zatem jakość nauczania od tego, czy nauczyciel jest zatrudniony na podstawie etatu, czy np. umowy-zlecenia. Etat ma pewne uzasadnienie w samorządowych szkołach, gdyż tam jest z góry określony jego wymiar i ustalone wynagrodzenie zgodnie z kartą. Ale w różnego rodzaju placówkach niepublicznych, nie ma to uzasadnienia. Co więcej, w wielu przypadkach jest to bardzo duża przeszkoda dla osób prowadzących te jednostki.
Jaka?
Wszyscy właściciele szkół, przedszkoli i innych placówek oświatowych wyrażają od początku swoje zaniepokojenie. Nie ma problemu tam, gdzie zatrudnia się nauczycieli pełnowymiarowych czy nawet na pół etatu. W prywatnych przedszkolach wychowawcy zwykle są zatrudniani na umowach o pracę. I dla nich niewiele się zmienia. Ale w szkołach już widzę duże problemy. Oczywiście nauczycieli można zatrudniać na etacie, ale nie wszędzie i nie na wszystkich stanowiskach. Dlatego w obecnym stanie faktycznym i prawnym zatrudnienie ich na umowy o pracę będzie bardzo trudne.
Jakie to placówki i stanowiska?
Weźmy choćby różnego rodzaju szkoły zaoczne. Szczególnie dotyczy to policealnych zaocznych szkół dla dorosłych, w których mamy wymiar zajęć np. od 5 do 10 godzin w semestrze. W efekcie nauczyciela musielibyśmy zatrudnić odpowiednio na 1/80 czy 1/160 etatu miesięcznie. Obecne przepisy kodeksu pracy są całkowicie do tego niedostosowane. Pojawiają się też wątpliwości, co w przypadku, kiedy katecheta przychodzi do małego prywatnego przedszkola na jedną lub dwie godziny w tygodniu. Jest on nauczycielem, więc należałoby go zatrudnić. Wszyscy się głowią, jak zatrudnić w przedszkolu lektora językowego, bo przecież te osoby są już zatrudniane przez szkoły językowe.
Czy w takiej sytuacji trzeba stworzyć temu lektorowi drugi etat?
To jest niemożliwe, bo nie można być zatrudnionym na dwóch umowach czy etatach, wykonując tę samą pracę. Gdyby przepis mówił, że ucząc w prywatnych szkołach lub przedszkolach, nauczyciele zatrudniani są na etacie, to nie trzeba byłoby tego lektora dodatkowo zatrudniać przez dyrektora szkoły, bo już szkoła językowa daje mu etat. Niestety, nowy przepis jest tak skonstruowany, że mówi o zatrudnieniu każdego nauczyciela bezpośrednio przez dyrektora szkoły lub przedszkola. A szczególnie osoby samozatrudnione, przedsiębiorcy świadczący usługi edukacyjne, w ogóle nie są zainteresowan zawieraniem umów o pracę z kimkolwiek.
W efekcie nowe przepisy to nie jest tylko problem samozatrudnionych i tych, którzy prowadzą firmę, np. językową. Dotyczy też różnego rodzaju specjalistów, czyli psychologów, logopedów, pedagogów specjalnych. Oni też są zatrudniani w placówkach doraźnie, w miarę potrzeb. Trzeba też pamiętać, że rozporządzenie w sprawie pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczy publicznych placówek, a nie prywatnych. Zatrudnienie w ramach stosunku pracy w prywatnej szkole np. logopedy do jednego dziecka, któremu zorganizowano tzw. wczesne wspomaganie rozwoju w wymiarze od 4 do 8 godzin miesięcznie, w tym np. 2 godziny logopedii, jest w praktyce nie do rozwiązania. I tu też rodzi się pytanie, na ile trzeba zatrudnić na etacie cząstkowym tego logopedę czy psychologa, któremu na tym wcale nie zależy, bo pracuje już w poradni lub prowadzi samodzielną praktykę.
Jaki był więc cel wprowadzenia tego przepisu?
MEN chce wykazać, że nagle przybyło etatów, i przykryć faktyczną liczbę zwolnień nauczycieli wynikającą z wygaszania gimnazjów. Nic, że w wymiarze godzinowym. Jeśli celem byłaby rzeczywiście likwidacja tzw. umów śmieciowych, to uzasadnienie jest marne, przecież ta przykładowa firma językowa zawiera z prywatną szkołą lub przedszkolem umowę biznesową, a nie śmieciową. W efekcie zamiast „śmieciowych” umów cywilnoprawnych będziemy mieli śmieciowe etaty.
Czy to oznacza, że te firmy i samozatrudnieni przestaną współpracować?
Z pewnością wszyscy specjaliści, którzy przychodzą do tych placówek wykonywać różnego rodzaju zajęcia, np. związane z terapią, będą rezygnować. Oni nie pójdą pracować na 1/15 etatu do prywatnych szkół.
Dodatkowo przecież tacy nauczyciele, którzy są już zatrudnieni w publicznych placówkach, będą potrzebować zezwolenia na dodatkowe zatrudnienie w prywatnych.
Tak, a takiej zgody mogą nie uzyskać. Wielu nauczycieli pracuje w publicznych szkołach, a dorabia na zjazdach weekendowych w szkołach niepublicznych. I ta druga umowa o pracę jest im zupełnie niepotrzebna. W dodatku nie otrzymają oni zgody od dyrektora swojej macierzystej szkoły, bo samorząd zabronił takich praktyk. Inny problem – w szkolnictwie niepublicznym wielu nauczycieli to emeryci, którzy mogą dorabiać na zlecenie, ale w przypadku zatrudnienia na etat mogą stracić świadczenia. Największy problem będzie chyba w szkolnictwie zawodowym, dla dorosłych. A to tylko wycinek problemów z tym związanych, nie rozmawialiśmy choćby o zatrudnianiu nauczycieli praktycznej nauki zawodu – weterynarzy, księgowych, biegłych rewidentów, techników dentystycznych czy kosmetologów. W ich przypadku jest to wręcz wykluczone – osoba prowadząca własną firmę nie może być zmuszana do nawiązania stosunku pracy, ona po prostu zrezygnuje.
Ale MEN nie widzi tu problemu?
Może tylko odrobinę, bo raz minister Anna Zalewska powiedziała w Sejmie, że te umowy na etat mogą być problematyczne w policealnym szkolnictwie zawodowym. Ale, jak dodała, najwyższy czas szanować polskiego nauczyciela. Zupełnie jakby poszanowanie zależało od umowy.