Do wielu postępowań w ochronie zdrowia zgłasza się tylko jeden podmiot. To oznacza, że prawdopodobnie można poprawić dokumentację przetargową tak, aby zwiększyć konkurencję - mówi Janusz Cieszyński wiceminister zdrowia.
W przyszłym roku ochronę zdrowia czeka cyfrowa rewolucja?
Informatyzacja to teraz jedno z głównych wyzwań, jakie stawia przed sobą Ministerstwo Zdrowia. Elementy informatyczne będą obecne w coraz większym stopniu w naszym życiu – wprowadzamy je ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie. Od 8 stycznia 2020 r. obowiązkowa będzie e-recepta. Ponadto będziemy pracować nad tym, aby zwiększyć zainteresowanie rozwiązaniami, które już funkcjonują, ale nie są jeszcze w pełni wykorzystywane, np. Internetowym Kontem Pacjenta (IKP) dostępnym pod adresem pacjent.gov.pl. Chcemy też pracować nad systemem, który pozwoli umówić się na wizytę przez internet. Aby to jednak wprowadzić, niezbędne jest wdrożenie elektronicznego skierowania.
Kończymy prace nad rozporządzeniem, które określa zasady prowadzenia e-dokumentacji. To niezbędny krok przed wejściem w życie obowiązku jej wymiany pomiędzy placówkami. To także krok w stronę uproszczenia zasad jej prowadzenia, bo mamy dziś wiele podmiotów, które prowadzą ją równolegle w postaci papierowej i elektronicznej. To jest pseudoinformatyzacja i nie dziwi mnie, że lekarze nie widzą zalet takiego rozwiązania.
Przyszły rok to także przygotowania do wdrożenia systemu TOPSOR wspierającego pracę na szpitalnych oddziałach ratunkowych (SOR). Co z przetargiem, wokół którego było sporo kontrowersji?
Planujemy, aby system zaczął działać na koniec przyszłego roku, ale rzeczywiście trzeba się do tego odpowiednio przygotować. Przetarg, który w tym roku ogłosiliśmy, został unieważniony i ogłoszony powtórnie. Jesteśmy mądrzejsi o wszystkie uwagi, które wpływały do tego postępowania, więc można założyć, że kolejne odbędzie się już bez problemów.
Dlaczego przetarg został unieważniony?
Mam wrażenie, że złożoność problemu okazała się problemem dla oferentów, którzy przystąpili do postępowania. To skomplikowany projekt, który łączy trzy komponenty – przygotowanie oprogramowania wspierającego triage, budowa systemu łączącego wszystkie SOR w Polsce i dostawę kardiomonitorów.
To resort będzie wyposażał szpitale w niezbędny sprzęt?
Tak, wszystko zostanie dostarczone przez Ministerstwo Zdrowia. Kluczowe jest to, że będziemy przekazywać środki na integrację systemu TOPSOR z systemami szpitalnymi tak, aby nie było dwóch równo legle działających systemów w jednej placówce. Takie obawy podnoszone były w czasie konsultacji. W przyszłym roku mamy zabezpieczone 100 mln zł w planie NFZ na dofinasowanie informatyzacji – to jest najwyższa kwota, jaką do tej pory przeznaczyliśmy na ten cel. W tym roku postawiliśmy na wariant, do którego przekonywała Naczelna Rada Lekarska, tj. środki dla wszystkich podmiotów, bez względu na zakres działalności. Ten mechanizm się nie sprawdził, a najlepszym partnerem, jeśli chodzi o absorpcję dofinansowania, okazali się po raz kolejny lekarze rodzinni. Małe zainteresowanie wykazali za to najwięksi świadczeniodawcy, którzy mogli ubiegać się nawet o 40 tys. zł.
Dlaczego?
O to należałoby zapytać zarządzających. Staram się przy każdej okazji podkreślać, że jeżeli wydatki na informatyzację w szpitalach będą na ostatnim miejscu, trudno nam będzie realizować ambitne projekty.
Jeśli jesteśmy przy temacie przetargów – jak idą te związane z zakupem nowych karetek, na które rząd przekazał pieniądze tuż przed wyborami? Niektórzy dysponenci sygnalizowali, że nie zdążą przed końcem roku.
