Próbuję poskładać w całość tę węglową układankę. Nie mogę się z nią uporać (i nie tylko ja) od ponad półtora roku i ciągle mi nie wychodzi. Cały czas w tym zestawie puzzli albo coś nie pasuje, albo czegoś brakuje.
Piłsudski zwykł mawiać, że nie można siedzieć na dwóch stołkach, bo prędzej czy później z któregoś się spadnie. W innych mądrościach ludowych jest też o łapaniu dwóch srok za ogon. Ale dość przenośni, choć to właśnie nimi, podobnie jak eufemizmami, posługuje się Ministerstwo Energii nadzorujące branżę górniczą.
Nie ma zamykania kopalń, jest za to „przeniesienie nakładów inwestycyjnych na inne zakłady”, „wyciszanie”, „łączenie zakładów w celu lepszego wykorzystania infrastruktury” i wiele innych (choć i tak przebili nas Czesi z nieczynną kopalnią OKD, o której mówią „zakład w trybie konserwacji”). Z jednej strony nie dziwię się – przedwyborczy deal ze związkami zawodowymi zobowiązuje. Z drugiej strony – może stopniowe dawkowanie nie najlepszych informacji jest lepsze niż terapia szokowa?
Sęk w tym, że mówimy tutaj o górnictwie węgla kamiennego i dziesiątkach tysięcy pracowników tego sektora – przede wszystkim facetach, z którymi nie trzeba się cackać jak z dziećmi. Trochę ich znam i idę o zakład, że woleliby załatwić sprawę po męsku, raz a dobrze, i wiedzieć, na czym stoją. Oczywiście mówię o górnikach, a nie o związkach zawodowych, bo dla nich sytuacja, w której decyzje nie są podejmowane, jest najwygodniejsza. A nawet jak są podjęte – i to po konsultacjach – to i tak dla zasady będą protestować. Przykładem niech będzie decyzja zarządu Jastrzębskiej Spółki Węglowej o zamknięciu w 2017 r. kopalni Krupiński, o czym mówiło się od dawna. W liście do premier Beaty Szydło związkowcy piszą, że... są zaskoczeni takim obrotem sprawy. Cóż – albo ignorowali dotychczasowe sygnały o fatalnej sytuacji tej kopalni, albo robią z tata wariata.
Od wyborów parlamentarnych minie za chwilę rok. PiS nie zostawiał na poprzednim rządzie suchej nitki w sprawach dotyczących górnictwa. Po wygranej w cuglach, bez koalicjanta, bez kolejnych wyborów za pasem – na razie marnuje szansę na to, by górnictwo uratować. Co nie znaczy, że nie robi nic. Przeciwnie. Majstersztykiem było powołanie do życia Polskiej Grupy Górniczej, czego przez wiele miesięcy nie zrobił poprzedni rząd, a PiS zrealizował założenia koalicji PO-PSL. Tylko że PGG działa od 1 m aja, a po czterech miesiącach jej istnienia Komisja Europejska wciąż nie notyfikowała planu naprawczego dla tej firmy. PGG przejęła 11 kopalń Kompanii Węglowej, połączyła je w pięć, ale to nie znaczy, że sześć z nich zamknęła. Na przykład kopalnia Ruda to efekt połączenia Pokoju, Bielszowic i Halemby-Wirek. Oczywiście takie połączenie jest szansą na likwidację – w ten sposób de facto za jakiś czas przestaną istnieć m.in. zakłady Pokój czy Rydułtowy-Anna (ta z kolei wchodzi w skład kopalni ROW powstałej z Jankowic, Chwałowic, Marcela i Rydułtów). Po ich złoże sięgną sąsiednie zakłady. Ale i tu rządowi przez gardło nie przechodzi słowo „zamknięcie”.
Nie wiem, jak PiS chce wyjaśnić górnikom, że Katowicki Holding Węglowy, który posiada cztery kopalnie, docelowo ma być firmą z dwoma kopalniami. Wieczorkowi bowiem kończy się złoże, Wujek ma być muzealno-doświadczalny, a jego część – tzw. Ruch Śląsk – po prostu zamknięty.
Wczoraj resort energii zapowiedział, że w nowy Polski Holding Węglowy na bazie KHW oprócz Enei i Węglokoksu, które wyłożą odpowiednio 350 i 150 mln zł, zainwestuje państwowe Towarzystwo Finansowe Silesia – 200 mln zł. Nieśmiało przypominam, że TF Silesia miało być inwestorem w PGG i jesienią 2015 r. dostać 2 proc. akcji PGNiG i po 1 proc. PZU i PGE – pakiety warte w sumie ok. 1,4 mld zł. TF Silesia miało też zaciągnąć kredyty na 1 mld zł pod zastaw akcji, a pieniądze zainwestować w PGG. Bruksela zagroziła wówczas wszczęciem postępowania o niedozwolonej pomocy publicznej. Dlaczego więc teraz miałaby się zgodzić? Bo kwota jest mniejsza? Wszędzie mamy wsparcie spółek powiązanych ze Skarbem Państwa.
A Bruksela swoje – pomoc publiczna dozwolona jest tylko na likwidację kopalń. Ministrowie od energii jak mantrę powtarzają, że to się broni biznesowo, itp. Fajnie. Tylko jeśli nawet, to Komisji Europejskiej to akurat nie interesuje. Prędzej da zielone światło Czechom na finansowanie prywatnego OKD, bo zapowiedzieli jego likwidację do 202 3 r ., niż nam, jeśli nie przedstawimy planu dla górnictwa tak, by uzasadniał wykorzystanie państwowych pieniędzy. A takim planem byłoby właśnie uratowanie najlepszych kopalń kosztem najstarszych i najsłabszych. Przepraszam, ale gdy słyszę o „perspektywach” Halemby-Wirka, to opadają mi ręce. Przypomnę tylko rządzącym, że 1 0 l at temu ich wiceminister od górnictwa, Paweł Poncyljusz, głośno zastanawiał się nad zamknięciem tej kopalni po katastrofie, która kosztowała życie 23 osoby.
Kibicuję rządowi w podejmowaniu niepopularnych decyzji. Czasem może trzeba się uderzyć w pierś i powiedzieć: mówiliśmy, że nie będzie zamykania kopalń, ale sytuacja się zmieniła, nie mieliśmy pełnej wiedzy etc.
Trochę się bowiem boję, że w przeciwnym razie może się to wszystko skończyć jak w nieśmiesznym dowcipie: „Operacja się udała, tylko pacjent zmarł”. ⒸⓅ
Znam trochę górników i idę o zakład, że woleliby załatwić sprawę po męsku. Raz a dobrze, i wiedzieć, na czym stoją