Duże sklepy RTV i AGD będą musiały zbierać drobny sprzęt elektroniczny i elektryczny nawet, gdy klient nie będzie w nich kupował nowego.
Gospodarka elektroodpadami w Polsce / DGP
Sklepy o powierzchni przynajmniej 400 mkw. ze sprzętem elektrycznym i elektronicznym przyjmą od klienta każde małe urządzenie – stary dyktafon, depilator czy elektryczną szczoteczkę – o ile jego wymiar nie przekroczy 25 centymetrów.
Dziś warunkiem pozbycia się w sklepie elektrośmiecia jest kupienie tam nowego sprzętu. Ten wymóg jednak zniknie. Zmianę taką wprowadzi przyjęta 19 stycznia przez Parlament Europejski nowelizacja dyrektywy w sprawie zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego.
Czeka ona jeszcze na publikację w Dzienniku Urzędowym UE, a od momentu publikacji państwa członkowskie będą miały 18 miesięcy na dostosowanie prawa krajowego do nowych regulacji. Dziś sklep nie musi przyjmować np. starej pralki, gdy klient kupuje tylko suszarkę do włosów. Ma jednak obowiązek pralkę przyjąć, gdy nabywca zaopatruje się w nową.

Klient z workiem śmieci

Zmiana dyrektywy będzie więc sporym ułatwieniem dla konsumentów. To ważne, gdyż za wyrzucanie urządzeń elektrycznych i elektronicznych do zwykłych śmietników czy kontenerów grozi kara grzywny do 5 tys. zł.
– Obecnie każdy market odbiera miesięcznie średnio kilkadziesiąt sztuk dużego sprzętu AGD i od kilku do kilkudziesięciu telewizorów. Natomiast mały sprzęt przynoszony jest przez klientów rzadziej – mówi Wioletta Batóg, rzecznik prasowy Media Saturn Holding Polska. Przekonuje ona, że nowe obowiązki nie będą problemem także dlatego, że obecnie sklepy i tak przyjmują więcej urządzeń, niż tego wymagają przepisy.
– Przyjmujemy również inny sprzęt niż taki, który jest kupowany. Jeżeli przychodzą klienci, którzy nie kupili u nas nowego urządzenia, ale chcą oddać stare, to nie zdarzyło się chyba, żeby sklep odmówił przyjęcia – stwierdza Wioletta Batóg.
Optymizm sklepów może jednak skończyć się, gdy klienci poznają nowe przepisy i będą chcieli pozbyć się jak najwięcej starych gratów, które są może i małe, ale zalegają w piwnicach i na strychach od lat: przestarzałe telefony komórkowe, ładowarki, dawno przepalone lokówki, zdewastowane golarki.
Radosław Skowron, adwokat i partner w kancelarii Kaczor Klimczyk Pucher Wypiór, wskazuje, że nowelizacja dyrektywy nic nie mówi o możliwym limicie oddawania takich urządzeń.
– Każdy konsument będzie mógł przynieść ze sobą bardzo dużą ich liczbę, a sklep będzie zobowiązany do tego, by to wszystko przyjąć – zaznacza Radosław Skowron.



