Obecnie Senat finalizuje prace legislacyjne nad trzecią transzą deregulacyjną, która obejmuje m.in. zawody muzealnika, tłumacza przysięgłego, maklera papierów wartościowych czy geologa, a także związane z pożarnictwem. Niestety, pomimo objęcia deregulacją ponad 200 profesji, a także oczekiwań społecznych i widocznych sygnałów ze strony środowisk prawniczych, nie dokonano w ciągu ostatnich lat zmian w zakresie zawodu legislatora i aplikacji legislacyjnej.
Należy przypuszczać, że zakusy reformatorskie w tym zakresie zostały zastopowane przez urzędników z Rządowego Centrum Legislacji, gdyż jest ono jednostką państwową odpowiedzialną za koordynację rządowego procesu legislacyjnego oraz prowadzenie aplikacji legislacyjnej.
Zgodnie bowiem z par. 2 rozporządzenia prezesa Rady Ministrów w sprawie aplikacji legislacyjnej (Dz.U. z 2015 r. poz. 587) to prezes RCL sprawuje nadzór programowy nad aplikacją legislacyjną, powołuje kierownika aplikacji oraz członków komisji egzaminacyjnej.
Aplikacja jest przeznaczona jedynie dla pracowników z sektora publicznego, tj. członków korpusu służby cywilnej, urzędników państwowych, żołnierzy zawodowych, funkcjonariuszy służb i pracowników samorządowych. Jest to jedna z barier formalnoprawnych, dla których z tej formy szkolenia nie mogą skorzystać np. pracownicy spółek Skarbu Państwa czy kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli.
Kolejną przeszkodą w odbyciu aplikacji legislacyjnej jest też horrendalnie wysoka opłata, co sprawia, że ta najkrótsza, bo trwająca jedynie 10 miesięcy aplikacja, kosztuje najwięcej.
W świetle bowiem par. 24 ust. 1 wymienionego rozporządzenia opłata za uczestnictwo w aplikacji jest równa 6,5-krotności przeciętnego
wynagrodzenia w gospodarce narodowej w 2014 r, które wyniosło 3783,46 zł. Po przemnożeniu tej kwoty o wskaźnik 6,5 otrzymamy koszt aplikacji legislacyjnej w 2015 r. na poziomie 24 592,49 zł.
To daje nam najdroższą aplikację spośród wszystkich aplikacji prawniczych w Polsce. No cóż, po raz kolejny wychodzi, że zadania realizowane i gwarantowane przez państwo są nieproporcjonalnie drogie. Jak łatwo się domyślić, wysokie opłaty łączą się z dodatkowymi zarobkami pracowników i kierownictwa RCL kształcących przyszłych legislatorów.
Należy również zauważyć, że zainteresowanie aplikacją systematycznie maleje, i to nie dlatego że mamy już tylu wybitnych legislatorów, lecz właśnie z uwagi na koszty. W konsekwencji RCL w tym roku było zmuszone uruchomić nabór uzupełniający i jakoś udało się skompletować chętnych.
Urzędy, które szukają oszczędności, niechętnie wysyłają swoich pracowników, bo aplikacja generuje koszty niczym szkolenia w Cambridge czy Oksfordzie.
Przeszkodą w odbyciu aplikacji legislacyjnej jest horrendalnie wysoka opłata