W sektorze publicznym pracownicy korzystają ze zwolnień bez skrupułów. W ubiegłym roku połowa urzędników korzystała ze zwolnienia lekarskiego. W niektórych jednostkach chorowało nawet trzy czwarte zatrudnionych. Podobna sytuacja jest wśród nauczycieli. W firmach prywatnych chorobowe jest ucieczką przed zwolnieniem.
W sektorze publicznym pracownicy korzystają ze zwolnień bez skrupułów. W ubiegłym roku połowa urzędników korzystała ze zwolnienia lekarskiego. W niektórych jednostkach chorowało nawet trzy czwarte zatrudnionych. Podobna sytuacja jest wśród nauczycieli. W firmach prywatnych chorobowe jest ucieczką przed zwolnieniem.
Z danych ZUS wynika, że w 2012 r. na jednego ubezpieczonego przypadało średnio 14 dni zwolnienia lekarskiego. Przeciętną absencję chorobową zawyżają jednak pracownicy sektora publicznego. Na przykład w resortach pracy, gospodarki oraz rozwoju regionalnego wynosiła ona 20 dni na pracownika. W tym ostatnim na zwolnieniach przebywało aż 731 z 1042 zatrudnionych.
Na niższym szczeblu nie jest lepiej. Na jednego pracownika Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego przypada aż 22 dni absencji. Tak jak w większości jednostek również tam liczba zwolnień wzrasta (w ostatnich 2 latach aż o 6 tys. dni do 22,6 tys. rocznie, wzrost o 36 proc.).
Chorobowe chętnie wykorzystują też nauczyciele, mimo że w ciągu roku mają kilka miesięcy wolnego i przysługuje im trzyletni urlop zdrowotny. W ub.r. w Bydgoszczy przebywało na nim 3,4 tys. nauczycieli z łącznej liczby 5,5 tys. wykonujących ten zawód (z tego 421 powyżej 30 dni). W Częstochowie – 1,5 tys. takich zatrudnionych.
/>
– To już prawdziwa plaga, z którą trudno walczyć, bo nauczyciele są chronieni przed zwolnieniem. W rezultacie uczniowie nie realizują podstawy programowej – potwierdza Ryszard Stefaniak, naczelnik wydziału edukacji Urzędu Miasta w Częstochowie.
Wskazuje, że zdarzają się przypadki, gdy nauczyciele korzystają ze zwolnień w szkołach, ale nadal udzielają odpłatnie korepetycji.
Odwrotna sytuacja jest w prywatnym sektorze. Sonda DGP potwierdza, że liczba absencji chorobowych w firmach jest o połowę mniejsza. Na przykład w Grupie Azoty na pracownika przypada średnio nieco ponad siedem dni zwolnienia. Tylko 27 proc. załogi korzystało z niego w ubiegłym roku.
– Sytuacja na rynku pracy jest trudna. Pracownicy cenią zatrudnienie i rzadko chorują – mówi Rafał Bednarczyk, dyrektor biura korporacyjnego zarządzania personelem Grupy Azoty.
Eksperci chcą, aby podobnie było w urzędach i szkołach.
– To skandal. Koszty gigantycznej liczby zwolnień ponoszą wszyscy ubezpieczeni. Trzeba zmienić zasady kontroli przyczyn nieobecności w pracy – mówi Wojciech Nagel, członek rady nadzorczej ZUS, ekspert BCC.
Z kolei PKPP Lewiatan domaga się obniżenia do 60 proc. wysokości zasiłku chorobowego.
– Każdy pracujący dokłada ze swoich pieniędzy około stu złotych na chorego – wylicza Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan.
Urzędnicy i nauczyciele bardzo często korzystają ze zwolnień lekarskich. Wśród nich nie brakuje też tych, którzy z tego powodu w pracy nie byli ponad 30 dni. Dyrektorzy szkół i urzędów nie sprawdzają, czy rzeczywiście nieobecność podwładnych jest uzasadniona. Potwierdza to sonda DGP przeprowadzona w urzędach wojewódzkich, ministerstwach, a także szkołach. Inaczej jest w prywatnych firmach. Z zebranych danych wynika, że do ucieczek na chorobowe dochodzi dopiero wtedy, gdy nad pracownikiem wisi groźba zwolnienia.
