Do gminnych kas nie trafiają rocznie miliony złotych, bo dane w ewidencji gruntów i budynków są nieaktualne. I brak jest narzędzi prawnych, by wpłynąć na powiat w tej kwestii.
O sprawie donosi Zrzeszenie Gmin Województwa Lubuskiego (ZGWL). Na jego prośbę z interpelacją w tej sprawie do Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju zwróciła się wiceprzewodnicząca klubu PO Krystyna Sibińska. – Czy nie istnieje potrzeba zabezpieczenia dodatkowych środków finansowych na weryfikację i sprawdzanie danych ewidencyjnych w okresach częstszych niż wyznaczone przez rozporządzenie ministra rozwoju regionalnego i budownictwa? – dopytuje posłanka.
W czym tkwi problem? Mówiąc w skrócie, chodzi o aktualność danych w ewidencji gruntów i budynków. A raczej jej brak. Oraz konkretne skutki tych zaniechań dla gmin – zwłaszcza finansowe.
Jak zauważa ZGWL, zgodnie z art. 1 pkt 1 w zw. z art. 1c ustawy z 12 stycznia 1991 r. o podatkach i opłatach lokalnych (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1785 ze zm.) organem właściwym w sprawach podatku od
nieruchomości jest wójt (burmistrz, prezydent miasta). Natomiast zgodnie z art. 21 ust. 1 ustawy z 17 maja 1989 r. – Prawo geodezyjne i kartograficzne (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 2101) dane zawarte w ewidencji gruntów i budynków stanowią podstawę wymiaru podatków, a art. 22 ust. 1 tej ustawy stanowi, że ewidencję prowadzą starostowie.
– Z zestawienia powyższych przepisów wynika, że gminy, zobowiązane do naliczania i pobierania podatków od
nieruchomości, stanowiących jednocześnie ich dochód własny, są związane z danymi prowadzonymi przez starostów w ewidencjach gruntów i budynków. Aktualność danych zawartych w ewidencji rzutuje więc bezpośrednio na wysokość należności podatkowych, a tym samym na wysokość dochodów gmin – zauważa ZGWL.
Niestety, bardzo często się zdarza, że informacje wprowadzone kilka, a nawet kilkanaście lat temu nie są aktualizowane na bieżąco. Dlatego bywa, że np. na gruntach sklasyfikowanych jako rolne dziś istnieją osiedla mieszkaniowe. A takie sytuacje mają wpływ na wymiar
podatków. – Regularnie sygnalizujemy problem staroście, ale gmina nie ma instrumentów prawnych, by wymusić aktualizację danych w ewidencji. Szacujemy potencjalnie utracone korzyści z tego tytułu na kilkaset tysięcy złotych rocznie – mówi Bartłomiej Bartczak, burmistrz Gubina. Zaznacza jednak, że nie ma pretensji do starosty. – Wiemy, że starostowie nie mają na przeprowadzanie częstszych aktualizacji ani wystarczających środków, ani zasobów kadrowych – dodaje.
Jeszcze dokładniejsze wyliczenia przedstawia nam Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz Kowala. – W mojej gminie działek odrolnionych, przydomowych jest ok. 57 hektarów. Do tego jest jeszcze ok. 50 hektarów działek, które użytkami rolnymi nie są, ale w świetle
prawa mają taki charakter, bo wydziały geodezji starostwa wciąż nie wyłączyły ich z użytkowania rolniczego – mówi. Jak dodaje, wpływy z tych przydomowych działek, gdyby zastosować maksymalne stawki, powinny przynieść ok. 274 tys. zł. – Ale stawki u nas obniżono z 48 do 26 groszy, co przynosi dochód ok. 148 tys. zł. Dla porównania, tych 50 hektarów działek rolnych przynosi tylko 5 tys. zł, a gdyby zastosować stawki maksymalne, dałoby to ok. 10 tys. zł. Gdyby te tereny odrolnić, wpływy mogłyby wynieść ok. 240 tys. zł, licząc po stawkach maksymalnych – szacuje burmistrz.
Jak podkreśla, problem odczuł na własnej skórze. – Sam mam działkę ponad 1800 mkw. Przez wiele lat miała ona charakter rolny. Wtedy płaciłem za nią, według dzisiejszych stawek, 32,49 gr. Od sześciu lat, po odrolnieniu tej działki z własnej inicjatywy, płacę
podatek zwykły. W tym roku zapłaciłem prawie 483 zł – wylicza, zwracając jednocześnie uwagę, że przez nieaktualne dane w ewidencjach za działki o podobnym charakterze jeden mieszkaniec płaci znacznie mniej niż inny.
Przedstawiciele władz powiatowych potwierdzają to, co podejrzewają włodarze gmin. – Zasób geodezyjny, jaki prowadzą powiaty, jest zadaniem zleconym z zakresu administracji rządowej. Niestety, środki na jego realizację są niewystarczające – wyjaśnia Ludwik Węgrzyn, szef Związku Powiatów Polskich.
Wyższy podatek to nie zawsze zysk
Jednakże Eugeniusz Gołembiewski zwraca uwagę na pewien paradoks, który świadczyć może o tym, że choć gminy same podnoszą problem danych w ewidencji gruntów i budynków, to jednak niekoniecznie musi im zależeć na jego rozwiązaniu. – Samorządy przeważnie nie są zainteresowane zwiększaniem swoich dochodów z podatków. I nie chodzi tylko o ryzyko zniechęcenia do siebie mieszkańców. Według moich wyliczeń, aby na podatkach zarabiać, powinny one wynosić ok. 80 proc. stawki maksymalnej. Podwyższając podatki i zwiększając dochody z tego tytułu, gmina traci prawo do subwencji wyrównawczej lub godzi się na jej uszczuplenie. W związku z tym ostateczny bilans może być dla niej niekorzystny – wyjaśnia burmistrz. Ze wspomnianej subwencji korzysta dziś ok. 2,2 tys. gmin.
Ministerstwo Finansów zrzuca z siebie odpowiedzialność za stan rzeczy opisywany przez samorządy. Jako odpowiedzialnych za przekazywanie pieniędzy dla starostów wskazuje wojewodów, zgodnie z art. 129 ustawy z 27 sierpnia 2009 r. o finansach publicznych (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 2077 ze zm.). Resort wskazuje ponadto, że za sprawy związane z szeroko pojętą geodezją i kartografią odpowiada minister właściwy do spraw budownictwa, planowania i zagospodarowania przestrzennego oraz mieszkalnictwa, który sprawuje nadzór nad głównym geodetą kraju.
Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju, odpowiedzialne obecnie za te sprawy, podkreśla, że wskazany w stanowisku ZGWL problem częstotliwości przeprowadzania działań weryfikacyjnych jest pierwszym sygnałem dotyczącym tego zagadnienia, jaki wpłynął do resortu, i zapowiada przenalizowanie tej kwestii.
Wiceszef sejmowej komisji samorządowej Grzegorz Adam Woźniak (PiS) przyznaje, że znany jest mu problem nieaktualnych danych w ewidencjach i związanych z tym konsekwencji dla gmin. – Porozmawiam z przewodniczącym naszej komisji, by problemem zająć się na jednym z posiedzeń – deklaruje. – Gdyby samorządy miały prawo pozyskiwać większe dochody własne, byłoby to bardzo wskazane, zwłaszcza w sytuacji, gdy ewentualne zmiany nie wymagałyby głębokich reform, tylko zapewnienia większej efektywności istniejących mechanizmów – dodaje poseł.