- Miejsca w szpitalach są, ale są też problemy logistyczne. To tak naprawdę kłopot zarządzających ratownictwem medycznym. Muszą być opracowane prawidłowe schematy transportu chorych. Mam wrażenie, że to jest wąskie gardło systemu - Artur Zaczyński lekarz, dyrektor szpitala tymczasowego na stadionie PGE Narodowy w Warszawie, zastępca dyrektora ds. medycznych CSK MSWiA w Warszawie.
Jesteście filią szpitala dla chorych w najlżejszych stanach? Tak mówi rzeczniczka Szpitala Narodowego…
Pod względem założycielskim – tak. A dokładnie jest to nowa lokalizacja udzielania świadczeń Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie przy ulicy Wołoskiej.
A pod kątem przyjmowanych pacjentów? W mediach społecznościowych porównuje się Szpital Narodowy do Antonova – czyli wielkiego, kosztownego przedsięwzięcia w blasku fleszy, z premierem w wojskowej kurtce, które w rzeczywistości do niczego nie jest potrzebne.
Decyzja o powstaniu szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym była podejmowana nie po to, żeby kogoś zadowolić czy komuś dokuczyć. Biorąc pod uwagę sytuację epidemiczną, liczbę zakażeń – była niezbędna. Zapadła po wysłuchaniu rekomendacji wielu specjalistów w sytuacji, gdy fala zachorowań rosła.
DGP
Czyli szpital tymczasowy w stylu Antonova – z tą różnicą, że nie zapewniacie wybrakowanego towaru.
Wszystkie rozwiązania zastosowane w szpitalu tymczasowym są wynikiem wielomiesięcznych doświadczeń pracowników CSK MSWiA. Jakość świadczonych tu usług jest uzgodniona ze specjalistami z placówki macierzystej.
To jeszcze jedno porównanie, które chodzi po internecie: Narodowe Izolatorium.
Szpital jest w pełni funkcjonalny, działa, przyjmuje pacjentów, mamy bardzo oddany zespół medyczny.
Mimo to – jesteście placówką dla najlżej chorych na COVID-19.
Czy jeżeli ktoś wymaga podania tlenu, opieki, to jest najlżejszy przypadek? Wątpię. Najlżej chorzy przebywają w domach. Ci, co wymagają profesjonalnej opieki, muszą być hospitalizowani.
Pytanie, według jakich kryteriów przyjmujecie
pacjentów?
Kryteria są cztery. Można się z nimi zapoznać w internecie na naszej stronie www.szpitalnarodowy.pl. Zostały ogłoszone i przekazane wszystkim interesariuszom, czyli NFZ i ministrowi zdrowia, wojewodom, w tym wojewodzie mazowieckiemu. Dyskusja co do zakresu wskazań jest otwarta. W Centrum Koordynacyjnym, pełniącym 24-godzinny dyżur, są osoby doświadczone w logistyce i koordynacji działań ratunkowych, które wspomagają decyzje co do przejmowania pacjentów w ścisłej współpracy z lekarzem.
Czyli jakie to są kryteria?
Po pierwsze, chory musi mieć potwierdzone wiarygodnym testem zakażenie wirusem SARS-CoV-2. Osób z niepotwierdzonym zakażeniem nie przyjmujemy, bo byłoby to nieodpowiedzialne. Po drugie, przyjmujemy pacjentów ze stwierdzonym zapaleniem płuc, którzy mają zmiany w płucach o cechach choroby COVID-19 poświadczone badaniem rentgenowskim bądź tomografią komputerową. Po trzecie, pacjent nie może mieć innych ostrych stanów klinicznych wymagających konsultacji specjalistycznych – np. z kardiologami, neurologami czy gastroenterologami, bo oni na terenie szpitala tymczasowego nie pracują. Tych kierujemy na Wołoską. Po czwarte, przyjmujemy pacjentów niewymagających zabiegów diagnostyczno-leczniczych i operacyjnych. W tej lecznicy nie ma możliwości np. operowania pęcherzyka żółciowego czy wyrostka albo leczenia interwencyjnego zawału serca czy udaru mózgu. Tych również kierujemy na Wołoską.