Eksperci wskazują, że w sektorze publicznym pracownicy nadużywają absencji chorobowych, bo pieniądze na ten cel pochodzą z budżetu. Pracodawca nie liczy się ze stratami. Dodatkowo praca w urzędach i szkołach jest stabilna, a groźba zwolnień niewielka, co zachęca do nadmiernego korzystania z uprawnień pracowniczych.
Dlatego pracodawcy postulują, aby pierwsze dwa dni urlopu były bezpłatne. Argumentują, że to zmniejszyłoby skalę zwolnień lekarskich.
Z danych ZUS wynika, że w ubiegłym roku osoba ubezpieczona korzystała ze zwolnień lekarskich średnio przez 14 dni. Statystykę tę zawyżają wyraźnie urzędnicy. Na przykład w resorcie rolnictwa średnio na jednego pracownika przypadało ponad 18 dni nieobecności. Aż 582 zatrudnionych w nim urzędników przebywało na zwolnieniu lekarskim (łącznie pracują tam 873 osoby). W Ministerstwie Środowiska na jednego pracownika przypada 20 dni zwolnień. W resorcie gospodarki co siódmy pracownik chorował powyżej miesiąca.
Z kolei wśród nowo utworzonych urzędów tendencja jest odwrotna, bo osoby tam zatrudnione boją się o miejsca pracy. Tak jest np. w ministerstwie Administracji i Cyfryzacji, gdzie średnio na jednego pracownika przypadało tylko 10 dni zwolnienia, czyli poniżej średniej krajowej.
– Urzędnicy dobrze znają swoje uprawnienia i nie mają obiekcji, aby pójść do lekarza i nadużywać zwolnień. To jest grupa najbardziej świadoma swoich przywilejów – wyjaśnia dr Aleksander Proksa, radca prawny, były prezes Rządowego Centrum Legislacji.
W sektorze publicznym jest też zatrudnionych ponad 660 tys. nauczycieli. Należą do nielicznej grupy zawodowej, która ma prawo do urlopu dla poratowania zdrowia. W efekcie w ciągu kariery zawodowej na płatnym zdrowotnym wolnym mogą przebywać nawet trzy lata. Do tego trzeba doliczyć przerwy świąteczne, wakacje i ferie.
Mimo takich przywilejów nie mają obiekcji przed korzystaniem z długich zwolnień lekarskich. Na początku roku szkolnego 2010/2011 w Białymstoku na zwolnieniu powyżej 30 dni przebywało 32 nauczycieli, a w obecnym jest ich już 43. Dodatkowo blisko 300 jest na urlopach zdrowotnych. Podobnie jest np. w Krakowie. W ubiegłym roku blisko 100 nauczycieli nie było obecnych w szkołach ponad miesiąc.
Samorządy i dyrektorzy szkół są bezradni.
– Nauczyciele często przychodzą kilka dni przed upływem 182 dni, które uprawniają dyrektorów do ich zwolnienia, popracują dzień lub dwa i znów uciekają na zwolnienie – wskazuje Ryszard Stefaniak, naczelnik wydziału edukacji urzędu miasta w Częstochowie.
Pracodawcy, którzy mają wątpliwości co do zasadności absencji, mają prawo do kontroli prawidłowego wykorzystania zwolnienia lekarskiego, jeśli zatrudniają powyżej 20 pracowników.
– Docierają do nas sygnały, że szefowie urzędów nie korzystają z takiej możliwości. O ile w firmach brak pracownika powoduje przerwę w produkcji, to w urzędzie jedynie wydłuży się czas załatwiania spraw, co dla samej jednostki nie ma przecież znaczenia – zauważa Bogusława Nowak-Turowiecka, główny specjalista zespołu oświaty zawodowej i problematyki społecznej Związku Rzemiosła Polskiego.
