- Wykonanie testu i interpretacja wyniku są mniej czasochłonne niż związana z tym biurokracja. Bez zwiększenia przepustowości laboratoriów kolejki sprzed punktów pobrań przeniosą się do lodówek - Alina Niewiadomska, prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych.
Jak to jest tak naprawdę z liczbą testów: ile jesteśmy w stanie wykonywać i dlaczego wciąż robimy ich mniej?
Zgodnie z procedurą laboratoria covidowe codziennie rano zgłaszają do Ministerstwa Zdrowia (system koordynacji) liczbę testów, jaką tego dnia mogą wykonać. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Ale można ją poprawić, trzeba tylko w tej chwili zmienić organizację pracy laboratoriów. Cały czas powstają też nowe laboratoria covidowe.
Gdzie leży problem – czy brakuje ludzi, sprzętu, odczynników?
Jeżeli chodzi o liczbę wykonywanych testów, to jest to złożony problem. Na ten moment nie ma większych problemów z odczynnikami/testami do technik molekularnych PCR, które stanowią zdecydowanie większość, jeśli chodzi o liczbę wykonanych testów w Polsce, ale zgłaszane są problemy z jednorazowym sprzętem laboratoryjnym, brakuje m.in. końcówek do pipet. Kluczowy jest tutaj personel – im więcej osób mamy zaangażowanych do walki z koronawirusem, tym lepiej. Obecnie mamy w Polsce ok. 16,5 tys. diagnostów laboratoryjnych, ok. 2,7 tys. laboratoriów różnego typu i ok. 200 laboratoriów covidowych. Warto jednak zwracać uwagę na to, że prawie 400 tys. osób w Polsce jest na kwarantannie, wśród nich są również pracownicy ochrony zdrowia – w tym diagności laboratoryjni i inni pracownicy laboratoriów. Diagności również chorują na COVID-19, wiemy o 216 osobach, które miały lub mają koronawirusa, 739 przebywało na kwarantannie, a 14 było hospitalizowanych.
Kolejnym problemem jest nadmierna sprawozdawczość. Diagności muszą codziennie terminowo wpisywać dane do kilku rejestrów (EWP – gdzie wpisywany jest każdy pacjent, LIS – laboratoryjny system informatyczny, IKARD, czyli Narodowy Instytut Kardiologii, który prowadzi Krajowy Rejestr Pacjentów z COVID-19, sprawozdawczość do wojewódzkich stacji sanitarno-epidemiologicznych, wojewody) i dodatkowo niezwłocznie zgłaszać każdy dodatni wynik oraz wysyłać raporty zbiorcze do odpowiednich stacji sanepidu. Skarżą się, że samo wykonanie i interpretacja wyników badań są mniej czasochłonne niż całe biurokratyczne otoczenie. W dobie walki z pandemią należałoby odciążyć diagnostów od takich prac administracyjnych, aby mogli się skupić na kwestiach związanych z COVID-19.
Odczuwane w tej chwili problemy medycyny laboratoryjnej to efekt zaniechania rządzących. Ta dziedzina przez lata była zaniedbywana. Są to braki inwestycji, brak krajowego rejestru laboratoriów i nadzoru nad nimi. Obecnie liczymy na nowelizację ustawy o medycynie laboratoryjnej, która jest już po konsultacjach społecznych.
Dlaczego punkty pobrań się zatykają, skoro wciąż nie osiągnęliśmy maksimum wydolności? Czy problemem jest nierówne zapotrzebowanie pod względem regionalnym?
Zawodzi koordynacja. Są laboratoria, które faktycznie są na granicy wydolności, a są też takie, które mogłyby wykonywać więcej testów, niż otrzymują próbek. Jedno laboratorium zgłasza np., że ma przepustowość na poziomie 500 próbek, ale dostaje do przebadania tylko 300. Inne zgłasza, że ma przepustowość na poziomie tysiąca, i otrzymuje do przebadania dokładnie tysiąc lub więcej – wtedy tworzą się kolejki i wydłuża się okres oczekiwania na wynik.
Co właściwie się zatyka – punkty pobrań czy laboratoria? I z jakiej przyczyny?
Do punktów pobrań zgłasza się zdecydowanie więcej pacjentów niż wcześniej, bo przyspiesza epidemia. Wyraźnie wzrasta liczba dodatnich wyników. Widzimy też, że sprawdził się system zlecania badań w kierunku koronawirusa przez lekarzy POZ.
Wydłużenie czasu pracy punktów pobrań i tworzenie dodatkowych częściowo rozładuje kolejki, ale musi też wzrosnąć przepustowość laboratoriów, bo wtedy kolejki przeniosą się do lodówek laboratoriów. Obecnie NFZ płaci 280 zł za badanie SARS-CoV-2, ale odnosi się to do wykonania badania w ciągu 24 godzin od dostarczenia próbki do laboratorium. Za badania wykonane po tym czasie fundusz płaci już 255 zł.
Czy diagnostów można w jakiś sposób odciążyć i kto mógłby to zrobić?
Stanowczo podkreślamy, że jeżeli chcemy mieć dobrze wykonane badania i pewność, że wynik jest prawidłowo i zgodnie z aktualną wiedzą medyczną wykonany, zinterpretowany i autoryzowany, trzeba stworzyć takie warunki, aby maksymalnie odciążyć diagnostów z prac administracyjnych, zauważyć ich w systemie zarówno od strony ekonomicznej, jak i prawnej. I tutaj nie pomagają nam ciągłe zmiany legislacyjne. Zdecydowanie potrzebujemy stałości w obszarze prawnym. Ciągłe zmiany destabilizują i tak napiętą sytuację zawodów medycznych.