Spośród pięciu serwisów na świecie, wobec których najczęściej żądano usunięcia pirackich treści, dwa należą do polskich firm. To pokazuje skalę problemu w naszym kraju - mówi w wywiadzie dla DGP Piotr Żuchowski, sekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Światowe dane pokazują, że wartość handlu pirackimi produktami z roku na rok rośnie. Jak Polska prezentuje się na tle innych krajów?

Z raportu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych za 2011 r. wynika, że liczba przestępstw przeciwko prawom własności intelektualnej, które zostały wykryte w naszym kraju, wzrosła w niektórych obszarach nawet o 300 proc. w skali rok do roku. Zgodnie z Transparency Raport Google’a, wśród pięciu serwisów internetowych na świecie, wobec których najczęściej żądano usunięcia bezprawnie rozpowszechnionych treści, znalazły się dwa należące do polskich firm. To pokazuje skalę problemu.

Może więc nasze regulacje nie gwarantują wystarczającej ochrony praw autorskich i powinny zostać zmienione?

Racjonalna dyskusja wymaga znajomości faktów, a nie podgrzewania emocji. Konieczne są rzetelne ekonomiczne i socjologiczne analizy. Pierwszym krokiem w tym kierunku było przygotowanie na zlecenie Ministerstwa Kultury raportu, który dotyczył funkcjonowania rynku treści muzycznych online w Polsce. Jego autor, dr Patryk Gałuszka stwierdził wprost, że globalni gracze, tacy jak iTunes czy Spotify, dość późno pojawili się w Polsce m.in. dlatego, że wiedzieli o dużej skali nielegalnego udostępniania utworów w naszym kraju. Podmiotom, które chcą dystrybuować dobra kultury zgodnie z prawem, po prostu trudno konkurować z kimś, kto nie ponosi znacznej części kosztów.
Niebawem rozpoczną się badania rynku audiowizualnego, wydawniczego oraz gier komputerowych. Chcemy w ten sposób przygotować polski rząd i opinię publiczną do dyskusji na temat przyszłości prawa autorskiego, w tym cywilnych środków jego egzekwowania. Komisja Europejska z pewnością rozpocznie ją na początku kolejnej kadencji. Niewątpliwie brakuje wspólnych międzynarodowych standardów, które, szanując prawa obywateli, ułatwiłyby egzekwowanie prawa autorskiego.

Gdy już jesteśmy przy przepisach, chciałbym zapytać także o nasz rynek prasowy. Środowisko wydawców od dłuższego czasu zwraca uwagę, że polskie przepisy są nieprecyzyjne, a nawet wręcz niezgodne z prawem unijnym i powodują, że artykuły prasowe są bezpłatnie rozpowszechniane w internecie.

Na przełomie maja i czerwca przeprowadziliśmy konsultacje społeczne na temat dozwolonego użytku publicznego, czyli wyjątków, które pozwalają na korzystanie z utworów bez zgody ich twórcy. Temu tematowi zostało poświęcone ostatnie Forum Prawa Autorskiego. W jego trakcie zwrócono uwagę, że w art. 25 polskiej ustawy o prawie autorskim znajduje się sformułowanie „aktualne artykuły na tematy”, zamiast użytego w dyrektywie „artykuły na aktualne tematy”. W ten sposób możliwe jest korzystanie bez zgody twórcy ze znacznie szerszego zbioru utworów, niż wynika to z prawa unijnego. W zbiorze aktualnych artykułów mieszczą się np. opublikowane niedawno obszerne teksty analityczne, które w ogóle mogą nie mieć nic wspólnego z aktualnymi wydarzeniami. Większość uczestników forum zgodziła się, że konieczne jest pełne dostosowanie prawa polskiego do regulacji europejskiej. Konsekwencją byłaby możliwość rozpowszechniania, także w sieci, bez zgody twórcy tylko artykułów na aktualne tematy.

Prawo unijne nie przewiduje też wyjątku, jaki jest w naszej ustawie i który pozwala na korzystanie z utworów przez ośrodki dokumentacji i informacji (art. 30 ustawy). Przepis ten jest wykorzystywany przez komercyjne firmy, które na jego podstawie odsprzedają artykuły, nie płacąc wydawcom.

Polska regulacja w tym zakresie dotyczy wyłącznie materialnych egzemplarzy, czyli analogowych postaci utworu. Nie odnosi się w ogóle do kopii cyfrowych. Art. 30 ustawy, który obowiązywał jeszcze przed wejściem Polski do UE, zezwala ośrodkom informacji oraz dokumentacji na sporządzanie i rozpowszechnianie własnych opracowań oraz pojedynczych egzemplarzy fragmentów opublikowanych utworów. Nie oznacza to jednak, że może ona być wykorzystywana przez komercyjne firmy do odsprzedawania artykułów bez płacenia wydawcom. Korzystanie z jakiejkolwiek postaci dozwolonego użytku nie może bowiem godzić w słuszne interesy uprawnionego. Na podstawie art. 30 ustawy nie można więc legalnie prowadzić działalności, która stanowiłaby ekonomiczną konkurencję dla aktywności uprawnionych. Po prostu trzeba im zapłacić za licencję. Podczas ostatniego Forum Prawa Autorskiego zwracano uwagę, że przepis ten w ogóle powinien zostać wykreślony. Nikt w praktyce nie rozpowszechnia już dziś analogowych kopii czy opracowań tekstów prasowych.

