Wbrew pierwotnym planom resortu zdrowia u farmaceuty nadal kupimy nie tylko leki, lecz także kremy, szampony czy płyny do demakijażu.
Cienka granica opłacalności / Dziennik Gazeta Prawna
Jeszcze w październiku Ministerstwo Zdrowia chciało zabronić aptekom sprzedaży kosmetyków. Pomysł na antenie Polskiego Radia uzasadniał wiceminister Krzysztof Łanda.
– Nie będzie tak, że apteka sprzedaje jakieś kosmetyki, szampony, farby do włosów czy wręcz żelazka, które niektórzy oferowali jako dodatek do leków – argumentował odpowiedzialny za przygotowanie nowelizacji prawa farmaceutycznego wiceminister.
Stanowisko ministerstwa w ciągu dwóch miesięcy uległo jednak istotnemu przeobrażeniu.
– Ostatnie analizy asortymentu aptecznego, pod kątem celów, jakie ministerstwo chce osiągnąć, wskazują, że nie jest zasadne usuwanie z aptek kosmetyków. Stąd też na dziś wypracowywane rozwiązania zmierzają do pozostawienia tego asortymentu bez zmian – poinformowało biuro prasowe resortu. Wiadomość jako pierwszy podał portal wiadomoscikosmetyczne.pl. Wielu drobnych aptekarzy odetchnęło z ulgą.
Zlikwidowana skaza
Ostatnie tygodnie dla lokalnych farmaceutów były dobre. To za sprawą poselskiego projektu nowelizacji prawa farmaceutycznego, który uderzy w sieci apteczne – a przez to mimochodem wzmocni tych najmniejszych w branży. Na różowych okularach przeciętnego farmaceuty istniała jednak wyraźna rysa w postaci planów projektu rządowej nowelizacji. A konkretnie ministerialnej wizji wprowadzenia zakazu sprzedaży kosmetyków w aptekach. Jest bowiem tak, że dla wielu aptekarzy biznes – gdyby zabronić im handlu szamponami, płynami do demakijażu czy balsamami – stałby się nieopłacalny. Duże sieci bez trudu poradziłyby sobie z tym ubytkiem. Tym bardziej że wiele z nich prowadzi również drogerie. Drobni farmaceuci jednak zostaliby postawieni pod ścianą.
Tak się jednak nie stanie. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, przekonująca okazała się argumentacja Naczelnej Izby Aptekarskiej, która stanęła murem za sprzedażą kosmetyków w aptekach.
– Kosmetyki, które mogą być przedmiotem obrotu w aptekach, z uwagi na cel, któremu służą, tj. ochronę, pielęgnację, utrzymanie czystości ciała lub uzupełnienie procesu terapeutycznego, a także z uwagi na drogę podania (zewnętrzne powierzchnie ciała: skóra, włosy, wargi, paznokcie, zewnętrzne narządy płciowe, zęby i błona śluzowa), powinny nadal być przedmiotem obrotu w aptekach, a ich sprzedaż powinna być dokonywana pod nadzorem farmaceuty, którego wiedza zdobyta na studiach obejmuje również naukę z zakresu kosmetologii – uważa Elżbieta Piotrowska-Rutkowska, prezes NIA.
Zwraca ona uwagę na to, że blisko 90 proc. prozdrowotnych kosmetyków dystrybuowanych obecnie przez apteki nie jest dostępnych w obrocie pozaaptecznym. Wprowadzenie zakazu sprzedaży tych produktów w aptekach skutkowałoby przesunięciem ich dystrybucji do obrotu pozaaptecznego, w tym do sklepów ogólnodostępnych. A to, w ocenie samorządu aptekarskiego, byłoby szkodliwe dla konsumentów, gdyż przeciętny sprzedawca w sklepie na pewno wie mniej o kosmetologii niż farmaceuta.
Wiedza dla pacjenta
I tu docieramy do drugiego powodu, dla którego kosmetyki pozostaną w aptekach. Otóż w wielu placówkach zatrudnieni są wykształceni kosmetolodzy, którzy posiadają jednocześnie tytuł technika farmacji. Nikt tak dobrze nie dobierze produktu do potrzeb jak oni. Rzecz w tym, że gdyby wprowadzić zakaz sprzedaży kosmetyków w aptekach, wielu specjalistów straciłoby pracę.
– Planowane regulacje związane z zakazem sprzedaży kosmetyków w aptekach mogłyby również okazać się dużym ciosem w i tak już kiepsko radzący sobie zawód kosmetologa. W obliczu braku jakichkolwiek regulacji prawnych kosmetolodzy, jako nowy zawód, mają ciężki los – wskazywała niedawno na łamach gabinetodzaplecza.pl Anna Wydra-Nazimek, specjalistka ds. beauty marketingu.
Przesądzające dla resortu zdrowia mogło okazać się jednak stanowisko konsultanta krajowego w dziedzinie dermatologii. Profesor Joanna Maj w piśmie wysłanym do Konstantego Radziwiłła podkreśliła, że wycofanie z aptek m.in. emolientów (preparatów natłuszczających skórę) może „znacząco wpłynąć negatywnie na zdrowie i jakość życia pacjentów”. – Nie wyobrażam sobie, żeby fachowość i wiedzę farmaceutów w tej dziedzinie mogła zastąpić nawet najlepiej wyszkolona ekspedientka w sklepie drogeryjnym – podkreśliła prof. Maj.
Jak się okazuje, przekonała urzędników do zaniechania zmian.