Czyli do państwa trafia pacjent stabilny, bez chorób współistniejących, oddychający samodzielnie, którego stan się poprawia, a zatem nie potrzebuje wsparcia?
Niekoniecznie. 50 proc. pacjentów trafia do nas z izb przyjęć i szpitalnych oddziałów ratunkowych. Mają określone przepływy tlenu, zapalenie płuc i choroby współistniejące, np. nadciśnienie wyrównane, cukrzycę wyrównaną, ale nie mają zaostrzenia tych schorzeń. To bardzo ważne. Zachowujmy się odpowiedzialnie. Nie jest rolą szpitala tymczasowego przyjęcie chorego w śpiączce cukrzycowej, skoro szpital regularny może mu zapewnić opiekę na oddziale interny. W zakresie objawów COVID-19 jesteśmy przygotowani na leczenie znakomitej większości zakażonych SARS-CoV-2.
Na jaką więc opiekę może liczyć pacjent?
Szpital tymczasowy działa w stałej dyżurowej obsadzie lekarskiej. Nie jest tak, że rano pracuje wielu lekarzy, którzy idą na obchód. Cały czas są to zespoły dyżurne. Stąd też może niezrozumienie idei szpitala tymczasowego. My nie jesteśmy regularną placówką, gdzie jest ordynator i cały zespół specjalistów, którzy do godz. 15 pracują, a potem na dyżurze zostają dwie osoby. Tutaj jest ordynator i zespół dyżurny, który się zmienia co trzy godziny, bo dłużej nie da się pracować w kombinezonach i maskach. W ciągu 24 godzin mamy osiem zmian zespołów.
Ale czym się różni pacjent, który trafia do pana placówki, od tego, który pod opieką lekarza rodzinnego przechodzi chorobę w domu?
Nasi pacjenci wymagają hospitalizacji, bo potrzebują np. podawania leków dożylnych, monitorowania parametrów życiowych czy obserwacji lekarskiej i doraźnego działania w przypadku pogorszenia stanu. Często wymagają tlenoterapii i pielęgnacji. Takich świadczeń nie da się zapewnić ani w domu, ani w izolatorium. Nie mogą to być natomiast pacjenci z kryterium wykluczającym, to jest: ostrą niewydolnością oddechową albo krążeniową lub w stanach nagłego pogorszenia stanu zdrowia.
A co z pacjentem, którego przyjmiecie, ale jego stan zdrowia zacznie się pogarszać? Odwozicie go do szpitala covidowego?
Jeżeli pacjent najpierw trafi do naszego szpitala prosto z izby przyjęć lub SOR, a potem jego stan zacznie się załamywać, to my musimy być przygotowani na jego leczenie. Mamy dla tych pacjentów przygotowany OIT (oddział intensywnej terapii) i pre-OIT, zakład diagnostyki obrazowej z tomografem, RTG mobilnymi i ultrasonografami. Jeżeli są możliwości przejęcia takiego pacjenta przez szpital standardowy, to zapewniamy transport, bo mamy własne karetki w zasobach szpitala CSK MSWiA i lekarzy interwencyjnych. W pierwszej kolejności przewozimy chorego do naszej macierzystej placówki na Wołoską.
A jeżeli takich możliwości nie ma?
Brak możliwości zawsze jest chwilowy. Na OIT i pre-OIT możemy bezpiecznie opiekować się pacjentem do czasu zwolnienia miejsca docelowego. Działalność szpitali jest podzielona na trzy fazy. Pierwsza to zabezpieczenie pacjentów w stanie stabilnym na obecnym etapie epidemii, gdzie dysponujemy jeszcze łóżkami w szpitalach standardowych. Druga to przejmowanie ze szpitali regularnych pacjentów w różnym stanie, ponieważ są one już przeciążone i nie mają łóżek dla chorych w stanie lekkim. I trzecia faza to już najczarniejszy scenariusz, na który musimy być jednak przygotowani, czyli każdy pacjent, nawet z ulicy, przyjeżdża w każdym stanie, również na respiratorze, do szpitala tymczasowego. Mam wrażenie, że wszystkim się wydaje, że my już jesteśmy w trzeciej fazie.