Wiemy, że około 150 karetek będzie dostarczonych do końca grudnia. Od samego początku bardzo wnikliwie monitorujemy postępy tego projektu i deklarowaliśmy, że dla tych, którym nie uda się sfinalizować zakupu do końca roku, znajdziemy rozwiązanie. Tę obietnicę udało się zrealizować – nowelizacja tzw. ustawy okołobudżetowej daje dodatkowe cztery miesiące na zakończenie procedur przetargowych. Skoro jednak trzy czwarte pojazdów udało się kupić w planowanym terminie, to widać, że nie był to chybiony pomysł. Zwłaszcza że czas na przygotowania był od sierpnia, bo wtedy przekazaliśmy dokumenty potrzebne, by rozpocząć postępowania.
Jakich jeszcze zmian możemy się spodziewać w przyszłym roku?
Intensywnie pracujemy nad bilansem czterdziestolatka. Mamy koncepcję z Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT), chcemy ją do końca roku przekuć w projekt ustawy i w styczniu przekazać go do konsultacji, ponieważ ustawa ma być gotowa na 100 dni rządu. Myślę, że z takich badań już w pierwszym roku skorzysta setki tysięcy osób. Pracujemy także nad zachętami dla szpitali do wspólnego kupowania leków.
Taka możliwość istnieje przecież już od jakiegoś czasu i nie dotyczy tylko leków. Nie jest wykorzystywana?
Dopiero zaczyna być. Obecnie zdarza się, że takie same leki w ramach programów lekowych w różnych szpitalach mają istotnie różne ceny. Od wielu tygodni Narodowy Fundusz Zdrowia analizuje wyniki postępowań w placówkach na terenie całego kraju tak, aby pierwsze zakupy organizowane przez NFZ objęły te przypadki, w których efekt będzie największy. Warto pamiętać, że tu nie chodzi o to, aby więcej pieniędzy zostało w kasie funduszu, tylko o to, aby w ramach budżetów zaproponować dostęp do leczenia większej liczbie pacjentów. Na razie bardzo dużo postępowań w ochronie zdrowia to te, do których zgłasza się tylko jeden podmiot. Świadczy to o tym, że prawdopodobnie można poprawić dokumentację przetargową tak, aby zwiększyć konkurencję. A większa konkurencja to więcej pacjentów, którzy skorzystają z leczenia.
W przyszłym roku resort powinien też zacząć pracować nad wdrożeniem wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zakwestionował przepis zobowiązujący samorządy do spłacania długów podległych im szpitali. Wiadomo już, w którą stronę pójdą zmiany?
Analizujemy obecnie uzasadnienie wyroku. Chcemy przygotować takie przepisy, żeby jasno pokazać, jak powinien postępować samorząd w sytuacjach, kiedy szpital ma stratę. Nie zgadzamy się z tym, co już stwierdzili niektórzy samorządowcy, że zobowiązania szpitali powinny być przejmowane przez Skarb Państwa. Widać bowiem, że pomiędzy poszczególnymi placówkami są duże różnice – w podmiotach o podobnej liczbie łóżek i wysokości kontraktu rentowność jest zupełnie inna.
Chcemy promować szpitale, w których jest najlepsza jakość zarządzania, bo to przekłada się na wynik finansowy. Zamierzamy m.in. zorganizować dla najlepszych menedżerów studia MBA, za które zapłaci resort. Liczymy na to, że dostaną oni potem szansę nie tylko w takich placówkach, które dobrze funkcjonują, ale też tych, które sobie teraz nie radzą. Widzimy, że kiedy nie ma nadzoru ze strony organu założycielskiego, to problemy się pogłębiają. A jeśli komuś zależy na takim gospodarskim podejściu, udaje się utrzymać pozytywny wynik finansowy.
Ale nawet ci, którzy teraz dobrze sobie radzą, z niepokojem patrzą w przyszłość, choćby ze względu na przyszłoroczny wzrost płacy minimalnej. Czy resort wesprze lecznice w sprostaniu temu wyzwaniu?
