Ustawa modernizująca lecznice albo zostanie wycofana, albo radykalnie okrojona. Główny powód: brak akceptacji politycznej.
Agencji Rozwoju Szpitali nie będzie
W rządzie mówi się też o przesunięciu terminu wprowadzania zmian, a nawet o rezygnacji z całego projektu. Dlaczego? Żeby złagodzić bunt polityczny, który się rozpętał wokół reformy.
O tym, że nie ma nią zgody, pisaliśmy w DGP od dawna. W czerwcu informowaliśmy, że w ostatniej wersji ustawy zostały tak rozpisane terminy wprowadzania zmian, aby te ingerujące bezpośrednio w działalność szpitali były dokonywane już po wyborach. Wczoraj wyborcza.pl pisała o presji politycznej na przesunięcie projektu. Ostatecznie, jak wynika z naszych informacji, brane pod uwagę są dwie opcje. Pierwsza zakłada przyjęcie bardzo okrojonej wersji dokumentu. Takiej, w której nie będzie instytucji mającej nadzorować zmiany w szpitalach oraz złagodzenie kryteriów pozwalających na wprowadzenia nadzorcy lub zarządu komisarycznego. Agencja Rozwoju Szpitali miała wysyłać nadzorców, akceptować plany naprawcze, analizować, czy warto jakiś oddział zamknąć, przekształcić lub otworzyć na to miejsce oddział opieki długoterminowej. Już wiadomo, że agencji nie będzie. Tę informację potwierdził DGP resort zdrowia. Jak tłumaczył, nie chce dodatkowych kosztów (na działalność agencji szacowano wydatki w kwocie ponad 100 mln zł rocznie) w czasach, kiedy rosną ceny energii oraz inflacja. Potwierdza też, że wprowadza kolejne zmiany przekazane m.in. przez samorządy. Zadania agencji miałby przejąć specjalnie powołany departament w MZ. Ale pojawiły się też informacje o tym, że mogłaby się tym zajmować Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji.
Poselska grupa nacisku
Oficjalnie jest mowa o powodach merytorycznych. Jednak z kuluarowych rozmów wynika, że w zeszłym tygodniu po ostatnim posiedzeniu Sejmu u ministra zdrowia miała zjawić się grupa posłów PiS i oświadczyć, że ustawa w takiej wersji nie uzyska większości głosów. Co oznacza, że projekt ma się zmienić albo zostać wycofany. Anna Kwiecień, wiceszefowa sejmowej komisji zdrowia, potwierdza nam, że było kilka spotkań z ministrem. Ale nie chce komentować wyników rozmów. – Chciałabym jedynie uspokoić samorządy, że jeżeli będą wprowadzane zmiany, to z pewnością nie zmienią struktury właścicielskiej – mówi DGP posłanka. I dodaje, że warto, aby do Sejmu trafił projekt, który będzie już po bardzo gruntowanych konsultacjach, w takiej wersji, która nie będzie budzić obaw. – Tematyka zdrowia jest bardzo delikatna i należy podchodzić do niej z dużą łagodnością – dodaje Kwiecień.
Podczas rozmów miała paść też propozycja, żeby MZ wycofało się z projektu w ogóle. I renegocjowało z KE kamienie milowe – reforma jest jednym z nich. Co oznacza, że bez realizacji tego zadania nie dostalibyśmy pieniędzy na ten cel (jeżeli dojdzie do porozumienia Polski z KPO i pieniądze zostaną uruchomione, w przypadku reformy szpitali chodziłoby o kwotę 9,5 mld zł). O takiej wersji mówią także inni nasi rozmówcy. Tego jednak nie potwierdza resort zdrowia.
Skąd taki sprzeciw polityczny? Z analizy DGP wynikało, że wśród wielu szpitali, które znalazły się w grupie D, czyli takiej, do której MZ mogłoby wysłać nadzorcę lub wprowadzić zarząd komisaryczny (upraszczając: taką, w której na pewno doszłoby do zmian), było wiele placówek, których organ założycielski wywodził się z PiS. To najczęściej dotyczyło szpitali marszałkowskich lub należących do miasta. Tak jest np. w województwie lubelskim, podobna sytuacja jest na Śląsku (to tutaj znajduje się najwięcej szpitali z kłopotami, marszałek należy do PiS). Nie jest to jednak zasadą, bo sytuacja zdrowotna nie ma barw politycznych – wiele placówek „należy” do opozycji. Co oznacza, że sprzeciw mógłby być ponadpartyjny.