A nie jesteśmy?
Zdecydowanie nie jesteśmy, bo miejsca w normalnych szpitalach są, a uwalnianie tych zasobów jest w gestii wojewodów i kierowników jednostek. CSK MSWiA w Warszawie jest jedyną placówką wysokospecjalistyczną w kraju, która od dziewięciu miesięcy – po przekształceniu – działa jako szpital monoprofilowy. Większych zasobów nie jest w stanie wygenerować.
Są miejsca w normalnych szpitalach? To skąd te dramatyczne doniesienia o odsyłanych pacjentach, chorych krążących między szpitalami, umierających w karetkach, które jeżdżą od jednej do drugiej lecznicy?
Miejsca w szpitalach są, ale są też problemy logistyczne. To jest tak naprawdę kłopot zarządzających ratownictwem medycznym. Przede wszystkim muszą być opracowane prawidłowe schematy transportu chorych. Musimy zdywersyfikować ryzyka. Mam wrażenie, że to jest wąskie gardło systemu. Chodzi o to, żeby można było szybko wjechać z pacjentem do jednego, drugiego, trzeciego SOR-u. Obecnie często mamy taką sytuację, że wszystkie karetki zwożą chorych do jednego SOR-u. To może rodzić zagrożenie.
Lekarze piszą w mediach społecznościowych: „My nie mamy jak ratować, bo nie ma tlenu, respiratorów, a w szpitalu tylko stabilne przypadki”. Czy na pewno lepsza logistyka rozwiązałaby problem?
Dostępność tlenu jest stale uzupełniana, a zarządy szpitali mają możliwość korzystania z pomocy wojewodów. Tak samo jak w przypadku respiratorów, które są do zadysponowania z Agencji Rezerw Materiałowych. Wystarczy o nie wystąpić. Szpital tymczasowy nie może zastępować szpitali z pełnym zapleczem, które powinny stanąć do walki z wirusem, jak to czyni Centralny Szpital Kliniczny MSWiA w Warszawie od początku pandemii.
Ile w tej chwili jest pacjentów w szpitalu tymczasowym?
Trzydziestu paru.
W jakim są oni stanie?
Wymagają podania tlenu, antybiotyków dożylnych, część ma choroby współistniejące. Niektórzy wymagają wysokich przepływów tlenu. Są to osoby w najróżniejszych stanach z różnymi chorobami współistniejącymi.
Ile osób opuściło już państwa placówkę, bo wyzdrowiało?
Obecnie to ponad 18 osób od początku działalności.
A dziennie ile średnio przyjmujecie chorych?
5–6 osób.
Mówiąc kolokwialnie, do szpitala tymczasowego nie trafia się z ulicy?
Nie, nie taka jest jego idea. Trzeba to zrozumieć. U nas nie ma izby przyjęć. Możemy przyjąć pacjenta ze szpitala, który już go zdiagnozował. Nie musi to być covidowa placówka.
Ale respiratory macie?
Mamy 26 łóżek respiratorowych, 10 łóżek OIT-owych i 16 łóżek pre-OIT, na pozostałych łóżkach jest również możliwość wentylacji wspomaganej. Ale one są na czarną godzinę. Respiratorów nie brakuje w rezerwach, ale nie możemy ich zamrozić w szpitalu tymczasowym, jak są potrzebne obecnie w całej Polsce.
Zabraliście je z innych placówek?
Niczego nie zabraliśmy innym placówkom. Mamy sprzęt z Agencji Rezerw Materiałowych i od wojewody. Sam pisałem prośbę o dodatkowe 100 respiratorów i systemów wparcia oddechowego do macierzystego szpitala. Niestety w obecnej fali przebieg choroby jest cięższy niż w fali wiosennej. My wciąż na nowo poznajemy wirusa. Patrząc wstecz, nigdy bym się tego nie spodziewał.