Na pewno będą zmiany związane z tym, że we wszystkich porozumieniach zobowiązaliśmy się, że początek 2020 r. to będzie czas, kiedy usiądziemy do rozmów i będziemy się zastanawiali, jak w kontekście sytuacji na rynku pracy podejść do finansowania podmiotów leczniczych. Przed tymi negocjacjami nie ma sensu mówić o szczegółach. Na pewno przygotujemy takie propozycje, które pozwolą pogodzić oczekiwania pracowników dotyczące wzrostu wynagrodzenia – takiego, jakie jest w innych sektorach gospodarki – i potrzeby lecznic, które wraz ze wzrostem wynagrodzeń potrzebują więcej środków na swoje bieżące funkcjonowanie. To są rzeczy, które da się połączyć.
Jednym z porozumień, które trzeba będzie renegocjować, jest to zawarte na początku 2018 r. z rezydentami. Resort jest przygotowany do tych rozmów?
Tak, jesteśmy na to gotowi. Trochę martwi mnie, że druga strona wbrew faktom twierdzi, że to porozumienie złamaliśmy. Każdy, kto zapozna się z jego treścią, będzie miał pewność, co dokładnie obiecywaliśmy. Decyzją obu stron ten najważniejszy dla naszych partnerów postulat dotyczący wzrostu nakładów na ochronę zdrowia został bardzo konkretnie wpisany do porozumienia. I ten zapis znalazł się także w nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej. Wzrosły także wynagrodzenia. Specjaliści zarabiają więcej, rezydenci również. Dążymy do poprawy sytuacji wszystkich pracowników medycznych i systematycznie przeznaczamy na to środki. Każdy, kto rzetelnie patrzy na te kwestie, musi dostrzec, że w 2019 r. miał miejsce bezprecedensowy wzrost środków na ochronę zdrowia w Polsce. I nie jest przypadkiem, że był to rok następujący po podpisaniu porozumienia. Co do pozostałych jego elementów – są takie, które mogliśmy zrealizować lepiej, ale na pewno nie można nam zarzucić, że nie podjęliśmy żadnych działań.
Które to elementy?
Na pewno ze względu na objętość i skomplikowanie materii opóźniły się prace nad ustawą o zawodzie lekarza. Ale ten projekt jest dla nas ważny i zrealizujemy go do końca. Ponadto nie wszystkie udogodnienia udało się wprowadzić tak szybko, jak to było deklarowane, np. narzędzie do wspierania lekarzy przy określaniu poziomu refundacji leku – liczyliśmy, że uda się je udostępnić wcześniej, ale wymagało to od nas przejrzenia dokumentacji wszystkich leków, które są w Polsce objęte refundacją. To było duże wyzwanie, ale się udało. Jeśli chodzi o asystentów, to od ubiegłego roku działa Rejestr Asystentów Medycznych, dzięki któremu mogą oni w imieniu lekarzy wystawić e-zwolnienie i e-receptę. Na pewno w przyszłości będziemy mogli rozszerzyć ich kompetencje i lepiej umocować w systemie.
Lepiej, czyli jak?
Powinniśmy wspólnie ze środowiskiem lekarskim wypracować dokładny kształt tego zawodu i opis uprawnień. Warto patrzeć na doświadczenia z zagranicy, gdzie cyfryzacja ochrony zdrowia doprowadziła do tego, że wyłonił się nowy zawód – medical scribe, czyli ktoś, kogo wyłącznym zadaniem jest przekładanie tego, co mówi lekarz, na dokumentację. Jeśli chcemy mieć coraz lepszej jakości dane, to musimy ponieść dodatkowe koszty przenoszenia ich do systemu.
Wróćmy jeszcze na chwilę do ustawy o zawodzie lekarza. Resort wpisał tam regulacje dotyczące ułatwień dla lekarzy cudzoziemców, którzy chcą pracować w Polsce. Medykom się ten pomysł nie podoba.
Wydaje się, że jest to realizacja postulatu środowiska, które alarmuje, że jest za mało lekarzy w Polsce. W tej sytuacji każdy sposób, który ma ułatwić podejmowanie pracy osobom z odpowiednimi kwalifikacjami, jest dobrą drogą. Oczywiście nie jest tak, że sposobem rządu na rozwiązanie problemów kadrowych jest sprawdzenie lekarzy z Ukrainy. To tylko jeden ze sposobów, żeby uelastycznić ten rynek pracy, co we wszystkich branżach przynosi pozytywne skutki.