Komisje powołane przy każdym z wojewodów miały wyręczać sądy i być skutecznym i szybszym sposobem dochodzenia roszczeń przez pokrzywdzonych pacjentów. Tak się jednak nie dzieje. Do działających od ponad roku komisji zwróciło się dotychczas 537 osób z wnioskiem o sprawdzenie, czy w ich przypadku doszło do zdarzenia medycznego, np. błędnej diagnozy lub zaniechania leczenia. Zapadło tylko 26 orzeczeń korzystnych dla chorych, a zaledwie sześciu osobom wypłacono już świadczenie.
Jego wysokość wahała się od 2,5 tys. zł w Łodzi do 150 tys. zł we Wrocławiu. W dwóch przypadkach, w Lublinie i Gdańsku, pacjenci otrzymali godziwą zapłatę za uszczerbek na zdrowiu tylko dlatego, że druga strona przeoczyła termin, w którym przysługiwała jej procedura odwoławcza. 10 osób zrezygnowało z proponowanego im odszkodowania, bo było rażąco niskie. Eksperci ostrzegają, że to jedna z głównych słabości tego trybu dochodzenia roszczeń. Kwoty należnych pacjentowi świadczeń proponują bowiem szpitale lub ich ubezpieczyciel, a w ich interesie jest, aby wypłaty były jak najniższe.

Miało być inaczej

– Komisja stwierdza tylko, czy zaistniało zdarzenie medyczne. Nie wypowiada się o wysokości odszkodowań i zadośćuczynień – podkreśla Piotr Sendecki, przewodniczący komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych w Lublinie.
Sukces postępowania zależy od negocjacji poszkodowanej osoby ze szpitalem bądź towarzystwem ubezpieczeniowym.
W Kielcach komisja uznała roszczenia pacjentki, która do jednego z tutejszych szpitali trafiła ze złamaną ręką. Wskutek zaniedbań lecznicy kończynę trzeba było amputować. Pacjentka domagała się 30 tys. zł, ale druga strona chciała wypłacić tylko 5 tys. zł. Propozycja została odrzucona. Fiaskiem zakończyły się także negocjacje w Krakowie, gdzie pacjent, u którego doszło do zakażenia szpitalnego, domagał się 100 tys. zł. Ubezpieczyciel zaproponował mu jedynie 7,5 tys. zł. Podobna sytuacja miała miejsce na Śląsku, gdzie poszkodowany domagał się 10 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia, a otrzymał propozycję 1,5 tys. zł, oraz w województwie lubuskim, gdzie chory po nieprawidłowo przeprowadzonym zabiegu chirurgicznym wnioskował o 50 tys. zł, a szpital zaoferował mu niecałe 5,7 tys. zł.
Gdy pacjent odrzuci propozycję odszkodowania, dochodzenie przed komisją się kończy. Może jedynie wystąpić z powództwem do sądu cywilnego. Tyle że komisje wojewódzkie zostały powołane właśnie po to, aby odciążyć sądy powszechne od spraw o błędy medyczne.

Wina przepisów

– Stanowisko szpitali i ubezpieczyciela jest nieprzyjazne pacjentom – uważa Jerzy Glanc, przewodniczący komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych w Gdańsku.
Dodaje, że częściowo wynika to z niedoskonałości przepisów. Ustawa z 28 kwietnia 2011 r. o zmianie ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta (Dz.U. nr 113, poz. 660) ustaliła górną granicę świadczeń przyznawanych poszkodowanym w kwocie 100 tys. zł (300 tys. zł w przypadku śmierci pacjenta). Jednak ostateczna ich wysokość zależy od wielu czynników wymienionych w rozporządzeniu ministra zdrowia z 10 lutego 2012 r. w sprawie szczegółowego zakresu oraz warunków ustalania wysokości świadczenia w przypadku zdarzenia medycznego (Dz.U. poz. 207). Procentowo wpływają na nią m.in. długość leczenia, uciążliwość zabiegu czy liczba znieczuleń. W przypadku niektórych wskaźników w rozporządzeniu podane są widełki, które pozwalają na pewną dowolność w ustalaniu kwoty odszkodowania. Pacjent, powierzając swoją sprawę komisji, zwykle o tym nie wie.
– Wycenia swoją krzywdę np. na 90 tys. zł, a wskutek metodologii przyjętej w rozporządzeniu i tak – nawet gdyby liczyć zgodnie z tymi przepisami – nie ma szans na więcej niż np. kilkanaście tysięcy złotych. Może gdyby wiedział o tym od razu, poszedłby do sądu – podkreśla mec. Jolanta Budzowska z kancelarii Budzowska, Fiutowski i Partnerzy.
Ponadto szpitalom nie grożą żadne sankcje za ustalenie kwoty świadczenia niezgodnie z rozporządzeniem. Zdaniem Jolanty Budzowskiej przepisy trzeba więc zmienić tak, aby pacjent mógł zakwestionować sposób wyliczenia odszkodowania, a komisja miała prawo do korekty kwoty.
Resort zdrowia poproszony o zajęcie stanowiska w tej sprawie odsyła do rzecznika praw pacjenta. Z kolei w ocenie RPP obecna procedura ustalania wysokości rekompensat dla pacjentów jest wystarczająco dobra, o czym ma świadczyć rosnąca liczba spraw, które trafiają do komisji.
– Wprowadzone rozwiązania po prostu się sprawdzają – podkreśla Krystyna B. Kozłowska, rzecznik praw pacjenta.

Gdzie tu sens

Innego zdania są jednak eksperci. Ostrzegają, że wraz ze wzrostem liczby orzeczeń wydawanych przez komisje problem niskich odszkodowań będzie się nasilał. Większość lecznic nie wykupiła bowiem nieobowiązkowej na razie polisy od zdarzeń medycznych i roszczenia pacjentów musi pokrywać z własnych środków. W ich interesie jest więc, aby pacjent niezadowolony z kwoty odszkodowania przyznanego przed komisją poszedł do sądu.
– Zasądzone odszkodowanie szpital będzie mógł opłacić z polisy OC. Stawia to jednak pod znakiem zapytania sensowność pracy komisji – podkreśla Jolanta Budzowska.

Lecznice walczą do końca

Specjalne komisje wojewódzkie wydały około 100 orzeczeń, jedynie co czwarte było korzystne dla pacjenta. Większość jest nieprawomocna, bo szpitale korzystają z procedur odwoławczych.
Szpital (lub w jego imieniu towarzystwo ubezpieczeniowe) może wnioskować do komisji o ponowne rozpatrzenie sprawy;
Na złożenie wniosku ma 14 dni od doręczenia orzeczenia komisji;
Ubezpieczyciel (lub szpital, który nie ma ubezpieczenia od zdarzeń medycznych) ma 30 dni od doręczenia decyzji komisji na przedstawienie pacjentowi propozycji zadośćuczynienia i odszkodowania;
Szpitalowi przysługuje skarga o stwierdzenie niezgodności z prawem orzeczenia komisji;
Skargę można oprzeć wyłącznie na naruszeniu przepisów dotyczących postępowania przed komisją wojewódzką;
Z możliwości złożenia skargi skorzystały dwa szpitale;
Na wydanie pierwszego orzeczenia komisja ma 4 miesiące od dnia wpłynięcia wniosku;
Wskutek skorzystania z procedury odwoławczej przez szpital postępowanie przed komisją może się wydłużyć do ośmiu miesięcy.