Darmowa gra powinna być… darmowa. Takie stanowisko zaprezentowała niedawno Komisja Europejska, która postanowiła przyjrzeć się bliżej jednemu z najdynamiczniej rozwijających się segmentów elektronicznej rozrywki – grom F2P (free-to-play).

Gra toczy się o miliardy

O tym, że rynek aplikacji mobilnych rozwija się w niespotykanym wcześniej tempie nikogo specjalnie przekonywać nie trzeba. KE szacuje, że tylko na Starym Kontynencie zyski z tej branży wyniosą w ciągu najbliższych pięciu lat – bagatela 63 mld euro. Komisja z jednej strony docenia potencjał tego rynku, a z drugiej obawia się o jego „zepsucie” przez firmy, które dążąc do zysku, wprowadzają konsumentów w błąd lub zwyczajnie ich oszukują.

„Europejska branża aplikacji ma ogromny potencjał tworzenia miejsc pracy i wzrostu oraz poprawy naszego życia poprzez stosowanie innowacyjnych technologii. Aby jednak potencjał ten mógł zostać wykorzystany, konsumenci muszą mieć zaufanie do nowych produktów. Wprowadzanie konsumentów w błąd to, rzecz jasna, zły model biznesowy. Jest to również sprzeczne z przepisami unijnymi dotyczącymi ochrony konsumentów. Komisja Europejska oczekuje, że branża dostarczy konkretnych odpowiedzi na obawy obywateli i krajowych organizacji konsumenckich” – podkreśla Viviane Reding, unijny komisarz ds. sprawiedliwości.

W związku z tym, w dniach od 27 do 28 lutego br. zorganizowane zostały specjalne konsultacje dotyczące europejskiego rynku aplikacji mobilnych, w których z jednej strony stołu usiedli przedstawiciele Komisji Europejskiej, a z drugiej – krajowych organów odpowiedzialnych za egzekwowanie prawa oraz dużych firm technologicznych (m.in. Apple’a i Google’a). Dyskusja skupiła się na czterech polach, które wg KE generują najwięcej problemów dla tej branży.

Darmowa gra… musi być za darmo

Pierwsze z zagadnień poruszonych przez KE dotyczy bezpośrednio gier F2P (free-to-play), których twórcy – zdaniem KE – bardzo często wprowadzają konsumenta w błąd. Chodzi o model mikropłatności zaimplementowany w większości takich aplikacji. Wielu producentów konstruuje gry w taki sposób, aby osiągnięcie w nich czegokolwiek bez zakupu dodatkowych elementów i rozszerzeń (lepsza broń, silniejsza postać etc.) było bardzo trudne, a czasami wręcz niemożliwe. W ten sposób producenci starają się zachęcić nas do korzystania z mikropłatności, a co za tym idzie – gra F2P przestaje być darmowa.

Stanowisko Komisji Europejskiej w tej sprawie jest jasne: termin free-to-play powinien odnosić się wyłącznie do gier i aplikacji, które są całkowicie darmowe, tj. nie posiadają (nawet opcjonalnych) systemów mikropłatności – stwierdził niedawno Neven Mimica odpowiedzialny w

KE za politykę konsumencką.

O ile trudno nie zgodzić się ze stanowiskiem, że takie działania w określonych sytuacjach rzeczywiście mogą wprowadzać konsumenta w błąd, o tyle należy również pamiętać, że mikropłatności – choć mocno przez producentów promowane – nie są w grach F2P obligatoryjne. To do gracza należy ostateczna decyzja, czy chce „pójść na skróty” i ułatwić sobie grę, czy też chce kontynuować rozgrywkę w bardziej wymagającym „darmowym trybie”.

Warto podkreślić, że na mikropłatnościach zarabiają jednak nie tylko twórcy aplikacji, ale i dwaj technologiczni giganci – Apple i Google. Firma analityczna Distimo obliczyła, że tylko w listopadzie ubiegłego roku 98 proc. przychodów sklepu Google Play oraz 92 proc. przychodów apple’owskiego AppStore pochodziło właśnie z zakupów „wewnątrz aplikacji”.

Najmłodsi szturmują mikropłatności

Drugim z elementów, który niepokoi Komisję Europejską jest łatwość, z jaką najmłodsi mogą dokonywać zakupów w ramach mikropłatności. KE podkreśla, że tylko w Niemczech, gdzie zyski z mikropłatności osiągnęły w ubiegłym roku 24 mln dolarów, ponad milion konsumentów korzystający z zakupów w ramach aplikacji to dzieci i nastolatki w wieku od 10 do 19 lat.

„Gry nie powinny bezpośrednio zachęcać dzieci do kupowania artykułów w ramach danej gry ani do skłaniania do takich zakupów dorosłych” – podkreśla KE w oświadczeniu. Komisja zachęca więc Google’a i Apple’a do lepszego zabezpieczania swoich sklepów za aplikacjami. Szczególnie w kontekście mikropłatności w grach.

Gigant z Cupertino boleśnie przekonał się już o tym, jak wysoki może być koszt zaniechań w tym zakresie. Niedawno, na mocy ugody z amerykańską Federalną Komisją Handlu, Apple zobowiązało się do zwrócenia konsumentom ponad 32,5 mln dolarów. Te efekt pozwu zbiorowego wytoczonego firmie przez rodziców, których pociechy wydały niebotyczne kwoty na zakupy w ramach aplikacji. Skarżący zarzucali firmie z Cupertino brak klarownej informacji o tym, że wpisanie w sklepie AppStore tzw. hasła rodzica otwiera 15-minutowy okres, w którym dziecko może bez jakichkolwiek ograniczeń dokonywać zakupów „wewnątrz aplikacji”. Rekordzista musiał zapłacić ponad 2,6 tys. dolarów za zabawę jego córki z aplikacją Tap Pet Hotel.

KE zwraca również uwagę na fakt, że zdarzają się sytuacje, w których płatności w ramach aplikacji dokonywane są automatycznie lub w wyniku nieuwagi użytkownika: „Konsumenci – a szczególnie dzieci – wymagają lepszej ochrony przed niespodziewanymi kosztami zakupów w ramach aplikacji. Organy krajowe odpowiedzialne za egzekwowanie prawa i Komisja Europejska prowadzą obecnie rozmowy z branżą w celu rozwiązania tej kwestii, która naraża konsumentów na koszty i grozi zmniejszeniem wiarygodności tego obiecującego rynku. Jak najszybsze znalezienie konkretnych rozwiązań byłoby korzystne dla wszystkich” – podkreśla Neven Mimica.

Pełna otwartość twórców

Ostatni zarzut Komisji Europejskiej dotyczy pomocy technicznej świadczonej przez twórców aplikacji, a raczej jej braku. „Sprzedający powinni udostępniać adres e-mail, aby konsument mógł się z nimi skontaktować w przypadku pytań lub skarg” – podkreśla Komisja Europejska. O ile wcześniejsze postulaty KE mogą wydawać dość kontrowersyjne, o tyle ten ostatni brzmi zdecydowanie najrozsądniej.

Zdarzają się bowiem sytuacje, gdy użytkownicy zwracają się do Google’a lub Apple’a z prośbą o rozwiązanie problemu związanego z daną aplikacją. Niestety obydwaj giganci – mimo że oficjalnie są jej sprzedawcą – często umywają ręce od swojej odpowiedzialności, zrzucając ją na deweloperów. Ci z kolei, w przeważającej większości pochodzą spoza Unii Europejskiej, tak więc dochodzenie jakichkolwiek roszczeń jest tu z góry skazane na porażkę.

Jeśli Komisji Europejskiej rzeczywiście uda się rozmontować tę swoistą „spiralę roszczeń”, to byłby to wielki sukces tego organu. Sukces, który zdecydowanie zwiększy zaufanie użytkowników do podmiotów działających na rynku aplikacji mobilnych. Gra toczy się wszak o ogromne pieniądze - ponad 63 mld dolarów w ciągu najbliższych pięciu lat i oraz milion osób zatrudnionych w tej branży.