Wójt może bezkarnie zwlekać z rozpisaniem konkursu na sekretarza nawet dwa lata, chociaż ustawa każe to zrobić w ciągu trzech miesięcy. Sąd nie dopatrzył się przestępstwa.
Dziennik Gazeta Prawna
Od 1 stycznia 2009 r. w każdym urzędzie gminy, starostwie powiatowym i urzędzie marszałkowskim powinny zostać utworzone stanowiska sekretarza gminy, powiatu i województwa. Jak szybko się okazało, samorządy niechętnie decydowały się na tworzenie tych posad. Argumentowano, że nie ma takiej potrzeby, bo jest np. zastępca wójta, a na rynku pracy nie można znaleźć osób z odpowiednim doświadczeniem. W efekcie posady te latami nie były obsadzane lub w ramach oszczędności funkcje sekretarza pełnił jednocześnie zastępca wójta lub burmistrza.
Sejm w 2013 r. zmienił przepisy w tym zakresie – od tej pory nabór na to stanowisko musi być przeprowadzony w ciągu trzech miesięcy od pojawienia się wakatu. Co więcej, wprowadzono zakaz powierzania tej funkcji innym samorządowym urzędnikom. Prawnicy uznali, że taki przepis jest wystarczający, aby w razie jego niewykonania zarzucić kierownikowi jednostki samorządowej łamanie prawa. Jak się okazało, w tym roku zapadł pierwszy prawomocny wyrok sądu w takiej sprawie, w którym stwierdzono, że zwlekanie z konkursem ma znikomą szkodliwość.

Zaufanie to podstawa

Zgodnie z art. 5 ust. 1a ustawy z 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1260) nabór kandydatów na wolne stanowisko sekretarza przeprowadza się nie później niż w ciągu 3 miesięcy od jego zwolnienia. W gminie Dydnia (woj. podkarpackie) w grudniu 2013 r. zmarł sekretarz. Jerzy Adamski, wójt gminy, uznał, że nie będzie ogłaszał konkursu, bo na tym stanowisku widzi jednego ze swoich urzędników. Problem w tym, że namaszczona przez niego osoba nie miała wtedy wymaganego ustawą dwuletniego stażu pracy na stanowisku kierowniczym. Przez ponad dwa lata zwlekał z ogłoszeniem naboru – wbrew art. 5 ust. 1a. Na przeprowadzenie konkursu zdecydował się dopiero 17 lutego 2016 r. Przystąpiła do niego jeszcze jedna osoba, jednak nabór wygrała urzędniczka, którą od początku widział na tym stanowisku wójt.
Jeden z mieszkańców powiadomił prokuraturę, która wszczęła w tej sprawie postępowanie i uznała, że wójt dopuścił się naruszenia interesu publicznego. Wniosła do sądu akt oskarżenia o niedopełnienie obowiązku wynikającego z ustawy o pracownikach samorządowych. Jerzy Adamski przekonywał, że chciał, by sekretarzem nie została przypadkowa osoba, która nie zna realiów gminy, ale ktoś, do kogo ma zaufanie. Jak zaznaczył, kierował się dobrem gminy i z tego powodu zwlekał z konkursem. Wskazał, że na jego decyzji nie ucierpiał budżet gminy, a urząd funkcjonował bez sekretarza bez zarzutu. Sąd rejonowy w Jaśle przyznał, że wójt nie dopełnił ustawowego obowiązku, jednak nie ucierpiał na tym interes samorządu i nie zostało zachwiane zaufanie do władzy. Oczyścił wójta z zarzutów i ze względu na znikomą szkodliwość czynu umorzył postępowanie. Prokuratura postanowiła nie wnosić odwołania, co w efekcie sprawiło, że wyrok się uprawomocnił.
Sprawę dla DGP skomentowała sama zainteresowana. – Szef szukał kandydatów, ale nikt nie był zainteresowany pracą na tak odpowiedzialnym stanowisku. Mógł nawet nie ogłaszać konkursu, tylko wybrać mnie w trybie awansu wewnętrznego, ale uznał, że konkurs sprawi, że każdy, kto spełnia warunki formalne, może ubiegać się o tę posadę – mówi Beata Czerkies, sekretarz gminy Dydnia. – Poza tym ustawa o pracownikach samorządowych nie wskazuje sankcji za brak przeprowadzenia naboru – dodaje.
Jednak prokuratura, wnosząc akt oskarżenia, powołała się na art. 231 par. 1 kodeksu karnego. Zgodnie z nim funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
– Ten wyrok jest przykładem, że można bezkarnie łamać przepisy o zatrudnianiu pracowników samorządowych – mówi mieszkaniec gminy, który powiadomił prokuraturę.

Niebezpieczny precedens

Eksperci nie kryją zdziwienia.
– Dla mnie ten wyrok jest zaskakujący, bo skoro prawo nakazuje wójtowi działanie w określony sposób, to nie można się tak po prostu uchylać od tego obowiązku, kierując się chęcią zatrudnienia określonej osoby. Takie działania wypaczają ideę konkursu – mówi prof. Bogumił Szmulik, radca prawny, ekspert ds. administracji publicznej. Według niego takie rozwiązanie będzie zachętą dla innych samorządowców, aby przepisy o naborach były lekceważone.
Sprawa nie jest jednak jednoznaczna. – Najwyższa Izby Kontroli już wielokrotnie wykazała, że w wielu skontrolowanych gminach omija się konkursy i zatrudnia bez naborów, a także awansuje bez określonych wymagań. Nikt tym wójtom i burmistrzom nie zakłada spraw i nie wsadza do więzienia. Tym bardziej byłoby to nieuzasadnione wobec samorządowca, który zwlekał z terminem przeprowadzenia naboru – mówi Stefan Płażek, adwokat, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– O tym, czy tworzyć określone stanowisko i zatrudniać na nim wskazaną osobę, powinien decydować kierownik urzędu, a nie ustawa – dodaje.
Innego zdania jest dr Jakub Szmit z Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert ds. administracji publicznej. Jego zdaniem mówienie w tym przypadku o znikomej szkodliwości czynu wójta jest co najmniej niezrozumiałe. – Ustawodawca, zmieniając przepisy w 2013 r., jednoznacznie podkreślił, że nie może być p.o. sekretarza, i że ta pozycja w samorządzie ma być wzmocniona – podkreśla. Wskazuje, że przecież wójt mógł rozpisać konkurs i zatrudnić na dwa lata sekretarza, a po tym okresie przeprowadzić kolejny nabór, jeśli uznałby, że wybrana osoba jest niewłaściwa.

orzecznictwo

Wyrok Sądu Rejonowego w Jaśle z 28 lutego 2018 r., sygn. akt II K 337/17. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia