Rada Gabinetowa jest instytucją nadzwyczajną (...). Ale jeżeli chodzi o dzisiejszą sytuację w służbie zdrowia, to nie ma wątpliwości, że jest to sprawa szczególnie ważna dla obywateli i dla państwa. Stąd istnieją wszystkie konstytucyjne przesłanki, żeby Radę Gabinetową zwołać, co też uczyniłem...”. Tymi słowami 14 stycznia 2008 r. śp. prezydent Lech Kaczyński otworzył jej posiedzenie.
Powodem była sytuacja finansowa systemu lecznictwa i żądania płacowe. Powtórka z historii? Owszem. Od 25 dni młodzi lekarze głodują, bo domagają się zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia oraz podwyżek wynagrodzeń. I chociaż zdążyli się z nimi spotkać politycy PiS, z panią premier na czele, został powołany specjalny zespół, a rząd przyjął projekt ustawy, która zwiększa nakłady publiczne na lecznictwo do 6 proc. PKB do 2025 r., to końca sporu nie widać.
Głodówka rezydentów zbiega się z dwuleciem gabinetu premier Beaty Szydło. I choć sukcesów mu nie brakuje, to protest medyków rzuca na nie cień. Z negocjacji podjętych przez PiS nic nie wyszło, udziału prac w zespole odmówili rezydenci i wszyscy członkowie Rady Dialogu Społecznego, a projekt przyjęty przez rząd nie spełnia oczekiwań głodujących.
Więcej – wczoraj w Małopolsce był dzień bez przyjęć pacjentów. Protest medyków to już nie fanaberia garstki zapaleńców. Sytuacja jest poważna, więc skoro rząd nie umie sporu rozwiązać, to powinien się w to włączyć prezydent Andrzej Duda. Zwołanie Rady Gabinetowej jest środkiem nadzwyczajnym, ale i okoliczności są wyjątkowe. Przedłużenie zaś obecnego stanu zawieszenia nie wzmacnia również pozycji głowy państwa.