Dlaczego nie wykorzystano istniejącego już szpitala, tylko budowano nowy? Na przykład w Warszawie działa Szpital Południowy – i jest pusty.
To pytanie do miasta, nie do mnie. Ale o ile wiem, skończenie infrastruktury szpitala budowanego od podstaw jest trudniejsze i bardziej czasochłonne, nawet jeśli chodzi o warunki tymczasowe. Na Stadionie PGE Narodowym zaadaptowano wszystkie pomieszczenia przy działającej i uruchomionej pozostałej infrastrukturze obiektu.
Ale lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby w Szpitalu Południowym zaczął działać szpital tymczasowy?
Tak, tylko pytanie, kiedy tę infrastrukturę można wykończyć. Mówimy o gotowych pomieszczeniach z działającą kanalizacją, klimatyzacją, pełną diagnostyką. Dodatkowo wyposażenie, przeszkolenie personelu i pozostałe działania są czasochłonne.
Na pewno Szpital Południowy był bardziej wykończony niż ten na Stadionie Narodowym. Tu budowano od zera.
Byłem na budowie Szpitala Południowego. Niech mi panie wierzą, że nawet gdyby weszły tam te ekipy z Narodowego, to w miesiąc nie powstanie tam szpital. Nie da się tak szybko, ale trzymam kciuki, bym się mylił.
Czy Polska, tworząc szpitale tymczasowe, bazuje na doświadczeniach z innych krajów?
My akurat opieramy się na doradztwie Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), gdzie pracują lekarze, którzy uczestniczyli w misjach leczenia chorych zakażonych wirusem w Lombardii czy w Afryce. To są młodzi ludzie, ale z bardzo dużym doświadczeniem w działaniach w sytuacjach krytycznych i zagrożeń masowych. Opieramy się na wytycznych m.in. brytyjskich i włoskich. Nie odkrywamy Ameryki na nowo, czerpiemy z doświadczeń innych.
Czyli pana szpital tymczasowy funkcjonuje na takich samych zasadach jak podobne placówki
w Wielkiej Brytanii, we Włoszech, w Niemczech czy we Francji?
Założenia są dokładnie takie same, ale musimy pamiętać o specyfice systemu ochrony zdrowia w poszczególnych krajach. Jest on inaczej zbudowany w Polsce, a inaczej np. we Francji czy w Wielkiej Brytanii. Na przykład inaczej są rozłożone akcenty, inaczej wygląda choćby komunikacja interpersonalna między lekarzami rodzinnymi czy SOR-ami. U nas lekarz rodzinny kieruje pacjenta do szpitala. Nie ustala mu tam miejsca, tylko daje skierowanie. W innych krajach jest odpowiedziany za kompleksową nawigację chorego po systemie lecznictwa z pomocą zespołów pielęgniarek. To są założenia systemowe i myślę, że w tej szczególnej sytuacji powinny zostać utrzymane, a obecne działania powinny być skoncentrowane na logistyce i sprawnej koordynacji działań.
No to skąd to niezrozumienie, czym szpital tymczasowy ma być? Również u lekarzy, kolegów z pana środowiska.
Ile osób, tyle zdań. Ilu doktorów, tyle terapii. To normalne. Z całym szacunkiem, to również nie wy, dziennikarze, będziecie uczyć lekarzy, jak leczyć. Dodatkowo środowisko medyczne, jego praca i jej efekty przez lata były niedocenione. Nagłaśniane były przypadki skrajne, które uderzały w zaufanie do tej grupy zawodowej, aż nadeszła pandemia i wszyscy zrozumieli, co jest najważniejsze. To zdrowie i szansa przeżycia tego najcięższego ataku, z jakim mierzy się nasze pokolenie.
Dziennikarze tylko zadają pytania.
