Mimo kryzysu w Europie, spowolnienia gospodarczego w Chinach i słabych perspektyw dla światowej gospodarki, przyszłość rynku sztuki wygląda całkiem nieźle. – Jesteśmy umiarkowanie optymistyczni – to oficjalne stanowisko domu aukcyjnego Christie’s.

Skąd ten optymizm? Przede wszystkim z dobrych danych o systematycznie rosnącym światowym bogactwie. Według Deloitte Luxembourg i firmy ArtTactic, zwiększa się liczba osób posiadających ponad 1 mln dol. wolnych środków. W 2000 r. było ich 7,2 mln, w 2010 już 10,9 mln. A to ludzie zamożni są motorem napędzającym rynek sztuki. Im większe bogactwo, tym większa potrzeba dywersyfikowania oszczędności.

Jaką karierę zrobił ten rynek w ostatnich czasach, widać po najbardziej popularnym na świecie indeksie Mei-Moses, tworzonym na podstawie transakcji powtórnej sprzedaży dzieł sztuki. W okresie 2000-2011 pobił on na głowę wskaźnik amerykańskiej giełdy S&P500. Rosną też aktywa funduszy inwestujących w sztukę: w 2010 wynosiły 760 mln dol., a w 2011 już 960 mln dol.

Powstanie pierwsza na świecie giełda sztuki

Z badań Deloitte oraz ArtTactic wynika, że jedna trzecia instytucji finansowych poważnie bierze pod uwagę inwestowanie w sztukę i sponsorowanie artystów. Dla nich, a także dla całego rynku, bardzo istotne będzie otwarcie w Luksemburgu European Art Exchange SplitArt – pierwszej na świecie regulowanej giełdy sztuki.

Do wybranych dzieł zostaną przypisane certyfikaty, którymi będzie można handlować. Instytucje finansowe z niecierpliwością czekają na otwarcie giełdy, bo dzięki temu będą mogły traktować je jak aktywo finansowe. Dla rynku jest to bardzo ważne, bo według badań Deloitte i ArtTactic, aż 72 proc. instytucji wealth management obawia się wprowadzania dzieł sztuki bez ich weryfikacji na rynku regulowanym prawem. Giełda pozwoli rozwiązać problem płynności rynku sztuki i zwiększy jego transparentność.

Na polskim rynku coraz więcej zagranicznych inwestorów

W Polsce nastroje są również dobre. Chociaż ekonomiści zapowiadają spowolnienie gospodarcze, krajowi eksperci zajmujący się inwestycjami w dzieła artystów są optymistami. - Na polskich aukcjach obroty od dwóch lat rosną; być może jest to częściowo efekt bujnego wzrostu globalnego rynku sztuki – twierdzi Maciej Gajewski, analityk Domu Aukcyjnego Abbey House. Na pewno pomaga nam dobry wizerunek polskiej gospodarki, który przyciąga inwestorów zagranicznych. Część z nich kupuje naszą sztukę. - Będą oni coraz mocniej wpływać na nasz rynek – zauważa Gajewski.

Wartość polskiego rynku sztuki to ok. 300 mln zł, biorąc pod uwagę zarówno obrót aukcyjny jak i galeryjny. Eksperci KPMG, którzy przygotowali raport o naszym rynku dóbr luksusowych, twierdzą, że jego potencjał to ok. 2 mld zł. - Bez hurraoptymizmu można zaryzykować twierdzenie, że jesteśmy świadkami i uczestnikami budującego się wielowymiarowego bogactwa rodzimego rynku, a spodziewane wyniki mogą się okazać lepsze od prognozowanych – pisze w listopadowym raporcie firmy Stilnovisti Marianna Otmianowska.

Uwaga na bańki spekulacyjne niektórych artystów

Część ekspertów ostrzega jednak przed rosnącą bańką spekulacyjną w światowym handlu dziełami znanych artystów. Zwrócił na nią uwagę Richard C. Morais, felietonista jednego z najbardziej poważanych wśród inwestorów pisma „Barron’s”. A Asher Edelman, znany w USA finansista i pośrednik w obrocie dziełami sztuki stwierdził: - Mamy bańkę spekulacyjną już na 50 artystach.

Być może coś w tym jest, bo na listopadowej aukcji fotografii Miltona H. Green’a zorganizowanej przez warszawską firmę Desa Unicum pojawiły się największe tłumy w historii, a średnia wylicytowana cena była dziesięciokrotnie wyższa od wywoławczej, co nie zdarzyło się chyba nigdy w historii polskich aukcji.

Tymczasem znane powiedzenie graczy giełdowych brzmi: kupuj gdy wszyscy sprzedają, sprzedawaj gdy kupują.