W ostatnich miesiącach zainteresowanie mediów wzbudziła sprawa nieprawidłowości w Instytucie Badań Systemowych PAN (IBS PAN). Dopiero jedna z ostatnich publikacji – artykuł „Akademia” Miry Suchodolskiej – spotkała się z odpowiedzią decydentów ze strony Polskiej Akademii Nauk w postaci „Polemiki z dwoma stereotypami”. Doczekała się ona niedawno odpowiedzi ze strony autorki, dziś kolej na mnie – osobę, którą decydenci tak mocno w swoim tekście sponiewierali, wyjaśnia dr Kamil Kulesza.
/>
/>
Temat problemów polskiego środowiska akademickiego był w ostatnich latach poruszany przez licznych autorów. Wśród tych, którzy zabierają głos, są osoby utytułowane i bardzo doświadczone, którym nie można odmówić znajomości tematu. Ich opinie zaś, w tym o PAN, są bardzo rozbieżne – od „prężnej Centrali i sieci wiodących instytucji” do zmurszałego „Polskiego Archiwum Naukowego”.
Od lat śledzę dyskusję i czasem też zabieram głos. Z reguły dzielę się wnioskami z prowadzenia w warunkach polskich prac naukowo-badawczych z wykorzystaniem know-how z Oxbridge. Zanim zaś doszło do obecnego konfliktu, osiągnięcia moje i zespołu Centrum, którym kieruję, były przez lata w PAN doceniane. A i obecni wiceprezesi PAN (np. prof. Elżbieta Frąckowiak czy prof. Paweł Rowiński) zlecali mi ekspertyzy i zasięgali opinii „pilnie potrzebnych do podjęcia strategicznych decyzji”. Ciekawe, że proszono o to mnie, osobę, która – według słów z polemiki prezesa PAN – „jest bezczelnym manipulatorem, aroganckim i niekulturalnym, który feruje, bez większej znajomości rzeczy, sądy natury ogólnej zwykle nieroztropne” i należy do grona osób „nieznających realiów systemu nauki w Polsce i jej mechanizmów”.
Zastanawiający rozdźwięk. Czyżby zastępcy prezesa PAN oddawali się przez wiele miesięcy dziwnej, perwersyjnej grze, czerpiąc satysfakcję z bycia poniżanymi przez potraktowanie aroganckie i niekulturalne?
Barwy ochronne
W polemice mogliśmy też przeczytać „lament” Dyrektora IBS PAN na temat moich rzekomych nadużyć. Nic tylko współczuć autorowi, gdyby nie fakt, że jest on dyrektorem jednoosobowo dzierżącym pełnię władzy w zakresie działalności Instytutu, który był stroną wszystkich zawieranych umów. Dyrektor po uprzedniej skrupulatnej analizie podpisywał umowy, które obecnie krytykuje. Podobnie zresztą jak zatwierdzał wszystkie ponoszone wydatki. W okresie kiedy narastały problemy, dyrekcja Instytutu była też na bieżąco informowana o sytuacji, a oprócz tego otrzymywała regularne podsumowania miesięczne – korespondencja liczy kilka segregatorów. Pokazuje ona, jak zamiast rozwiązać problem, ze strony IBS PAN prowadzona była cyniczna gra, której celem było, jak się wydaje, przejęcie Centrum Zastosowań Matematyki i Inżynierii Systemów (CZMIS). Wszystko zaś działo się pod nieustającą groźbą zniszczenia CZMIS. Jako jej część próbowano na wiele sposobów kreować sytuację prawną i uwikłać, a nawet zastraszać kadrę Centrum. Uruchomiono też przeciwko nam kampanię czarnego PR skierowaną m.in. do współpracujących z nami firm i instytucji. Niezależnie od pobudek działania te uderzały przede wszystkim w IBS PAN, bo Centrum to jego część.
Jednocześnie ta sama dyrekcja zapłaciła kilkaset tysięcy złotych odszkodowań firmom, wobec których – w wyniku tych działań – IBS PAN nie wywiązał się z umów. Podobno Instytut posiada duży potencjał naukowy. Czemu więc nie został on użyty do wykonania prac wcześniej z sukcesem prowadzonych przez kilku doktorów z grupą młodych współpracowników?
Postawę dyrekcji IBS PAN oceniać można wyłącznie przez pryzmat osiągniętych tą drogą „rezultatów”, a więc przede wszystkim zniszczenia wieloletniego dorobku i unicestwienia sprawnego mechanizmu współpracy nauki z przemysłem. Według naszych informacji nawet ustalenia audytorów działających na zlecenie władz PAN wskazują na odpowiedzialność osób kierujących Instytutem. Czy z tego właśnie powodu raport z przeprowadzonego audytu został, na długie miesiące, ukryty przez jego dysponentów nie tylko przed nami, ale również przed prokuraturą i policją prowadzącymi postępowanie w sprawie doprowadzenia do znacznych strat w IBS PAN?
Chłopaki nie płaczą
Dla osób kierujących IBS PAN postępowania karne to nie pierwszyzna. Jedna z moich ostatnich prac wykonywanych dla władz Akademii dotyczyła nieprawidłowości w postępowaniu habilitacyjnym dr. Radosława R., prowadzonym niedawno w IBS PAN. Ta sprawa powiązana z kryminalnym procederem „ustawiania” grantów była szeroko opisywana w mediach, łącznie z czarnym PR skierowanym przeciw nieszczęsnemu habilitantowi. Choć takie działania nie są odosobnionym przypadkiem w polskim środowisku akademickim, to jednak ich skala i wymiar mnie zaszokowały. Podobnie jak informacje medialne o nieprawidłowościach w realizacji grantów czy sprawach związanych z plagiatami. Miało to wszystko miejsce w ostatnich latach i skutkowało koniecznością zwracania przez IBS PAN pieniędzy. Szokujące jest też to, że w tych sprawach chyba nikt nie poniósł większych konsekwencji.
Tego typu sytuacje w „ekosystemie PAN” niestety się powtarzają. Jednym z przykładów jest głośna niedawno w mediach sprawa Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN (INE PAN) i prof. Cezarego Wójcika. On i młodzi naukowcy, chcący działać według światowych standardów, po długiej walce w końcu przegrali. Im też nie dano szansy na zaprezentowanie swojego stanowiska – o dotyczących sprawy długich działaniach formalnych w ramach PAN poinformowano ich dopiero po ich zakończeniu.
Wydaje się, że podobnie próbuje się postępować w przypadku CZMIS, np. nie dano nam się odnieść do raportu z audytu czy nawet z dokumentem zapoznać. Od samego początku konfliktu próbowaliśmy na wiele sposobów uniknąć eskalacji. Niestety, jak można łatwo pokazać na podstawie dokumentów, po drugiej stronie nie było woli rozwiązania konfliktu.
Można sobie wyobrazić, że prezes PAN, kierując według swoich słów „centralną instytucją naukową”, może nie znać szczegółów sprawy CZMIS. Ale byli w nią wprowadzeni jego zastępcy, m.in. prowadziłem z nimi korespondencję. Przez wiele miesięcy zwracałem uwagę na postępującą eskalację konfliktu i brak woli porozumienia ze strony dyrekcji IBS PAN. Prosiłem też bezskutecznie o pomoc.
Profesjonalizm menedżera ocenia się m.in. poprzez umiejętność dobrania metod do zadania. Jak widać w przypadku CZMIS, nie powiodła się próba ukrycia przed prokuraturą raportu z audytu, a i zamiatanie pod dywan też zawiodło. Konsekwencje takiego postępowania będą pewnie widoczne w pełni po upublicznieniu, np. w ramach postępowań sądowych, istniejącej dokumentacji. Warto podkreślić, że w głównych światowych ośrodkach konieczność odwoływania się do władzy sądowniczej uważana jest za porażkę całego środowiska. Takie problemy rozwiązywane są standardowo na drodze arbitrażu wewnątrz systemu akademickiego.
„Życie jest proste, ale ludzie upierają się, by je komplikować” – to Konfucjusz. Mam nadzieję, że prof. Jerzy Duszyński jest, używając jego własnych słów, „pozytywnym dewiantem”, którego celem jest nowoczesna i działająca na światowym poziomie Polska Akademia Nauk. Narosły spór można szybko rozwiązać polubownie, np. na drodze arbitrażu akademickiego. Dodatkowo zaś przetestowany zostanie w praktyce mechanizm dla rozwiązywania działania w podobnych sytuacjach w przyszłości. Powstaje jedynie pytanie, czy struktura, którą jest PAN, dojrzała do tego typu rozwiązań. Rozwiązań, które zamiast chronić kolegów w imię dobra wspólnego, kończą spory. Mimo tego, co do tej pory spotkało mnie i pozostałych naukowców, wierzę, że odpowiedź na to pytanie może być twierdząca. Tego najbardziej życzę nie tyle sobie indywidualnie, ile polskiej nauce w ogóle.
To co, Panie Prezesie, spróbujemy?