Im mniejsza firma, tym większa niechęć do zaciągania pożyczek. Przedsiębiorcy biorą je tylko wtedy, kiedy muszą.
Zaledwie jedna trzecia małych firm korzysta regularnie z bankowych kredytów i pożyczek, by zasilać w ten sposób bieżącą działalność. To wnioski z badania przeprowadzonego na zlecenie firmy faktoringowej NFG z grupy Kaczmarski (w jej skład wchodzi m.in. Krajowy Rejestr Długów). Mała firma w tym ujęciu to taka, która zatrudnia nie więcej niż dziewięć osób, a jej roczne przychody nie przekraczają 5 mln zł.
Autorzy raportu, który powstał na bazie ankiety, zwracają uwagę na dwa istotne aspekty. I to takie, które z pozoru wzajemnie się wykluczają.
Pierwszy to motywacja, jaką kierują się mikroprzedsiębiorcy, wybierając raczej własne środki do finansowania biznesu niż kredyty od banków.
– Nie korzystają z zewnętrznego wsparcia, ponieważ nie chcą się dodatkowo zadłużać. Mają też problem z pozyskaniem finansowania z uwagi na to, że dla banków są po prostu mało wiarygodne – mówi Dariusz Szkaradek, prezes NFG.
To właśnie firmy mikro mają największy kłopot z utrzymaniem płynności. Według danych Krajowego Rejestru Długów w II kw. aż 39 proc. takich przedsiębiorstw wskazywało opóźnienia w płatnościach jako barierę w swojej działalności. Dla porównania: odsetek średnich firm, które miały takie kłopoty, wynosił 19 proc.
Z danych zebranych przez Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii wynika, że zjawisko przeterminowanych należności dotyka 80–90 proc. firm w Polsce. Aż 32,6 proc. przedsiębiorców ma problem z terminową zapłatą za ponad jedną trzecią swoich należności. Według badań Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości przeprowadzonych na zlecenie MPiT na każde należne 1000 zł z tytułu dostarczonego towaru lub usługi aż 250 zł jest opóźnionych.
Drugi aspekt to powody, dla których przedsiębiorcy decydują się iść do banku po pieniądze. Aż 61,3 proc. z nich przeznacza je na zapłatę kontrahentom. Co może sugerować, że gdy problemy z płynnością zagrażają bieżącym rozliczeniom i firma jest pod ścianą, kredyt staje się ostatnią deską ratunku. Pytani o konkretne przyczyny brania kredytów na bieżącą działalność, właściciele firm na pierwszym miejscu wskazują właśnie długie terminy zapłaty w branży, w której działają (49 proc. odpowiedzi), i opóźnienia w płatnościach realizowanych przez kontrahentów (47,6 proc.).
Dariusz Szkaradek zwraca uwagę, że takie podejście do zewnętrznego finansowania jest szkodliwe dla samych firm. To, że korzystają przede wszystkim z własnych środków, a kredyty traktują tylko jako koło ratunkowe, może wystarczyć do utrzymania się na rynku, ale nie do prowadzenia ekspansji.
– To, że mikroprzedsiębiorstwa nie korzystają z zewnętrznego wsparcia, oznacza dla nich stagnację i brak rozwoju – mówi prezes NFG. Bo przy tak niskich marżach, jakie są dziś w większości branż, nie zarobią tyle, by rozwój sfinansować własnymi siłami. Do tego dochodzi strach. Co częściowo można usprawiedliwić: mikroprzedsiębiorcy w łańcuchach dostaw są często poddostawcami dla dużych podmiotów. To uzależnia ich od praktyk płatniczych stosowanych przez odbiorcę i zniechęca do podejmowania dodatkowego ryzyka rynkowego. Piętnowanie niewłaściwych praktyk – poza sankcjami za świadome opóźnianie płatności – to jeden z pomysłów na walkę z zatorami, jakie w opublikowanym ostatnio projekcie przedstawiło MPiT. Resort ten chce, żeby Ministerstwo Finansów mogło pozyskiwać od firm o przychodach większych niż 50 mln euro informacje o stosowanych przez nie terminach płatności i publikować je na swojej stronie. Chodzi nie tylko o informację dla innych kontrahentów, ale też o wywarcie społecznej presji podobnej do tej, na jaką liczy resort finansów, publikując dane o rozliczeniach podatkowych największych podatników CIT.