Najpierw było: „dlaczego jeszcze nie ma szpitala tymczasowego?”. I pressing. Powstał szpital i od razu pytania: „po co?!”. Należy się zdecydować, bo podejmowane są decyzje strategiczne.
Tak to jest, jak się jest na świeczniku. Trzeba się tłumaczyć.
Ale ja się mogę tłumaczyć. Najbardziej wszystkich krytyków boli to, że szpital powstał. Dostaliśmy trzy tygodnie i się udało. Ale jak się woduje nowy statek, to nie z pełnym zatowarowaniem i załogą, bo może się to skończyć tragicznie. A nie o to chodzi.
Są jednak dwie rzeczy, które mogą być frustrujące. Jedna – z perspektywy pacjenta – że nie zawsze jest dla niego miejsce w szpitalu, nie zawsze jest respirator czy personel potrzebny do jego obsługi, że występują braki tlenu. I druga rzecz – pieniądze. Również w środowisku medycznym jest rozgoryczenie, bo jesteście państwo finansowani w sposób uprzywilejowany. Normalny szpital za leczenie pacjenta w stanie lekkim dostaje 330 zł, za przypadek cięższy – 630 zł. Tymczasem szpital tymczasowy na stadionie PGE Narodowym – 1026,40 zł i to niezależnie od stanu chorego. Jak to wytłumaczyć?
Szpitalom regularnym NFZ płaci za dwa „produkty”. Jeden to udzielenie samego świadczenia, czyli leczenie pacjenta covidowego. Drugi strumień pieniędzy idzie oddzielnie na pensje pracowników za pracę w warunkach specjalnych i w ramach ryczałtu. W szpitalu tymczasowym jest jeden „produkt”, który po miesiącu będzie przeliczany i ewaluowany. NFZ wydał oświadczenie na ten temat, które rozwiało – mam nadzieję – wszelkie wątpliwości.
I wycena jest adekwatna do ponoszonych przez państwa kosztów?
Z zarządem NFZ ustaliliśmy, że po miesiącu działania szpitala tymczasowego dokonamy oceny poziomu finansowania. My nie chcemy nadwyżek. Nie chcemy na niczym zarobić. Chcemy przedstawić rzetelny rachunek kosztów leczenia w takiej placówce, jak na PGE Narodowym – w pełni przejrzysty, zaopiniowany przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji.
Jeżeli po miesiącu okaże się, że koszty działalności są niższe, to sam pan powie: trzeba je obniżyć?
Fundusz na pewno nie da nam więcej, niż wynika to z tabelek. Proszę mi wierzyć.
Część ekspertów twierdzi, że wysoka wycena z NFZ ma zrekompensować spółkom Skarbu Państwa, na terenach których powstają szpitale tymczasowe, koszty, jakie w związku z tym poniosły.
Stworzenie jednego łóżka w szpitalu wysokospecjalistycznym kosztuje milion złotych. Proszę tylko pamiętać, że na to składa się nie tylko stelaż i materac, lecz przede wszystkim dodatkowy sprzęt medyczny, personel, niezbędne zaplecze, w tym również socjalne i operacyjno-diagnostyczne itp.
A w szpitalu tymczasowym?
10 razy mniej, bo mamy już zapewnioną infrastrukturę.
W takim razie koszt wybudowania został pokryty z budżetu państwa, tak?
To była adaptacja, a nie budowa. I podlegała odrębnym rozmowom z dysponentem środków a zarządem PGE Narodowy. Moim zadaniem było takie skoordynowanie działań, żeby szpital zaczął funkcjonować i przyjmować pacjentów. I to zrobiłem.
Czyli to nie jest tak, że rekompensuje się wyższą wyceną koszty, które były poniesione na adaptację?
Ja się pytam – jak? To jest kompletnie inne źródło pieniędzy. To są pieniądze z funduszu, które idą do szpitala. Ja przecież teraz nie będę płacił za budowę czy ją refundował. Nie będę tego wyjaśniał tym, którzy i tak wiedzą lepiej, a tak naprawdę nie brali udziału w powstawaniu takiej placówki, jaką jest szpital na PGE Narodowym.
A co z zarzutem, że różnicując w ten sposób wycenę, dzieli się placówki na lepsze i grosze? Tylko że te „gorsze” muszą przyjmować pacjentów w cięższym stanie, a dostają za to mniej pieniędzy.
Po pierwsze, jak już wspomnieliśmy, są różne źródła finansowania. Po drugie, nie jest tak, że w szpitalu tymczasowym pracuje się w normalnych warunkach. Tu lekarze odpoczywają na polowych łóżkach w spartańskich warunkach, śpią rotacyjnie. W regularnych szpitalach lekarze mają przynajmniej swoje pokoje, gdzie mogą odpocząć, tutaj tego nie ma.
Prowadzi pan politykę rabunkową i drenuje inne lecznice z kadry medycznej, żeby mieć lekarzy na stadionie?
A których szpitali?
Warszawskich. Przytoczę fragment listu prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego do premiera Mateusza Morawieckiego: „Docierają do mnie informacje z miejskich szpitali w Warszawie o nieuczciwych praktykach w zakresie pozyskiwania personelu medycznego do szpitala na PGE Narodowym”.
A ja poproszę o fakty – z którego szpitala i o jaki personel chodzi? Bo mamy ludzi z całej Polski. Poza tym mogę podać odwrotny przykład, jak jeden ze szpitali w Warszawie proponował tak wysokie stawki dla anestezjologów, że bałem się, iż zacznie mi się wykruszać mój personel na Wołoskiej. Nie miałem żadnego sygnału z okręgowej izby lekarskiej na temat nieuczciwych praktyk. Wręcz przeciwnie – współpracujemy z OIL w Warszawie i staramy się rozsądnie zarządzać kadrami również w pozostałych zakresach.
No to jakby miał pan wytłumaczyć oponentom, którzy mówią o drenażu kadry medycznej z innych szpitali, to co by pan im powiedział? Że się mylą, bo…?
Mylą się, bo personel, który pochodzi z Warszawy, dyżuruje w Szpitalu Narodowym w ramach dodatkowych godzin, poza normalnym czasem pracy. Ja również – choć jestem dyrektorem placówki, mam nienormowany czas pracy. Na Narodowym siedzę po kilkanaście godzin na dobę. Każda osoba z personelu medycznego wykorzystuje swoje wolne godziny na pracę w szpitalu tymczasowym.
Powiedział pan, że na Narodowym pracują lekarze nie tylko z Warszawy czy okolic. Trudno było ich znaleźć?
Dobrych lekarzy zawsze jest trudno znaleźć. Dlatego od razu stworzyliśmy specjalną infolinię rekrutacyjną. Ku naszemu zadowoleniu było bardzo dużo zgłoszeń. Ale wszystkie weryfikowaliśmy: czy dana osoba szuka u nas pracy, bo odchodzi ze swojej placówki? A jeżeli traktuje ją jako dodatkowe zajęcie, to czy ma zgodę szefa z macierzystej placówki, aby dyżurować na stadionie? Pytamy dyrektorów poszczególnych placówek, czy to nie osłabi ich potencjału. Nie jest problemem zdrenować rynek, naprawdę. Ale w tej chwili mamy kadry ustawione do obsługi 56 łóżek. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, w ciągu doby możemy tę liczbę zwiększyć do 112 i więcej.
Mówi się, że za miesięczne wynagrodzenie w szpitalu tymczasowym lekarz może kupić sobie przyzwoitej jakości auto.
To zależy, ile godzin się pracuje. Oficjalnie stawki dla anestezjologów w Warszawie to 200 zł za godzinę.
A na Narodowym?
Ta sama stawka. Tak naprawdę nie ma różnicy między szpitalami standardowymi a tymczasowymi.
A pielęgniarce jaką pan oferuje stawkę?
NFZ przyjął pewne założenia warunkujące płacę wszystkich zawodów zaangażowanych w walkę z pandemią i pracuje nad tym, by wyrównać stawki wszystkim szpitalom covidowym – również tymczasowym.
Jako szpital tymczasowy, jakiego stopnia jesteście placówką? Drugiego, trzeciego?
Nie ma czegoś takiego w przypadku szpitala tymczasowego. Szpitale mają tylko poziomy zabezpieczenia.
A na którym poziomie jesteście?
CSK MSWiA, którego szpital tymczasowy jest filią, jest na czwartym poziomie zabezpieczenia.
A szpital tymczasowy?
Nas można wyłącznie traktować jako dodatkowy oddział szpitala. Są jednostki macierzyste i oddziały tymczasowe.
Łóżka w szpitalu na stadionie pamiętają czasy Gierka? To sprzęt z demobilu?
Sprzęt jest zarówno nowy, jak i taki, który ma 10 lat. To znaczy, że lepiej go wyrzucić? Łóżka są w dobrym stanie, podobnie materace. Jak się skończy sprzęt z rezerwy strategicznej, a pacjentów będzie przybywać, to jeśli będzie taka potrzeba, będą leżeć na polówkach.
Polówki będą wtedy, gdy system kompletnie przestanie się wyrabiać?
Dokładnie. Cieszmy się więc, że na razie nie cierpimy na brak łóżek. W Lombardii pacjenci leżeli na ziemi, na karimatach, w takich warunkach byli intubowani. Dostawali butle z tlenem i dopóki go wystarczało, byli wentylowani. Dzisiaj to, czy łóżko będzie miało pięć czy 10 lat, naprawdę traci na znaczeniu.
Czy przygotowaliśmy się na epidemię? Pan mówi, że ma respiratory, ale kłopoty są z personelem, który je obsługuje.
Dwa miesiące temu napisałem prośbę do załogi CSK MSWiA o udział w kursach doszkalających z obsługi respiratorów, co oczywiście zostało w mediach skrytykowane przez wybitnych specjalistów. Twierdzili, że Zaczyński zwariował, że każe lekarzom bez doświadczenia podłączać chorych do respiratorów. Tylko że to nie miało miejsca, ja proponowałem tylko ich szkolić i uczyć na wypadek konieczności wyższej.
Ilu lekarzy wyszkolił pan w ten sposób?
Lekarze z Kliniki Anestezjologii CSK MSWiA w Warszawie przeszkolili kilkudziesięciu kolegów.
A rząd przespał moment na takie szkolenia? Trzeba było to robić, kiedy pierwsza fala pandemii osłabła?
Sądzę, że w każdym szpitalu takie szkolenia są prowadzone w miarę możliwości. Tylko że w moim przypadku zostało to upublicznione i od razu skrytykowane przez osoby, które kompletnie nie mają pojęcia, czym jest COVID-19.
Jak się pan czuje, kiedy stoi pan w tym swoim białym kitlu, jak na profesjonalistę przystało, pośród polityków – premiera, ministra Dworczyka – ubranych w kurtki moro? Oni wyglądają, jakby prawie na wojnę szli.
Mnie takiej kurtki nie załatwili.
Nie załatwili panu takiej kurtki? To szkoda.
(śmiech) Tylko nie napiszcie o tym!
Te kurtki to zatem polityczny PR?
Wiecie, kogo mi w tym wszystkim szkoda?
Kogo?
Całej młodzieży, która pracuje na stadionie. Tu się naprawdę zebrał kwiat polskiej medycyny. Młodzi ludzie, średnia wieku to około 40 lat. Nie przyszli dla kasy, stanęli do walki.
To przejdą niezły poligon.
To bardzo dobra szkoła, taka, którą wszyscy zapomnieliśmy przez ostatnie 75 lat.
Szpital narodowy nas łączy, czy dzieli nas jako naród?
Myślę, że jednak łączy. Liczba komentarzy czasami przytłacza. Same panie wiedzą – złe usta mówią 10 razy. Ale to ułamek. Odbiór społeczny jest w porządku, bo ludzie czują się po prostu bezpieczniej w tym wszystkim.