Sabina Bigos-Jaworowska, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej, członkini Rady ds. Ochrony Zdrowia przy prezydencie, mówi, że w sprawie ustawy były też spotkania u prezydenta. – Zmiana w funkcjonowaniu szpitali jest potrzebna, ale obawialiśmy się, że proponowane rozwiązania ani nie wyeliminują konkurencji między szpitalami, ani nie poprawi się ich kondycja finansowa – mówi Bigos-Jaworowska. Jej zdaniem zadania agencji mogą spokojnie wykonywać już istniejące instytucje.
Do zmian potrzeba woli, a nie agencji
Podczas konsultacji przedstawiciele dyrektorów szpitali podkreślali, że agencja nie posiada kompetencji, by wpływać na kształt i jakość ochrony zdrowia w poszczególnych regionach. Równie mocno krytykowane były wyśrubowane wymogi dla zarządzających szpitalami (ustawa wprowadzała obowiązek ukończenia przez nich dodatkowych studiów lub zdania egzaminu). Sam proces ingerencji w zarządzanie placówką również nie budził entuzjazmu, padały zarzuty centralizacji. Przedsiębiorcy wyrażali obawy – projektowany zapis mógł zamrozić wypłatę wierzytelności w momencie rozpoczęcia restrukturyzacji.
Jednak nasi rozmówcy mówią, że odejście od ustawy nie rozwiąże kłopotów. – Agencja, mimo że podległa ministerstwu, byłaby niezależną jednostką, która mogłaby skupić się tylko na tym obszarze i podkreślić wagę tematu i zmian – mówi jeden z członków zespołu pracujących nad reformą. Część samorządów i dyrektorów szpitali przyznaje, że chętnie dokonałoby koniecznych zmian, ale nie chcą za nie brać odpowiedzialności politycznej. Gdyby był prikaz z góry, byłoby im łatwiej.
Założenia były takie, że reforma rozwiąże kilka problemów. Z jednej strony sytuację uprościć miała zmiana struktury całego rynku szpitali, z drugiej wprowadzenie restrukturyzacji oraz pożyczki czy umarzanie długów (zadłużenie szpitali sięga po I kw. 2022 r. niemal 18 mld zł). Pierwszym krokiem miało być podzielenie szpitali na cztery kategorie. O tym, jaką literkę alfabetu otrzyma placówka (od A do D), decydować miały: wysokość zobowiązań, rentowność, a także wskaźnik mówiący o płynności finansowej placówki. Ta najgorsza miała otrzymać wsparcie doradców oraz finansowe, żeby wyjść z kryzysu. W ostateczności mogłaby liczyć na umorzenie długu. Głównym celem miało być zracjonalizowanie systemu szpitalnego, który – jak podkreślają autorzy projektu – byłby dopasowany do struktury demograficznej i rzeczywistych potrzeb zdrowotnych ludności w danym regionie. Miało także wykluczyć m.in. konkurencję – tak aby na tym samym terenie nie było kilku oddziałów kardiologicznych czy położniczych, które konkurują o tych samych pacjentów i tę samą kadrę, co jest obecnie dużym problemem. W Krajowym Planie Odbudowy została zapisana jako zmiana niezbędna do tego, żeby poprawić jakość opieki nad pacjentami i skrócić kolejki.
Dodatkowe miliony na wynagrodzenia dla medyków
350 mln zł na szpitale – resort zdrowia i NFZ dadzą w tym roku więcej pieniędzy na podwyżki dla personelu medycznego. Do planowanych 9 mld zł, z których placówki będą płacić pracownikom nowe stawki w minimalnym wynagrodzeniu, dojdą kolejne środki. Powód? 20 proc. placówek nie podpisało aneksów, bo, jak wskazywały, kwoty, które proponował im NFZ, nie starczyłyby na realizację ustawy o minimalnych pensjach. Najwięcej problemów dotyczyło szpitali powiatowych. NFZ zapowiada zwiększenie jeszcze wyceny punktu z 1,59 zł do 1,62 zł (każda procedura jest przeliczana na punkty, w ten sposób płaci się za leczenie pacjentów) dla wszystkich placówek, a dla powiatowych (czyli I i II stopnia) dodatkowo dodanie 2 proc. wysokości kontraktu, który mają z NFZ.
Dla niektórych, jak mówił Bernard Waśko, wiceprezes NFZ, to zmiana rzędu ponad miliona złotych miesięcznie. W przyszłym roku zapewnić lepszą sytuację finansową ma nowa wycena świadczeń m.in. na SOR, pediatrii czy onkologii, nad którą pracuje Agencja Oceny Technologii Medycznych.