W Polsce nie mamy sądu, który specjalizowałby się w prawie autorskim, chociaż takie rozwiązanie funkcjonuje w wielu krajach na świecie. Może już czas na jego powołanie?

Ministerstwo Kultury zdecydowanie wspiera pomysł utworzenia specjalnych wydziałów, które rozpatrywałyby wszystkie sprawy z zakresu własności intelektualnej, czyli prawa autorskiego i prawa własności przemysłowej, np. wynalazków, wzorów przemysłowych czy znaków towarowych. Takie rozwiązanie funkcjonuje w ponad 50 państwach.
Z pewnością pomogłoby to ujednolicić orzecznictwo z zakresu prawa własności intelektualnej w skali Polski. Obecnie sądy w różnych miastach często wyrokują odmiennie, mimo że okoliczności sprawy są identyczne lub bardzo podobne. Utrudnia to planowanie i prowadzenie działalności gospodarczej, m.in. operatorom kablowym, nadawcom telewizyjnym czy przedsiębiorcom internetowym. Brak bezpieczeństwa prawnego spowalnia też udostępnianie legalnej oferty. Tracą więc konsumenci.
Postulat utworzenia wyspecjalizowanych wydziałów, które zajmowałyby się własnością intelektualną, jest zgodnie popierany przez wiele środowisk. Nawet jeśli ich stosunek do prawa autorskiego się różni.

To czy taki sąd zostanie w końcu powołany?

Decyzja o utworzeniu wyspecjalizowanych wydziałów leży jednak w kompetencjach ministra sprawiedliwości, do którego minister kultury występował w tej sprawie już trzykrotnie. Na razie resort sprawiedliwości negatywnie odniósł się do naszych postulatów. Będziemy jednak konsekwentni. Wierzę, że w końcu uda nam się przekonać do rozwiązań, które sprawdziły się praktycznie na całym świecie.

Niedawno trzy organizacje zbiorowego zarządzania zaproponowały dopisanie nowych pozycji, a w tym smartfonów i tabletów, do listy urządzeń reprograficznych. Czy resort kultury widzi potrzebę rozszerzania katalogu urządzeń, w których cenie zawarta jest specjalna opłata na rzecz twórców?

Dotychczasowa lista urządzeń z pewnością wymaga dostosowania do dzisiejszych realiów. Nikt nie korzysta już dzisiaj z magnetofonów, magnetowidów czy kaset, coraz rzadziej do kopiowania utworów używane są płyty CD czy DVD. W ich miejsce pojawiły się nowe urządzenia, które spełniają te same funkcje. Listy urządzeń objętych opłatami były lub są obecnie aktualizowane w wielu państwach UE.
Resort kultury otrzymał dotychczas w ramach konsultacji środowiskowych dwie propozycje zmiany rozporządzenia. Jedna sygnowana przez trzy organizacje zbiorowego zarządzenia, w tym ZAiKS. Autorem drugiej jest ZIPSEE, czyli izba gospodarcza reprezentująca importerów i producentów sprzętu elektronicznego. To są jedynie propozycje do dyskusji. Ministerstwo będzie dążyło do wypracowania rozwiązań kompromisowych, możliwych do zaakceptowania przez wszystkie zainteresowane strony. Jeśli do porozumienia nie dojdzie, resort podejmie w ramach swoich kompetencji wyważoną, racjonalną decyzję.

Od niedawna każdy może się zapoznać z publicznie jawnymi sprawozdaniami organizacji zbiorowego zarządzania. Czytając je, niekiedy trudno jednak się połapać, ile tak naprawdę przekazują twórcom, a jakie są rzeczywiste koszty ich działalności. Czy sposób prezentowania informacji przez organizacje jest dla ministerstwa satysfakcjonujący?

Ocena systemu sprawozdań jest generalnie pozytywna. Przyjęte w Polsce rozwiązania są jednymi z najbardziej szczegółowych. Opinia publiczna uzyskała łatwy dostęp do wielu cennych informacji o działalności organizacji.
Po dwóch latach widzimy jednak, że system wymaga korekt. Jeszcze w tym roku minister kultury i dziedzictwa narodowego zaproponuje zmiany do rozporządzenia, które reguluje zasady składania sprawozdań i zakres informacji udzielanych przez organizacje. Zależy nam na zwiększeniu przejrzystości ich działania. Bardziej czytelne powinny być dane dotyczące repartycji, którą rozumiemy jako faktyczną wypłatę wynagrodzeń i świadczeń kompensacyjnych konkretnym twórcom i innym uprawnionym. Wprowadzenie obowiązku określenia wysokości inkasa na konkretnych polach eksploatacji ułatwi z kolei porównywanie efektywności działania poszczególnych organizacji.