MIROSŁAW BIELIŃSKI: Większość inwestorów znajdzie się zapewne w akcjonariacie Energi na długo, dlatego że widzą sens inwestowania w Polsce, doceniają jakość polskich regulacji i dobrze postrzegają firmę, którą kieruję

Jak się czuje szef dużej spółki energetycznej dosłownie chwilę przed debiutem spółki, którą kieruje. Debiut 11 grudnia. Możemy to już potwierdzić?

Wszystko na to wskazuje. Czuję się świetnie, aczkolwiek trochę zmęczony po prawie stu spotkaniach z potencjalnymi inwestorami.

Cena sprzedaży akcji została ustalona na 17 zł, wobec ceny maksymalnej na poziomie 20 zł. Czy jest pan usatysfakcjonowany?

Tak, oczywiście. Cena akcji wyważa interesy wszystkich trzech stron: Skarbu Państwa, który może sprzedać akcje po dobrej cenie, a także pozostałych akcjonariuszy oraz inwestorów, dla których jest to atrakcyjna oferta. A w końcu obecnych drobnych akcjonariuszy, którzy uzyskują pozytywną informację o wartości swojego majątku i zachętę do pozostania w akcjonariacie.

Pula dla indywidualnych graczy została rozszerzona.

Ze względu na duże zainteresowanie inwestorów indywidualnych wielkość tej transzy została zwiększona o ponad 3 mln akcji, czyli ostateczna liczba akcji oferowanych w tej transzy to 24 369 952. Akcje oferowane inwestorom indywidualnym stanowią zatem ok. 17 proc. akcji oferowanych.

Analitycy sugerują, że wzrost kursu na pierwszej sesji nie będzie tak duży jak w przypadku ostatniego dużego debiutanta, czyli PKP Cargo. Podziela pan tę opinię?

Mam wrażenie, że to była publiczna dyskusja między tymi, którzy chcą kupić, a tymi, którzy chcą kupić, by za chwilę sprzedać. W związku z tym każda z tych opinii jest uprawniona, każda ma swoją podstawę, jednak każda z nich ma inny cel.

Przy dużych prywatyzacjach często bywało tak, że pracownicy pozbywali się akcji swojej spółki już na pierwszej sesji, powodując spadek kursu. Nie obawia się pan takiego scenariusza?

Zakładam, że w akcjonariacie pozostaną również pracownicy. Czekali na ten debiut długo, niektórzy nawet 10 lat. Przypuszczam, że swoją przyszłość wiążą nie tylko z etatem w Grupie Energa. Zachętą zarówno dla nich, jak i dla dużych inwestorów, oprócz jakości majątku, jest polityka dywidendy i rozsądny plan inwestycji nakierowany na pomnażanie majątku.

W przyszłym tygodniu już będzie mniej więcej wiadomo, co parlament ustalił w sprawie zmian w systemie emerytalnym. Nie obawia się pan takiej sytuacji, że zainteresowanie akcjami Energi ze strony OFE będzie mniejsze i to będzie wpływało na wycenę spółki?

Kwestia „wycena Energi a OFE” ma charakter krótkoterminowy. Większe znaczenie dla mnie ma kształt przyszłej ustawy na temat energetyki odnawialnej, prawa energetycznego czy inne regulacje, ponieważ prowadzimy w Enerdze biznes regulowany. Oczywiście OFE mogą być akcjonariuszami Energi i nie mam wątpliwości, że tak będzie. To, co się wydarzy w dniu debiutu, ma znaczenie symboliczne dla perspektyw rozwoju Grupy Energa. Nie mówmy o zdarzeniach krótkoterminowych.

A nie obawia się pan, że inwestorzy instytucjonalni – w tym OFE – będą ostrożni, jeśli chodzi o te inwestycje. Przypomnijmy, że to jest branża, którą czekają bardzo duże nakłady inwestycyjne w najbliższych latach.

Nie wiązałbym tego z nakładami inwestycyjnymi, ponieważ wszystkie inwestycje muszą być racjonalne, ekonomicznie efektywne. OFE a Energa, powtarzam, to jest sprawa krótkoterminowa. Dla nas istotne jest to, żeby w akcjonariacie znaleźli się inwestorzy, którzy będą patrzyli na Energę w perspektywie wieloletniej. I nie mam wątpliwości, że tak będzie. Odbyliśmy dziesiątki spotkań z potencjalnymi inwestorami, głównie spoza Polski. Większość z nich znajdzie się zapewne w akcjonariacie Energi na długo, dlatego że widzą sens inwestowania w Polsce, doceniają jakość polskich regulacji i dobrze postrzegają firmę, którą kieruję.

Plany inwestycyjne zakładają wydanie niemal 20 mld zł. Czy one są aktualne?

Tak. Do 2021 r., licząc od 1 stycznia tego roku, chcemy wydać ponad 19 mld zł, z czego ok. 12,5 mld zł zamierzamy przeznaczyć na inwestycje w segmencie dystrybucji, przy czym 4 mld zł z puli ponad 19 mld zł to inwestycje opcjonalne. Oznacza to, że zaczniemy je wydawać tylko wtedy, kiedy zmienią się warunki makroekonomiczne, które sprawią, że inwestycje te staną się opłacalne.

A co to są za warunki?

Jeśli mielibyśmy podjąć się budowy na przykład elektrowni gazowej, to oczekujemy zmiany ceny gazu, zmiany ceny energii, wprowadzenia rynku mocy albo kontraktów różnicowych, czyli takich warunków, które sprawiają, że będziemy pomnażali pieniądze inwestorów, a nie wprost przeciwnie – działali destrukcyjnie na wartość firmy. Nasz podstawowy plan inwestycyjny, co do którego zasadności jesteśmy przekonani, opiewa na kwotę ok. 16 mld zł, przy czym ok. 3 mld zł wydaliśmy już w tym roku. Pozostałe ok. 13 mld zł, zaplanowane na kolejne 8 lat, skierowane zostaną głównie w sektor dystrybucji, a reszta to nakłady na energetykę odnawialną. Swoim planem inwestycyjnym chcemy wzmacniać głównie to, co już jest mocną stroną Energi. Nie będziemy rozpraszać środków.

Wspomniał pan wcześniej o nowej ustawie o OZE. Przypomnijmy, że ogranicza ona trochę dotowanie zielonej energii. Jak to zmienia perspektywy spółki?

Zakładam, że gdy ustawa wejdzie w życie, uporządkuje wiele kwestii. Po pierwsze, zdefiniuje zakres energetyki odnawialnej oraz tę jej część, która będzie wspierana. Obecny kształt projektu ustawy jest dość niekorzystny dla energetyki wodnej, ale w miarę dobry dla pozostałych technologii. Akceptujemy ten projekt ustawy. Zakładany w nim system aukcyjny stworzy szanse na finansowanie projektów inwestycyjnych w formule project finance.