Pan Michał zajmował się okazjonalnie kupowaniem programów komputerowych dla firmy, w której jest zatrudniony. – To były wysokospecjalistyczne programy – opowiada nasz czytelnik. – Dodam – kupowałem je od polskiego dystrybutora. Licencję jednak otrzymałem po angielsku. Znam ten język, ale obawiam się, że mogę przeoczyć jakieś subtelności językowe, czytając obcy tekst, a przecież jakieś niedopatrzenie może za sobą pociągnąć konsekwencje prawne. Zastanawiam się więc, czy treść licencji programu sprzedawanego w Polsce nie musi być przetłumaczona na język polski? Wychodzi na to, że nie, a na przykład artykułów spożywczych, środków czystości bez składu po polsku chyba sprzedawać nie można... Dlaczego tu jest inaczej – zastanawia się czytelnik
Problem polega na tym, że pan Michał wyjątkowo zmienił rolę. Kupując oprogramowanie dla firmy, porzucił rolę osoby prywatnej, zwanej też konsumentem, a wcielił się w rolę przedsiębiorcy reprezentującego swój zakład pracy. Jak wyjaśnia Ernest Makowski, starszy specjalista w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów, to konsumenci, jako najsłabsi uczestnicy rynku, mają szczególne prawa. Zgodnie z ustawą o prawach konsumenta, jeżeli kupującym jest osoba prywatna (konsument), przedsiębiorca powinien m.in. udzielić mu informacji w języku polskim na temat oferowanego produktu. Jednak przepisy te nie mają zastosowania do umów zawieranych pomiędzy przedsiębiorcami – dodaje specjalista.
Przedsiębiorcy mogą dość dowolnie kształtować treść umów. Mogą zapisać w kontrakcie, że treść licencji dostarczona zostanie w oryginale, albo mogą uzgodnić przetłumaczenie dokumentu na polski. Pozwala im na to zasada swobody umów przyznająca podmiotom prawnym wolność zawierania i kształtowania treści umów w granicach zakreślonych przez prawo.
Podstawa prawna
Art. 3531 ustawy z 24 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 121). Art. 8 ustawy z 30 maja 2014 r. o prawach konsumenta (Dz.U. z 2014 r. poz. 827).