Poziom zbiórki

Co do zasady, to producenci i importerzy urządzeń elektrycznych i elektronicznych są odpowiedzialni za zbieranie i przetwarzanie odpadów tego rodzaju. Nowa dyrektywa podnosi jednak poprzeczkę dla takich przedsiębiorców, ale i daje państwom członkowskim pewną dowolność przy ustalaniu zasad związanych ze zbieraniem zużytego dużego sprzętu: pralek czy telewizorów.
Państwa członkowskie będą mogły zdecydować, czy działający na ich terenie producenci i importerzy urządzeń RTV i AGD mają zbierać docelowo 85 proc. odpadów z takich urządzeń, czy też poziom zbiórki uzależnić od masy wprowadzanego nowego sprzętu na rynek. W takim przypadku Parlament Europejski chce, by docelowo zebrane elektroodpady stanowiły przynajmniej 65 proc. masy urządzeń wprowadzonych na rynek. Polska najprawdopodobniej zdecyduje się ustalać poziomy zbiórki wedle tej drugiej metody.
– Zbieranie zużytych urządzeń w oparciu o liczbę sprzętu wprowadzonego na rynek bardziej mobilizuje wprowadzających, a co za tym idzie, biorą oni większą odpowiedzialność za powstałe odpady. Ponadto wyliczanie poziomu zbierania zużytych urządzeń w oparciu o sprzęt wprowadzony na rynek jest bliższe rozwiązaniom już wdrożonym i jest oparte na danych dostępnych w państwach członkowskich – mówi Grzegorz Zygan z Ministerstwa Środowiska.
Jego zdaniem metoda ta będzie łatwiejsza, niż wyliczanie poziomów zbiórki w oparciu o trudną do określenia liczbę faktycznie powstających elektrośmieci.
– Ilość zużytego sprzętu nie jest znana, wobec czego należałoby ją najpierw oszacować – mówi Grzegorz Zygan. Tłumaczy, że ewentualne niedoszacowanie będzie oznaczało ujemne skutki dla środowiska, gdyż pozostanie więcej odpadów niezebranych. Z kolei w przypadku przeszacowania brakować będzie odpadów do zebrania.
Przedsiębiorcy również postulują, by poziomy zbiórki elektroodpadów były liczone w oparciu o masę wprowadzonych nowych urządzeń na rynek.
– Wiemy, ile sprzętu sprzedaliśmy, i wystarczy od tego obliczyć odpowiedni procent, by dowiedzieć się, ile odpadów musimy zebrać – mówi Michał Kanownik, dyrektor Związku Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego. Potwierdza też, że również producenci czy dystrybutorzy tak naprawdę nie wiedzą, ile elektrośmieci jest na rynku ani jak to obliczyć.
Polska jednak nie od razu będzie musiała zbierać odpady stanowiące 65 proc. masy nowych urządzeń. W UE wymóg taki będzie obowiązywał już w 2016 roku. Jednak Polska, wraz z innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej, wynegocjowała okres przejściowy. Dzięki temu w 2016 roku poziom zbiórki wyniesie 40 proc., a dopiero w 2021 – 65 proc.

Mniej grup do rozliczenia

Przedsiębiorcy, którzy wprowadzają na rynek lodówki, pralki, telewizory czy elektronarzędzia, mają zebrać odpady stanowiące 35 proc. tego, co trafiło do obrotu. Rozliczają się jednak według grup produktowych. Choć w tej samej grupie znajdują się np. lodówki i pralki, to koszt przetworzenia lodówki jest znacznie wyższy niż pralki. W konsekwencji niektóre firmy skupiają się na przetwarzaniu tańszych pralek, a nie lodówek, które wprowadzili do obrotu. Zmiany dyrektywy mają ograniczyć ten proceder. Zgodnie z nimi, zamiast obecnych 10 grup będzie ich 6. I tak np. lodówki znajdą się w pierwszej – „urządzenia wymiany ciepła”. Pralki natomiast trafią do grupy czwartej – „duże AGD”.
Zdaniem Grzegorza Skrzypczaka, prezesa organizacji odzysku ElektroEko, podział na grupy produktowe jest ważną zmianą.
– Stworzono również nową grupę dla małogabarytowego sprzętu telekomunikacyjnego i informatycznego, do którego zaliczają się na przykład nowoczesne telefony komórkowe lub tablety – mówi Grzegorz Skrzypczak.
To jednak nie pomoże łatać dziur w polskim systemie gospodarki elektroodpadami. Szacuje się, że nawet 40 proc. rynku działa w szarej strefie – przetwarzany jest najtańszy sprzęt, zamiast droższego, oraz powstaje fałszywa dokumentacja zawyżająca zbiórkę i recykling.
Być może takie praktyki zostaną ograniczone, gdyż w noweli dyrektywy wskazano, że państwa UE mają wdrożyć u siebie system teleinformatyczny, w którym ma być rejestrowana droga odpadu elektrycznego od momentu jego zebrania do chwili przetworzenia. Oprócz tego w systemie ma znaleźć się dokumentacja związana z przetwarzaniem zużytych urządzeń, tak by było widomo, ile i czego zebrano oraz faktycznie przetworzono.
– Od dawna domagamy się wprowadzenia centralnego systemu, w którym monitorowane będzie to, co się dzieje, np. z każdą wyrzuconą lodówką: od kogo została przyjęta, dokąd pojechała, kto ją poddał recyklingowi. To by uszczelniło system przetwarzania elektrośmieci – mówi Michał Kanownik.
Obecnie inspekcja ochrony środowiska kontroluje jedynie papierową dokumentację, co niewiele daje, skoro wiele dokumentów zawiera fałszywe dane.
Zdaniem Grzegorza Skrzypczaka dyrektywa wytycza kierunki polityki europejskiej wobec zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego na najbliższe lata. Trzeba jednak poczekać na zmiany w polskim prawie, które uwzględnią zarówno nowe regulacje europejskie, jak i głos krajowych praktyków i ekspertów.