Podkreśla, że w małych firmach, szczególnie tych rodzinnych, każdy dzień nieobecności w pracy oznacza konkretne straty finansowe. Dlatego zatrudnieni tam korzystają ze zwolnień lekarskich tylko w przypadku faktycznie poważnych przypadłości.
Z kolei eksperci wskazują, że osobną kwestią są jeszcze rzeczywiste możliwości przeprowadzenia kontroli pracowników na zwolnieniu. W praktyce tylko ZUS posiada możliwości sprawdzenia, czy faktycznie otrzymała je chora osoba. Takie uprawnienia mają lekarze orzecznicy, którzy mogą wezwać osobę korzystającą z chorobowego na badanie. Dodatkowo kontrola jest możliwa wyłącznie w przypadku osób korzystających z długich zwolnień. Ubezpieczony ma bowiem aż siedem dni na dostarczenie do firmy potwierdzenia niezdolności do pracy.
– I dlatego niezbędne jest wprowadzenie nowego systemu kontroli osób niezdolnych do pracy przez krótkie okresy. Najwyższa pora, aby w końcu ruszył elektroniczny system przesyłania zwolnień lekarskich – wylicza Wojciech Nagel, członek Rady Nadzorczej ZUS, ekspert ds. ubezpieczeń społecznych i pracy Business Centre Club.
Wyjaśnia, że osoba chora odbierając dokument potwierdzający niezdolność do pracy powinna być świadoma tego, że oryginał drogą elektroniczną online zostanie przesłany zarówno do ZUS, jak i płatnika składek. W ten sposób można byłoby kontrolować krótkoterminowe zwolnienia, które stanowią aż 55 proc. wszystkich tego typu zaświadczeń. W I półroczu 2012 roku lekarze łącznie wystawili 4,6 mln druków ZUS ZLA (zaświadczenie na krótki okres). Dla porównania w całym tym okresie łącznie wydano 8,4 mln zwolnień.
Eksperci ubezpieczeniowi wskazują na ogrom kosztów związanych z absencjami.
– W ubiegłym roku wydatki z funduszu chorobowego wyniosły prawie 11 mld zł. Natomiast w tegorocznej ustawie budżetowej na ten cel zostanie przeznaczone ponad 11,5 mld zł – wskazuje Jeremi Mordasewicz, ekspert ubezpieczeniowy Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, przedstawiciel pracodawców w Radzie Nadzorczej ZUS.
Dlatego jego zdaniem należy szybko wprowadzić zmianę w przepisach, zgodnie z którą pierwsze dwa dni zwolnienia lekarskiego nie będą płatne. – Tak jest w bogatej Szwecji czy we Francji – podkreśla.
Zdaniem Agnieszki Chłoń-Domińczak, byłej wiceminister pracy i polityki społecznej, konieczne jest wprowadzenie systemu monitorowania zwolnień lekarskich przez ZUS. Taki mechanizm już działa np. w zakładach należących do Grupy Azoty.
– Nie bez znaczenia jest też profilaktyka – badania okresowe, szczepienia, program opieki medycznej – wyjaśnia Rafał Bednarczyk, dyrektor Biura Korporacyjnego Zarządzania Personelem Grupy Azoty.
Organizacje pracodawców chcą jednak pójść jeszcze dalej.
– Konieczne jest wprowadzenie możliwości, aby płatnik składek miał możliwość częstszego kierowania na badania okresowe pracowników często i długo chorujących – zauważa Wojciech Nagel.
Takie stanowisko nie podoba się lekarzom medycyny pracy. – Pracodawca nie ma nic do tego, jak często są przeprowadzane badania. Zasady kierowania na nie określają przepisy – tłumaczy Ewa Wągrowska-Koski z Instytutu Medycyny Pracy Przychodnia Chorób Zawodowych w Łodzi, krajowy konsultant z dziedziny medycyny pracy.
Obowiązek badań lekarskich jest bowiem określony w art. 229 k.p.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama